sobota, 30 listopada 2013

31 rozdział

Wątpliwości. 

MASA BŁĘDÓW, WIEM, PRZEPRASZAM.


Otworzyłam oczy, światło było strasznie jasne.; Nie pamiętałam kim byłam i gdzie byłam. Wszystko stało się jasne gdy rozglądnęłam się dookoła, ściany były białe, nie było okien, wokół mnie widziałam inne, puste łóżka.  Byłam w spółce. Odwróciłam się, po mojej prawej stronie, chodził tam i powrotem podirytowany, Justin.  Jego twarz nie okazywała żadnych uczuć, dokładnie tak, jak gdy go poznałam.  Miałam na imię Quinn, zostałam porwana, mieszkałam w spółce i tam znalazłam człowieka, który miał być miłością mojego zycia ; Teraz wszystko było jasne. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć coś i zwrócić na siebie jego uwagę, ale nie miałam odwagi, wolałam , żeby mnie nie zauważył.  Dopiero po chwili zauważyłam, że jestem przekuta do jakiś urządzeń różnymi  rurkami. Zaczęłam się wiercić, nie chciałam być związana, ostatnią osobą która mnie związała był Peter. Moje serce zaczęło bić szybciej gdy sobie o tym przypomniałam, nie chciałam być znowu więźniem. Ciekawe kto mógł mi teraz zrobić krzywdę. Czułam jak brakuje mi tlenu, serce przyśpieszyło jeszcze bardziej bicie a krew płynęła po moim ciele szybciej niż zazwyczaj.
Nagle jedno z urządzeń zaczęło piszczeć a ja czułam się coraz gorzej. Panika. Ogarnęła mnie panika. Zobaczyłam jak Justin odwraca się do mnie, jednym krokiem, dobiegł do mnie. Wydawał się gwałtowny, on też chciał mi zrobić krzywdę, dokładnie tak jak Peter.
-Idź sobie! – Krzyknęłam ze łzami w oczach. Uśmiechał się, dokładnie tak jak Peter.
-Odejdź !! + Krzyknęłam ponownie. Uśmiech Justina zniknął zmieniając się w wątpienie, po czym cofnął się trochę.
Musiałam wołać po pomoc, ktoś musiał przyjść, bo Justin na pewno chciał mnie zaatakować.  Zobaczyłam jak jakiś mężczyzna przybiega do mnie i łapiąc mnie za ramie, wstrzyknął mi coś do krwi.  Urządzenie powoli przestało piszczeć , wrócił do normy, tak jak bicie mojego serca i mój oddech.
-Nie zbliżaj się do niej, jeszcze nie- Ostrzegał mężczyzna w białym fartuchu.
-Ona jest moja, mogę robić co chce. – Powiedział Justin popychając go i zbliżając się do mnie.
-Nie jestem niczyja- Wyszeptałam przekrywając się aż po czubek nosa. Dopiero wtedy zrozumiałam, że byłam kompletnie naga pod cienkim kocem.
-Co ty mówisz Quinn ? – Justin spoglądał nam nie z wątpliwością i cierpieniem wymalowanym na twarzy. 
-Ona wciąż przeżywa traumę, musisz da c jej ….
-Wiem co robię.
Przerwał mi Justin po czym podszedł do mnie. Zbliżył do mnie swoją rękę przez co zaczęłam płakać przestraszona.  Chciał mnie uderzyć? Pobić? Odkryć ?
-Ona płacze , nie bądź natarczywy- Radził lekarz.
Justin delikatnie dotknął moją twarz, pociągnęłam koc aż do oczu odwracając głowę w drugą stronę.
-Zostaw mnie .- Powiedziałam łamiącym się głosem.
-Stracisz ją za zawsze w ten sposób.- Ciągnął lekarz. Odwróciłam się w samą porę aby zobaczyć jak Justin wstaje zaciskając pięści i uderza lekarza w nos .
-Dasz rady się chociaż raz nie wpierdalać ? wyjdź .-  Powiedział przez zęby.
-Jako lekarz nie mogę cię z nią zostawić, mógłbyś zrobić jakąś głupotę która by ją przestraszyła i to może aż za bardzo.
-WYJDŹ! – Powiedział wyraźnie Justin. Lekarz rzucił mi ostatnie spojrzenie, i wyszedł. Nie chciałam by mnie zostawiał z tym psychopatą .
-Idź sobie. – Wyszeptałam patrząc Justinowi w oczy.
- Nie rozumiem czemu, nie zrobię ci krzywdy, oddałbym swoje życie żeby uratować twoje.
Moje serce wiedziało że mówi prawdę , więc dlaczego mój mózg chciał żeby się oddalił ?
-Wróciłem z Indii, bo po naszej rozmowie, pomyślałem że coś jest nie tak .
Zauważyłam ,że trzymał się z pewnej odległości, żebym się nie przestraszyła, typowe dla Justina.
-Potem zobaczyłem cię w tej kałuży krwi i się przestraszyłem , myślałem że jesteś martwa, że cię zabiłem.
Pomyślałam o słowach Petera „ On ma poznać swoją zemstę jak wróci, kiedy pomyśli, że zabił cię swoimi własnymi rękami”. W końcu mu się prawie udało, ale coś poszło nie tak bo nadal żyłam.
-Czemu myślałeś , że mnie zabiłeś ?
Wydawał się zaskoczony moim pytaniem.
-Bo.. więc.. miałem dylemat, nie wiedziałem czy znaleźć lekarza czy zabić Petera. Przez chwilę nie wiedziałam co należy zrobić najpierw.. byłem.. niepewny.  Dyskutowałem z Piterem i minęło troche czasu. On nie uciekł specjalnie, chciał żebym go tam zobaczył, wiedział że będę chciał zająć się najpierw nim. Kiedyś bym tak zrobił , ale gdy zdałem Sb sprawy z powagi sytuacji i zrozumiałem , że lepiej  pomóc tobie, niż się z nim rozprawić.

-Czy on umarł? – Wyjąkałam. Czułam się niemal tak bezradna i bezsilna jak w pierwszych dniach w tym miejscu. Całe zaufanie ,które miałam w stosunku do Justina zniknęło.
-Teraz już ci nie będzie przeszkadzał.
Czyli umarł?
Justin ponownie, niebezpiecznie się do mnie zbliżył. Przykryłam się kocem po sam nos.
-Boli cię ramie? Operowali cię żeby wyjąc kule, chociaż ty o tym nie wiesz, byłem przy tobie cały czas.
Wzrok skierował na moją dłoń, która kurczowo trzymała koc.
-D-dzięki.- Wyszeptałam. Wydawał się miły, zbyt miły tak jak Peter zanim… Zamknęłam oczy nie pozwalając myślom brnąć dalej. Położył swoją ciepłą dłoń na mojej, jego ręce, tak duże w porównaniu do moich mnie przestraszyły. Ciekawe ile bólu mógłby mi sprawić, gdybym znowu zaczęła się drzeć. Zdenerwowałby się, więc zachowałam spokój.
-Chciałabym zostać przez chwile sama.
-Wiem , że mówisz to dlatego, że się mnie boisz. To dlatego ,że przeżywasz traume , ale uwierz mi, nigdy ci nic nie zrobie, żadnej krzywdy.
Wiedziałam , że mówi prawde ale nie widziałam już siebie z jakimkolwiek chłopakiem, byli wszyscy tacy sami ,najpierw tacy mili a póżniej …. Nawet sam Justin mnie zdradzał, Peter mi o tym powiedział i nie wiem dlaczego, ale coś sprawiało , że w to wierzyłam.
-Proszę cię.

Justin oddalił się zawiedziony i cicho zamknął za sobą drzwi. Gdy tylko zostałam sama, moje serce się uspokoiło. Zamknęłam oczy próbują zasnąć, zostawiając za sobą wszystko co się wydarzyło.
--------
Czyjaś dłoń delikatnie gładziła moją twarz gdy się obudziłam.
-Cześć
-Nie chciałem cię obudzić-  Mówił ciepły i niski głos szefa.
Minęło około 4 dni od kiedy ostatni raz widziałam Justina. Codziennie lekarz przychodził do mnie i pytał czy chce z nim porozmawiać, moja odpowiedź brzmiała zawsze „nie”. Wiedziałam, że trauma pozostanie na całe życie, ale już się nie bałam Justina. Przez te wszystkie dni doszłam do wniosku, że on nie był taki jak Peter, nie zgwałciłby mnie; zgwałcił nie, ale zdradził tak.
Czułam się lepiej ponieważ odłączyli mnie już od kroplówek. Ala lekarz powiedział, że powinienem mi ktoś pomóc, żebym wzięła kąpiel.  Zasugerował ,że troche ruchu dobrze mi zrobi.  Chciałam żeby on mi pomógł, ale stwierdził że zajmuje się jedynie operacjami. Sądzę ,że powiedział to celowo. Chciał żeby pomógł mi Justin, ponieważ chciał żeby relacje między nami się poprawiły. Był dobrym człowiekiem. Nie sądziłam że ma rację, jednak wiedziałam że kąpiel dobrze mi zrobił, więc poprosiłam lekarza ,żeby wpuścił Justina.
-Dzisiaj mnie nie wygonisz? – Spytał Justin.
-Nie.
Jego obecność wywoływała u mnie falę bezpieczeństwa i spokoju.
On się uśmiechnął i pogłaskał mój policzek, na co ja zaciągnęłam kołdrę aż po nos.
-Jesteś piękna nawet jak się mnie boisz, skarbie.
Niechcący się uśmiechnęłam. Był słodki, ale tak kłamał…  Traktował mnie jak swoją księżniczkę  ale prawda była taka, że nie byłam jedyną. Chciałabym żeby wszystko znowu tak, jak przed jego wyjazdem.
-Cóż, lekarz  stwierdził ,że musisz się przejść i wziąć kąpiel. Jestem zaszczycony tym, że mnie wybrałaś jako pomocnika.
Był taki szczęśliwy, że mu nie powiedziałam, że nie miałam innego wyboru. Odkrył moje ciało, mimowolnie skuliłam się.  Jeszcze nikt nie pomyślał, że chciałabym jakieś czyste ubrania.  Justin zrobił się czerwony na widok mojego gołego ciała, po chwili jednak niezręczność zmieniła się w smutek. Popatrzyłam na siebie setny raz, byłam pełna siniaków  i ran. Nie mogłam patrzeć na swoje ciało dłużej niż kilka sekund, to było straszne.  Zauważył moje zakłopotanie i zmienił temat.
-Wolisz żebym cię wziął na ręce , czy iść ?
Ja naga w ramionach Justina?
-Nie, pójdę.
Usiadłam na łóżku, potem położyłam nogi na ziemię zaczęłam stawiać powolutku kolejne kroki, opierając się o ramie Justina.  Justin obejmował mój bok i uważał żebym nie spadła. Wiedziałam że był zdrajcą i kłamcą, ale pomimo tego słodko wyglądał, jak tak się o mnie troszczył. Szybko przyzwyczaiłam się do Justina patrzącego w moje nagie ciało.  Wchodząc do łazienki, zauważyłam , że woda już byłą gotowa a gdzieniegdzie w łazience porozrzucane były fioletowe róże. To musiał być pomysł Justina. On myślał ,że ja się nadal go bałam. Może powinnam była mu prędzej czy póżniej powiedzieć o tym ,że wiem o jego zdradach. Justin mocno mnie trzymał dopóki nie położył mnie do wanny . Gdy tylko  poczułam wodę ,zrelaksowałam się momentalnie, on usiadł na krześle obok wanny.
-Dlaczego fioletowe róze ?- Spytałam zaciekawiona.
- Przez telefon powiedziałaś, że twoim ulubionych kolorem jest fiolet.
Kompletnie o tym zapomniałam,  a raczej myślałam wtedy o czymś innym.
-Gdzie je znalazłeś? Nigdy wcześniej takich nie widziałam.
-Szczerze mówiąc to było trochę skomplikowane, to nie są róże tylko jakaś odmiana.
Przytaknęłam, podobał mi się fakt , że poszukał je specjalnie dla mnie. Skoro nie kochał mnie naprawdę, to dlaczego tak o mnie dbał? Justin nabrał trochę płynu i zaczął myc moje ciało. Jego dotyk był lekki i delikatny , uważał na to ,żeby mnie nie zabolało, i miał rację ponieważ miałam całe obolałe ciało. Mogłabym się również dobrze umyć sama, ale jego masarze były przyjemne.
-Quinn, dziękuje.
Powiedział nagle, kiedy już umył moje ciało, nawet włosy i włączył wodę  by spłukać mydło.
-Za co ?
-Byłaś w moich ramionach, straciłaś dużo krwi, ale twoje serce nadal biło. Poprosiłem cię, żebyś mnie nie zostawiła a teraz jesteś tu ze mną, dziękuję.
Jego oczy stały się wilgotne. „Jeśli mogłabym cofnąć czas, próbowałabym umrzeć” chciałam mu powiedzieć. Teraz musiałam żyć z kimś, kto mnie zdradzał. Pomyślałam o biednym Fredzie , to co robił on to było nic w porównaniu do tego co zrobił m Justin.
Unikałam spojrzenia Justina, żeby nie zrozumiał , jak nie komfortowo się czułam w tej sytuacji.  Pomimo tego był rozczarowany, ponieważ oczekiwał jakieś odpowiedzi.
Prawdopodobnie był smutny, ponieważ traktowałam go  z dystansem, ale co mogłam zrobić? W końcu oszukiwał mnie o samego początku.  Może nawet go trochę zdenerwowałam.
Ta łazienka była jednym z najgorszych miejsc w których spędziłam czas z Justinem. Chociaż nie widzieliśmy się przez 4 dni, prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Naprawdę sądziłam ,że to już koniec naszego związku, ponieważ ja bym mu nigdy nie wybaczyła.  
-Jesteś piękna nawet kiedy jesteś mokra.
Powiedział nagle Justin , zrywając się by sięgnąć po duży ręcznik.
Wydawał się tak szczery, jakby słowa płynęły prosto z serca, zbyt szczery.  Każdy jego komplement mnie ranił.  Podszedł do mnie , owinął mnie w ręcznik i, co ogromnie mnie zdziwiło, wziął mnie na ręce i położyła łóżko.  Gdybym mogła, zostałabym  w tej pozycji już zawsze. Pachniał świeżością a jego skura byłą ciepł w porównaniu do mojej, jeszcze mokrej.  Położył swoje wargi na moim czole i mnie pocałował, nie protestowałam, chociaż chciałam.
-Wiem że może to jeszcze za wcześnie, ale obiecaj mi że kiedyś wróci wszystko do normy, że znowu będziesz chciała spędzać ze mną czas.

Podał mi swojego małego palca.  Popatrzyłam w jego pełne nadziei oczy. To by się nigdy nie wydarzyło, ponieważ mnie okłamał, a to złamało mi serce. Położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej . On opuścił swój palec, który pierwszy raz od kiedy się poznaliśmy, nie skrzyżował się z moim.

_____________________

MASA BŁĘDÓW, WIEM, PRZEPRASZAM.

Przepraszam również za to, że tak długo nie było rozdział. Wiem w c*uj czasu... 

piątek, 29 listopada 2013

niedziela, 28 lipca 2013

Informacja

Cześć. Mam dla was wiadomość. Muszę niestety zrobić krótką przerwę. Powodów jest wiele, wiec nie pytajcie nawet ;p Mysle ze to bedzie trwalo okolo 2 tygodnie. Bede starala sie przez te dwa tygodnie napisac wszystkie rozdzialy albo po prostu nic nie tlumaczyc i wrocic za dwa tygodnie dodajac czesciej rozdzialy jeszcze nw nie podjelam decyzji, to bedzie zalezalo rowniez od mojego nastroju.
NIE CHCIALAM WAS ZOSTAWIC Z NICZYM WIEC MACIE TU KAWALEK NOWEGO ROZDZIAL.


Otworzyłam oczy, światło było strasznie jasne.; Nie pamiętałam kim byłam i gdzie byłam. Wszystko stało się jasne gdy rozglądnęłam się dookoła, ściany były białe, nie było okien, wokół mnie widziałam inne, puste łóżka.  Byłam w spółce. Odwróciłam się, po mojej prawej stronie, chodził tam i powrotem podirytowany, Justin.  Jego twarz nie okazywała żadnych uczuć, dokładnie tak, jak gdy go poznałam.  Miałam na imię Quinn, zostałam porwana, mieszkałam w spółce i tam znalazłam człowieka, który miał być miłością mojego zycia ; Teraz wszystko było jasne. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć coś i zwrócić na siebie jego uwagę, ale nie miałam odwagi, wolałam , żeby mnie nie zauważył.  Dopiero po chwili zauważyłam, że jestem przekuta do jakiś urządzeń różnymi  rurkami. Zaczęłam się wiercić, nie chciałam być związana, ostatnią osobą która mnie związała był Peter. Moje serce zaczęło bić szybciej gdy sobie o tym przypomniałam, nie chciałam być znowu więźniem. Ciekawe kto mógł mi teraz zrobić krzywdę. Czułam jak brakuje mi tlenu, serce przyśpieszyło jeszcze bardziej bicie a krew płynęła po moim ciele szybciej niż zazwyczaj.
Nagle jedno z urządzeń zaczęło piszczeć a ja czułam się coraz gorzej. Panika. Ogarnęła mnie panika. Zobaczyłam jak Justin odwraca się do mnie, jednym krokiem, dobiegł do mnie. Wydawał się gwałtowny, on też chciał mi zrobić krzywdę, dokładnie tak jak Peter.
-Idź sobie! – Krzyknęłam ze łzami w oczach. Uśmiechał się, dokładnie tak jak Peter.
-Odejdź !! + Krzyknęłam ponownie. Uśmiech Justina zniknął zmieniając się w wątpienie, po czym cofnął się trochę.
Musiałam wołać po pomoc, ktoś musiał przyjść, bo Justin na pewno chciał mnie zaatakować.  Zobaczyłam jak jakiś mężczyzna przybiega do mnie i łapiąc mnie za ramie, wstrzyknął mi coś do krwi.  Urządzenie powoli przestało piszczeć , wrócił do normy, tak jak bicie mojego serca i mój oddech.
-Nie zbliżaj się do niej, jeszcze nie- Ostrzegał mężczyzna w białym fartuchu.
-Ona jest moja, mogę robić co chce. – Powiedział Justin popychając go i zbliżając się do mnie.
-Nie jestem niczyja- Wyszeptałam przygrywając się aż po czubek nosa. Dopiero wtedy zrozumiałam, że byłam kompletnie naga pod cienkim kocem.
-Co ty mówisz Quinn ? – Justin spoglądał nam nie z wątpliwością i cierpieniem wymalowanym na twarzy. 
-Ona wciąż przeżywa traumę, musisz da c jej ….
-Wiem co robię.
Przerwał mi Justin po czym podszedł do mnie. Zbliżył do mnie swoją rękę przez co zaczęłam płakać przestraszona.  Chciał mnie uderzyć? Pobić? Odkryć ?
-Ona płacze , nie bądź natarczywy- Radził lekarz.

Justin delikatnie dotknął moją twarz, pociągnęłam koc aż do oczu odwracając głowę w drugą stronę.

PRZEPRASZAM ZA TA PRZERWE ;P  

czwartek, 18 lipca 2013

30 rozdział

Rozdział 30- Życie czy śmierć. 




 Obudziłam się obolała na podłodze. Bolały mnie plecy i nadgarstki. Tej nocy strasznie krótko spałam, nie mogłam zasnąć, udało mi się dopiero rano. Rozejrzałam się, nie było Petera.  Podciągnęłam się, udało mi się usiąść. Wiedziałam, że nie wytrzymam z tym psychopatą, Peterem, jeszcze 5 dni. Przypomniało mi się co mówił poprzedniego wieczoru:  On nie ma poczuć moją zemstę teraz, leczy gdy wróci, gdy pomyśli , że zabił cię swoimi własnymi rękami „
Co oznaczało, że bądź co bądź, prędzej czy póżniej miałam umrzeć. Najgorsze w tym było to, że to co mnie czekało miało nastąpić po jakiś 5, długich bolesnych dniach. Ale zdecydowałam , że będę je znosić z dumą. Oparłam głowę o szafkę, zamykając oczy, wtedy przypomniało mi się, że mam jeszcze przy sobie nóż. To jeszcze nie był koniec. Obcinanie lin było, długotrwałe i męczące , ale w końcu byłam wolna. Wstałam szybko i pobiegłam do drzwi, nie miałam określonego celu,  gdziekolwiek w spółce byłabym w niebezpieczeństwie, ale aktualnie każde miejsce było bezpieczniejsze niż tamten pokój. Pociągnęłam za klamkę, ale nie mogłam otworzyć drzwi, byłam zamknięta. Uderzyłam dłonią o drzwi ze złości. Wszystko musiało być przeciwko mnie? Poddałam się, usiadłam na ziemi oparta o drzwi.  Pomyślałam o ostatnim pożegnaniu z Justinem, nigdy więcej bym go już nie zobaczyła, nawet jeśli jemu na mnie nie zależało, chciałam się pożegnać z nim wiedząc , że to naprawdę ostatni raz.  Kiedy wyjeżdżał , bałam się o niego, a powinnam się bać o siebie.  On jednak, mówił mi , że to będzie niebezpiecznie, pouczając mnie jak matka dziecko ,które idzie pierwszy raz do przeczkola.  Uśmiechnęłam się na tę myśl, ponieważ też zachowywałam się w stosunku do niego jak matka ,gdy uczyłam go jak zachowywać się w stosunku do innych. Tak jak znowu on, gdy uczył mnie jak przetrwać w tym niebezpiecznym miejscu. Nagle przypomniało mi się co powiedział. Otworzyłam szybko jedną szufladę, żeby zobaczyć kilka prezerwatyw, zarumieniłam się na myśl o tym, co robiłby, gdybym to przeżyła. Dawał mi motywację do tego by walczyć do końca.
Nie mogłam ciągle czekać na to , że przyjdzie mnie uratować. Tym razem, nikt by mnie nie uratował, musiałam to zrobić sama. Byłam tak zajęta szukaniem broni, którą mi zostawił Justin, że nie poczułam, że ktoś za mną stoi. Coś zimnego dotknęło moją skroń, odwróciłam się powoli.
-Szukałaś tego?
Spytał Peter, mierząc we mnie bronią. Ręce zaczęły mi się trząść i, nagle, zakręciło mi sięw głowie, nie wiedziałam , że jestem gorsza niż jakiś królik.
Wolno wstałam, podczas gdy on nadal mierzył bronią we mnie. Poszukałam jego zielonych oczu i popatrzyłam na niego krzywo, co oczywiście spotkało się jedynie z jego pogardą.
-Połóż nóż- Powiedział spokojnie.
-Inaczej nacisnę spust.
Mogłam rzucić nożem w niego, ale wtedy na pewno by strzelił. W każdym bądź razie, nie chciałam zostać bezbronna, nie chciałam ulec.
-Połóż go na ziemi.- Powtórzył. Ciśnienie w pokoju podwyższało się a pistolet mierzony we mnie nie pomagał. Rzuciłam nóż na łóżko. Peter wolno schował pistolet za pasem.
-Co to miało być? Masz ochotna żarty?
Uśmiechnął się i zrobił krok w moją stronę, przez co musiał się odwrócić. Próbowałam zając jego poprzednie miejsce, żeby dotrzeć do drzwi i uciec.
-Ta, to moja specjalność. – Uśmiechnęłam się, czułam się silna. Byłam pewna, że mogłabym go pokonać gdyby tylko nie miał broni.
-Wygodna podłoga?
 Co za kutas.
-O wiele lepsze niż spanie obok ciebie w łóżku.
Dalej się przesuwałam , żeby znaleźć się w wygodnej pozycji.
-To mnie rani, wiesz?
Zrobił smutną minkę i , może zrozumiejąc moje zamiary, zrobił krok w moją stronę.
-Nieważne, nie rozumiem dlaczego tak mnie nienawidzisz. Nic  ci nie zrobiłem, ja jestem ten dobry.
-Tak, jak cukierek.
On myślał , że jest tym dobry ponieważ, wykorzystał mnie dla zemsty a nie dla chęci. Przeciwnie, z tego co zrozumiałam, miał inne kontakty z dziewczynami, popsute przez Justina.
-Wierz mi , jeśli mógłbym, nie zrobiłbym tego, ale on ukradł moją miłość więc ja zrobię to samo.
Szybko ruszył w moją stronę, ale ja dzięki mojemu refleksowi, zdążyłam zrobić dwa kroki w stronę drzwi. Otworzyłam je, a Peter złapał mnie za biodra i rzuciła ziemię, po czym zamknął drzwi. Wstałam szybko, pomimo bólu , i pobiegłam na drugą stronę pokoju. Nie miałam jak uciec , ale musiałam znaleźć jakieś wyjście w sytuacji, i to szybko.
-No więc Quinn, zawierzmy umowę. – Powiedział Peter, zbliżając się do mnie. Ja cofałam się do tył.
-Czas leci a ja muszę dokończyć swój plan, okej?
-Nie, masz jeszcze 5 dni zanim wróci szef. Masz czas.
Jeśli chodziło o śmierć, lepiej póżno niż wcześniej.
-Zmiana planów.
Czy to znaczyło , że Justin wróci wcześniej?
Uśmiechnął się i rzucił się na mnie, pobiegłam na łóżko i przechodząc po nim udałam się na drugą stronę pokoju. Byłam znowu koło drzwi.  Zrobiłam krok do przodu, ale ujrzałam przed sobą Petera.  Cofnęłam się zdziwiona, był strasznie szybki.
-Przysięgam, że gdyby nie to, że się śpieszymy , leżałabyś teraz na stołówce.
Złapał mnie za nadgarstki.
-Nie wiem, czy sama zdążysz to zrobić, ale opowiem szefowi o tym , jak dzielnie się broniłaś.
Popchnął mnie na ścianę. To był koniec, ale przynajmniej się nie poddałam.
Peter złapał mnie za biodra i ściągnął bluzkę. Próbowałam się uwolnić, nadepnęłam mu na nogę ale nic to nie dało. Zignorował mnie i zaczął ściągać mi spodnie, zaczęłam się wiercić i krzyczeć ale zatkał mi jedną ręką usta.
-Ej, przecież nic ci nie zrobię, wierz mi.
Jego ręka podążyła na moje plecy, rozpinając mi stanik. Nie chciałam by to się zakończyło tak, jak poprzedniego dnia. Próbowałam go odpychać rękami, ale nie ruszyło go to.
-Zrelaksuj się.
No pewnie, może jeszcze kubek ciepłej herbaty? Przecież to i tak już był koniec.
-Nie zrobię ci krzywdę- Wyszeptał, i ściągnął mi również pozostałą część garderoby.
-Tak, jak wczoraj?
Krzyknęłam, i plułam mu w twarz. On trzymał mnie jeszcze mocniej, zatykając mi bardziej usta.
-Słuchaj to wszystko jest tylko dla efektu. Nie chcę cię naprawdę wykorzystać. Muszę przyznać, że wczoraj to zrobiłem, ponieważ chciałem spróbować przed śmiercią, ale nie spodobało mi się.
Peter uderzył mnie mocno w brzuch. Poczułam straszny ból i zaczęłam pluć krwią. Uderzył mnie w ucho, które zaczęło dzwonić, upadłam na ziemię, wtedy zaczął mnie kopać.
-Przestań- Wyszeptałam. Ledwo trzymałam otwarte oczy, więc je zamknęłam. Nie chciałam być tego świadkiem.
-Jeszcze raz przepraszam, to tylko zemsta. Nigdy nie skrzywdziłbym kobiety, wierz mi.
Nie wiem dlaczego, ale wydawał mi się szczery.
-To nie będzie trwało zbyt długo, tylko kilka godzin.
Ciągnął. Kilka godzin tej agonii ? Nie wytrzymałabym.
-Szybko, p-proszę cię. – Wyszeptałam, zauważyłam ,że trzęsą mi się nawet usta.
Peter przyłożył mi lufę do ręki, użyłam całej swojej siły aby odwrócić się by postrzelił mi serce, ale on odwrócił broń.
-Nie.- Wyszeptał. Naładował broń a ja zamknęłam oczy. Minęło kilka sekund całkowitej ciszy, która zdawała się trwać wieczność, zanim usłyszałam i poczułam strzał.  Mimowolnie dotknęłam rany i zaczęłam ruszać szybko nogami, żeby odwrócić swoją uwagę od bólu. Otworzyłam oczy, ale nie miałam odwagi spojrzeć na ranę, wiedziałam tylko buty mojego prześladowcy i czułam na ręce krew.
Dzwoniło mi nadal w uszach, a obraz tracił ostrość.  Zamknęłam oczy na czas, który wydawał się wiecznością.

Poczułam jak ktoś delikatnie podnosi mnie z ziemi. Może umarłam, i jak anioł, potrafiłam latać. Miałam mętlik w głowie, próbowałam otworzyć oczy ale nie mogłam, czułam się jak w innym ciele, nie czułam bólu i nie wiedziałam co się dzieje. Zauważyłam jak szybko biję moje serce dopiero wtedy, kiedy zaczęło zwalniać uspokojone przez  spokojny głos, który prosił mnie bym została. Nie wiedziałam czyi to głos: chciałam mu powiedzieć” ej wszystko w porządku, jestem z tobą” żeby go uspokoić. Próbowałam otworzyć usta ale nie mogłam. Poczułam się lepiej gdy coś zimnego dotknęło moją ranę. Czułam zmianę temperatury, ale nie mogłam na tyle dobrze myśleć, by zrozumieć, na której części ciała to zimne coś się znajdowało. Czułam się jakby dusza a ciało były oddzielnie, gdzieś daleko od siebie, i nie mogły się znaleźć. Poczułam, jak coś lekko głaszcze moje ciało. Poczułam się lepiej, nie czułam bólu, może dlatego , że moje ciało było tak zmęczone, że impulsy nawet nie docierały do mózgu.
Czułam, że cienka nitka która łączyła jeszcze moją duszę z moim ciałem, zaraz się urwie. Czułam się o krok od śmierci i nie wiedziałam jeszcze jaką drogę wybrać. Zawalczyć o życie, czy poddać się i umrzeć?
********************
Przepraszam , że tak póżno L Naprawdę nie miałam weny L

Przypominam o tym żebyście obserwowali na TT główną bohaterkę : @Quinn_TFW_PL i Justina : @JustinTFWPL


-Jeśli chcesz być informowany na TT w prawym górnym rogu znajduję się również zakładka „ informowani”
-TT autorki : https://twitter.com/MariD96 (zauważcie jej header, to jest zdjecie które zrobiłam kiedyś na tego bloga. Teraz zmieniłam ale kiedyś było to *jaram się*)

sobota, 13 lipca 2013

29 rozdział

Rozdział 29- "złodziej serc" 



Otworzyłam oczy próbując sobie przypomnieć co się wydarzyło. Pomyślałam o spojrzeniu Petera, o jego uśmiechu, który na początku był szczery a póżniej zamienił się w złowieszczy śmiech. Leżałam na łóżku z ogromnym bólem głowy. Poruszyłam ręką, gdy zauważyłam, że mam ją podniesioną w górę. Szarpnęłam ostro , gdy nie chciałam się ruszyć, świetnie… byłam przywiązana do łóżka.  I moje nogi i moje ręce były zablokowane. Próbowałam się uwolnić, ciągnąc i szarpiąc za liny, ale nic z tego. Prze te próby jedynie spowodowałam sobie ostry ból nadgarstków. Chciałam żeby był tu Justin, żeby mnie uratował, ale nie było go, właśnie ryzykował życie dla spółki. Ta myśl sprawiła , że jeszcze bardziej się zdenerwowałam. Chciałam krzyknąć, ale nikt by mi nie pomógł, przez ten głupi kod, który trzeba było wklepać, żeby wejść. Nikt go nie znał, tylko Justin i Peter. Udawał takiego miłego, a ja mu uwierzyłam.  Jaka jestem naiwna.  Wszyscy kłamali w tym miejscu, prawdopodobnie nawet Justin, który ukrywał prawdę o tym wszystkich dziewczynach, którym „skradł serca”. Właśnie w tym momencie otworzyły się drzwi.
-W końcu się obudziłaś. – To był głos Petera. Odwróciłam się , żeby na niego spojrzeć.
-Spałaś całą noc i …
 Spojrzał na zegarek po czym dodał:
-I pół dnia .. i wieczór.
-Rozwiąż mnie ! – Rozkazałam- Jestem z szefem , więc mogę ci rozkazywać. Rozwiąż mnie  albo pożałujesz.
-Nie boję się ciebie. – Odpowiedział Peter aż zanadto spokojnie, po czym podszedł do łóżka.
-Ale powinieneś bać się szefa, on będzie cię torturował po czym cię zabije.
-Tak naprawdę, to nie sądzę. Jesteśmy dawnymi przyjaciółmi, ale nawet jeśli to zrobi, nie obchodzi mnie to. Ja szukam zemsty.
-Co ci zrobił?
Justin, który zrobił coś swojemu przyjacielowi?  Swojemu mentorowi ? Nie sądzę. Po za tym nie zostawiłby mnie z kimś, komu coś zrobił. Justin był niewinny, byłam tego pewna, a nawet jeśli nie był, nie wiedział , że zrobił coś przeciwko Peterowi.
-Spokojnie, nie chcę zrobić ci krzywdy. – Ręką oznaczył ścieżkę wzdłuż mojej szyi.
-Zadałam ci pytanie.- Starałam się brzmieć jak najodważniej, w końcu to nie pierwszy raz znajdowałam się w niebezpieczeństwie. On klęknął na łóżku, obok mnie.
-A ja nie odpowiedziałem. – Zaczął coraz mocniej napierać na moją szyję, co spowodowało ,że zaczęłam kaszleć.
-Jeśli cię to pocieszy, jeszcze nie wiem co z tobą zrobię, nie chce żebyś cierpiała. To on ma cierpieć.
Na wspomnienie o tym co Justin mu zrobił, cokolwiek to było, zacisnął mocniej rękę na mojej szyi.
-Puść mnie –Wyszeptałam.
-Racja, nie chcę cię zabić.
Zdziwiłam się , gdy dotarło do mnie ,że jeszcze nie płakałam. Przeciwnie, byłam przekonana, że gdyby tylko mnie rozwiązał, poradziłabym sobie z nim dzięki temu co nauczył mnie Justin.
-Możesz mnie przynajmniej odwiązać? – Spytałam ,znudzonym tonem.
-Żebyś mogła uciekać do Stivie’a? Nie sądzę.
-Skąd wiesz o…
-Te ściany mają uszy. – Uśmiechnął się, przyłapał mnie z Stivie’em ale nie mógł wiedzieć, że był moim przyjacielem, czy mógł? Peter położył dłoń na moim biodrze, był delikatny, mimo wszystko.  To jego zachowanie było dla mnie dziwne. Podniósł do góry moją bluzkę, odkrywając mi brzuch.
-Teraz rozumiem dlaczego mówią, że kobiety cię zauraczają , gdy się na nich spojrzy.
Przegryzł swoją dolną wargę. W tym momencie zaczęłam się martwić. Jeżeli mówiąc „nie zrobię ci krzywdy” miał na myśli , że mnie wykorzysta, to raczej miałam drobny kłopot. Obniżył trochę moje spodnie, wyglądało to tak, jakby był po prostu ciekawy.
-Ściąg swoje ręce od mojego ciała. – Krzyknęłam do niego. To brzmiało niemal jak rozkaz.
-Spokojnie skarbie, nie rozgrzewaj się.  Powiedziałem ci, że nie zrobię ci krzywdy, że to on ma cierpieć. Ja jestem porządnym chłopakiem.
Podniósł bluzkę jeszcze wyżej, a spodnie opuścił mi do kolan.  Instynktownie poruszyłam rękami, żeby go odtrącić, za póżno zrealizowałam, że byłam związana, przez co poczułam ogromny ból nadgarstków.  Kurde, jeśli tylko udałoby mi się wyciągnąć nóż zza pasa.
Peter wstał ,co spotkało się z moim ogromnym zdziwieniem, i oddalił się. Może naprawdę nie chciał zrobić mi krzywdy. Po za tym, nie byłam ani trochę martwiona tym ,że mógł zrobić coś Justinowi w bezpośrednim ataku, coś mi mówiło, że wygrałby na pewno mój chłopak.  Wrócił po chwili, z gołym torsem, trzymając coś w ręku. Patrzyłam na niego w ciszy. Był bardziej umięśniony niż Justin.
Przez strach poczułam ciarki, pomimo wszystko, obiektywnie patrząc, był piękny.
Zbliżył się do mnie i położył mi dłoń na ustach. Gdy ją ściągnął próbowałam otworzyć buzie, wtedy zrozumiałam, że zatkał mi ją kawałkiem taśmy.  Krzyknęłam, ale to nic nie dało, nie było słychać. Peter dał mi znak, żebym byłą cicho.
-Nie chcemy żeby ktoś pomyślał że robię ci krzywdę, prawda? – Uśmiechnął się, i ponownie stanął obok mnie. Potem palcem ściągnął mi w dół również bieliznę.
Znowu krzyknęłam ,ale on mnie zignorował. Zaczęłam panikować:  serce zaczęło bić mi szybciej a łzy uzbierały mi się w kącikach oczu. Mój oddech był niespokojny.
Nie mogłam zrobić nic by go zatrzymać, a najgorsze było to, że on wydawał się rozbawiony. Tak rozbawiony, że się uśmiechał.
-Czyli to tak wyglądacie.
Uśmiechnął  się ponownie,  analizując każdy kawałek mojego ciała i dotykając mnie. Krzyknęłam, próbując uwolnić się od lin. Peter uderzył mnie otwartą dłonią w twarz, przez co odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Cholera jasna, przestań. Krzyczysz od pół godziny. Czemu nie zamkniesz się na chwilę?  Powinnaś się cieszyć. Dużo osób  mnie prosiło, żebym pozwolił im się z tobą pobawić. Nawet chcieli mi za to zapłacić, ale się nie zgodziłem, bo nie jestem zły, robię to co robię tylko po to żeby się zemścić.  Masz szczęście. Jeżeli się nie uspokoisz , zapewniam cię , że jutro zostawię cię nagą na stołówce, zobaczymy czy to przeżyjesz.
Przestałam się wiercić, rozluźniając mięśnie. Nie chciałam skończyć w ten sposób. Sama myśl o tym powodowała u mnie ciarki. Ja, tam, bezbronna i inni pracownicy którzy mnie wykorzystywali.  Łzy, które powstrzymywałam do tej pory, popłynęły wzdłuż moich policzków.
-Widzę, że zrozumiałaś.
Uśmiechnął się, potem ściągnął w dół swoje spodnie. Podniosłam oczy do swoich rąk, nie chciałam być świadkiem tego, co mnie czekało. Zaczęłam cicho szlochać, ale on tego nie zauważył, lub po prostu to zignorował.
-Czemu się na mnie nie patrzysz? Jaki jest twój problem?
Zignorowałam go, nie wystarczyło mu to co mi robił? Chciał mnie jeszcze zmusić do tego bym się na niego patrzyła?
-Patrz na mnie.- Złapał mnie mocno za podbródek, sprawiając mi ból, i odwrócił mi twarz. Jego oczy były bardziej zielone niż wcześniej. Oddalił się, jeszcze stojąc.
-Nie jestem idealny?
Wbiłam wzrok w jego twarz, nie patrząc nigdzie indziej, nie chciałam dać mu tej satysfakcji.
-Patrz na mnie powiedziałem.
Zacisnął palce wokół mojej stopy. Ból stał się tak nieznośny, że byłam zmuszona popatrzeć na niego od stóp do głów. Był typem chłopaka , który każda dziewczyna pragnęła, nie miał ani jednej wady.
-Jestem idealny?
Zadał ponownie pytanie. Przytaknęłam. Z pewnością nie mogłam zaprzeczyć, biorąc pod uwagę w  jak beznadziejnej byłam sytuacji.
-Więc jak uważasz, jak Justinowi udało się skraść miłość mojego życia?
Żyłą na jego szyi zaczęła pulsować, robił się coraz bardziej czerwony, może wspomnienie powodowało , że czuł się jeszcze gorzej. Justin był z inna kobietą przede mną, najbardziej smutne było to, że nie chciał mi o tym powiedzieć, to łamało mi serce. Nie mogłam ufać nawet jemu; odkryłam już prawdę. A wszystkie te noce , kiedy nie był ze mną?  Może był z innymi kobietami? A teraz? Może nie był w Indii, tylko mnie oszukał a teraz siedział sobie z jakąś dziwką.  Nawet on nie uratowałby mnie od Peter’a.
Byłam sama, poczułam jak łamie mi się serce. Łzy zaczęły gęściej spływać po mojej twarzy, oddychało mi się coraz ciężej.
-Natrafił na godnego siebie przeciwnika- Mówił dalej Peter- nie wie z kim ma do czynienia.
W napadzie złości położył się na mnie, opierając się po moich bokach łokciami. Opatrzyłam na niego przez ostatnią chwilę, błagając go wzrokiem o litość. Wiedziałam jednak, że to go nie zatrzyma przed rządzą zemsty.  Potwierdził moje przypuszczenia, z siłą wchodząc we mnie. Krzyknęłam ,ale on zignorował mnie, wchodząc coraz głębiej.  Próbowałam się wyrwać, ale on schwycił mocno moje ramiona, wbijając paznokcie w moją skórę.  Dalej wierciłam się, co tylko pogorszyło sytuację. Uścisk Petera wzmocnił się, a z nadgarstków zaczęła płynąć mi krew, ponieważ sznurek , którym byłam związana wżynał się w moją skórę, gdy próbowałam się uwolnić. Peter zdenerwował się , zaczynając poruszać się we mnie coraz szybciej. Ciągle się wierciłam, aż w końcu nie oderwał się ode mnie. Prawdopodobnie dalej by mnie torturował, gdyby nie to, że telefon zaczął dzwonić. Oddalił się, po chwili, a mój oddech stał się trochę spokojniejszy, byłam bez sił, nie jadłam od ponad 24h.  Popatrzyłam w górę na ręce. Nadgarstki krwawiły , a na ramionach pozostały znaki po mocnym uścisku Petera.
-To on, spróbuj mu coś o tym powiedzieć to zobaczysz. Będziesz miała posiłek na stołówce. To będzie zabawne.
Telefon dalej dzwonił w jego dłoni.  Chciał, żebym odpowiedziała, inaczej Justin zacząłby się martwić.  Mocno oderwał mi taśmę z ust. Nie chciałam rozmawiać z chłopakiem który , jak się dowiedziałam, zdradzał mnie. Peter nacisnął zielony klawisz, żeby odebrać połączenie.
-Cześć księżniczko, jaki jest twój ulubiony kolor? – Jego głos był taki wesoły, słodki , dobry, a on mnie zdradzał, nie mogłam w to uwierzyć.
-No więc? Quinn?
Głęboko nabrałam powietrza.
-Fioletowy.
-Quinn, co ci? – Był zmartwiony, jak osoba której na mnie zależało, może tak było nawet jeśli nie byłam jego jedyną kobietą. Czułam guz w gardle, chciałam krzyczeć o pomoc, ale nie mogłam.
-Nic, wszystko w porządku.
Zamknęłam mocno oczy i przestałam oddychać , żeby nie płakać. Potem zaczęłam myśleć o czymś fajnym, o naszym pierwszym pocałunku. Nie zadziałało, poczułam się jeszcze gorzej.  Peter złapał mnie za ramie i powiedział bezgłośnie:
-Bardziej przekonywująco.
-Quinn, co ci?
Łzy  ciskały mi się na oczy, Peter jeszcze mocniej trzymał moje ramię.
-Jest … dobrze.
Brałam głębokie oddechy.
-Jeśli nie możesz rozmawiać  zapukaj raz.
Zostałam nieruchomo. Pomimo tego, że prawdopodobnie mu na mnie nie zależało, tak jak mi na nim, nie chciałam, żeby mu się coś stało przeze mnie. Nawet, jeśli nie zależało mu na mnie, tak jak mi, wiedziałam , że obwiniałby się o to co by się ze mną stało.
-Okej- Powiedział podejrzliwym tonem.
-Więc, co robisz?
Ciągle czułam w gardle tego guza, który utrudniał mi mówienie. Coś piekło mnie w gardle a serce biło mocno.
-Oglądam…
Musiałam zrobić przerwę żeby zatrzymać łzy i zaczęłam masakrować zębami swoją wargę. Dałam Peterowi znak , by się rozłączył. On uderzył mnie z pięści w brzuch, jakby dając mi do  zrozumienia, że muszę mówić dalej.
-…..Telewizję.
Zakończyłam, nie mogłam już wytrzymać, zaczęłam bezgłośnie szlochać. Peter położył mi rękę na ustach.
 -Przestań- wyszeptał.
-Quinn, jakiś problem?
Powiedział Justin. „tak” krzyczał jakiś głos w mojej głowie. Mój wybawca był tak bliski, a jednak tak daleki i nieosiągalny. Peter zauważył, że mało brakowało, a powiedziałabym mu o wszystkim. Moje umiejętności rozumowania znikły. Rozłączył się, położył telefon i odwrócił się rozwścieczony, uderzając mnie z pięści w twarz. Poczułam krew , która ciekła z kącika moich ust.
Zbliżył się do mnie i rozwiązał mi najpierw nogi, potem nadgarstki. To było takie dziwne. Zrobiłam taką katastrofę z Justinem a on mnie uwalniał. Podniosłam bieliznę i spodnie. Potem poprawiłam sobie bluzkę.
-Dziękuję- Wyszeptałam, byłam tak bardzo zdziwiona, że nawet nie przyszło mi do głowy żeby wyjąć nóż i zaatakować.
-Tak, jasne.
Wszystko się wyjaśniło ,kiedy rzucił mnie na ziemię, co spowodowało ,że uderzyłam się głową o szafkę. Złapał mnie za nadgarstki i związał znowu, po czym sam położył się na łóżko.
-Ty będziesz spać tam, za karę. Nie próbuj nas nigdy więcej tak narazić na niepowodzenie z szefem.- Ostrzegał- On nie ma poczuć moją zemstę teraz, leczy gdy wróci, gdy pomyśli , że zabił cię swoimi własnymi rękami.



**************************

Nie chciałam dodać dzisiaj, ponieważ byłam o jeden rozdział do przodu. Ale dodałam w efekcie już nie jestem o jeden do przodu L. Po prostu czułam , że muszę go dodać dzisiaj, jako podziękowanie za tak liczne komentarze! Aż ponad 100 ! Boziu kocham was, fajnie by było gdyby zawsze było tak dużo. Wdg ankiety na prawym pasku to opowiadanie czyta ponad 300 osób a komentarze ledwo sięgały 40 L
Teraz jeśli chodzi o opowiadanie rzekomo odgapione od mojego tłumaczenia. Dziękuje wam za to , że broniliście mojego bloga. Ta dziewczyna, jak zauważyłam, również go czyta(zobaczyłam jej kom pod jednym z rozdziałów). No nic po prostu dojdę z nią do jakiegoś porozumienia i wszystko się wyjaśni J Nie ma co robić afery.
Wyniki konkursu o Jb. Na TT prawdopodobnie pojawią się w poniedziałek.
Kiedy nowy rozdział? Nie mam pojęcia. Nie wiem czy uda mi się przetłumaczyć nowy rozdział do wtorku ponieważ od dzisiaj do poniedziałku nie będzie mnie w domu J (wyjazdy do rodziny itd.)
Przypominam o tym żebyście obserwowali na TT główną bohaterkę : @Quinn_TFW_PL
-Jeśli chcesz być informowany na TT w prawym górnym rogu znajduję się również zakładka „ informowani”
-TT autorki : https://twitter.com/MariD96 (zauważcie jej header, to jest zdjecie które zrobiłam kiedyś na tego bloga. Teraz zmieniłam ale kiedyś było to *jaram się*)

piątek, 12 lipca 2013

28 rozdział.

Rozdział 28- Podwójna osobowość. 

(Przypominam o czytaniu mojej notatki na końcu)

 
Siedziałam sama w pokoju, prosiłam Petera by nie wchodził, i tak też zrobił. Pomimo moich obaw, wydawał się być dobrych chłopakiem. Myślałam o Justinie, ciekawe co robił, czy wszystko z nim było w porządku.  Na pewno jeszcze nie dojechał na miejsce. Była dopiero 20 a on wyjechał około 11.  Nie wiedziałam czy mój telefon działał również w odległość ale spróbowałam.
„jak się masz?”
Wysłałam wiadomość. Miałam nadzieję , że dostanie wiadomość, pomimo tego , że mój telefon był zaprogramowany do tego, by  porozumiewać się jedynie wewnątrz spółki. Inaczej mogłabym zadzwonić np. na policję albo do rodziców gdy mi go dali, prawda?
„Nastąpił błąd podczas dostarczania wiadomości tekstowej”
Westchnęłam , wiedziałam że tak będzie. Położyłam telefon na fotelu rozglądając się za pilotem, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Koło telewizora, tam gdzie był zwykle go nie było. Zaczęłam go szukać w innych miejscach, np: pod poduszkami, na ziemi, pod fotelem. Nagle usłyszałam jak dzwoni mi telefon.  To musieli być Stivie albo Luke, może chcieli się ze mną spotkać wiedząc , że nie ma Justina. Albo Peter, który chciał wiedzieć, czy czegoś potrzebuję.  Z tropu zbił mnie napis na ekranie „ wiem że za mną tęsknisz” . To Justin próbował się do mnie dodzwonić?  Ja nie zapisałam go tak w kontaktach…
Odpowiedziałam, nawet jeśli to nie był on, co mi szkodziło?
-Halo, tu Quinn.
-Wiem, to ja dzwonię.- To był głos Justina. Uśmiech zagościł na mojej twarzy gdy usłyszałam dźwięk jego śmiechu.
-Dzwonię do ciebie z innego numeru, podoba ci się jak ci go zapisałem?
-Tak.- Zarumieniłam się ale on nie mógł tego zobaczyć. Moje serce zaczęło bić szybciej, byłam taka zadowolona tym ,ze mogłam z nim rozmawiać. Zaczął się śmiać a ja razem z nim.  To nie było tak, jak mieć go przy sobie, ale zawsze coś. Przecież miałam go nie zobaczyć przez jakiś tydzień.
-Jak do mnie dzwonisz? To jaki specjalny telefon?
-Tak.
-Skąd go masz?
-Cholera, jestem szefem.
Zaśmiał się ponownie, wydawał się o wiele bardziej szczęśliwy, niż kiedy mnie opuszczał, ale wiedziałam , że tak nie było. Może udawał po to , żeby podnieść mnie na duchu, tylko jego oczy mogły mi zdradzić co naprawdę czuł, niestety nie mogłam ich zobaczyć.
-Gdzie jesteś? – Spytałam.
-W tym momencie w pociągu.
-Gdzie dokładniej?
-Nie mogę ci powiedzieć, nie jest bezpiecznie przez telefon.
-Racja.
Jeszcze musiałam się trochę przyzwyczaić do tego, że mieszkałam w spółce i wszystko jest wielką tajemnicą, przez co musiałam zamknąć buzie.
-Tam wszystko w porządku? Nie nudzisz się? Możesz sobie włączyć telewizor jeśli nie masz co robić.
To było, jakby czytał mi w myślach, faktycznie chwilę wcześniej chciałam włączyć.
-Tak, wszystko w porządku. Miałeś rację. Peter wydaje się faktycznie dobrych chłopakiem. Dzięki , że mnie z nim zostawiłeś.
Oczywiście wolałam Stivie czy nawet Luke’a. Ale powiedzenie mu o tym nie byłoby dobrym pomysłem.
-Wiem, że nie zrobi ci krzywdy. Nie jesteś w niebezpieczeństwie, wierz mi .
-A ty?
-Ja też nie. Dotrzymam obietnice i wrócę do ciebie cały i zdrowy. Teraz muszę iść, zadzwonię do ciebie wkrótce, okej?
-Już?
Nie chciałam się rozłączyć , czułam się bezpiecznie. Po za tym nie mogłam do niego zadzwonić, jeśli miałabym problemy.
-Nie jest bezpiecznie rozmawiać  przez  telefon, mówiłem ci. Mogliby przechwycić połączenie.
-Okej, pa. – Powiedziałam lekko rozczarowana, miałam nadzieję , że tego nie zauważył.
-Pa, Quinn. – Odpowiedział. Zakończył połączenie a ja zrobiłam to samo. Zdecydowałam , że tej nocy modliłabym się całą noc, byleby tylko wrócił cały.
On był dobrą osoba, nie zasługiwał na śmierć.
Westchnęłam i wstałam aby poszukać pilot.
Nie sądziłam żebym mogła oglądać na tym TV jakiś normalny program, byliśmy tam prawie odcięci od świata. Nigdy bym sobie tam raczej nie pooglądała wiadomości ani jakiś reality show.  Wszystkie kontakty ze światem zewnętrznym były mi zabronione . Zawszę mogłam pooglądać jakiś film, może ten który nie skończyłam oglądać, albo ten który tak bardzo lubił Justin. Może teraz, gdy już umiałam się jakoś posługiwać bronią, spodobałby mi się ten film.
Wreszcie znalazłam pilot, na stoliku przed telewizorem. Jak mogłam go wcześniej nie zauważyć? Był przede mną, jakby ktoś go tam podstawił.  W tym miejscu wszystko było tam, gdzie powinno być. A więc co pilot robił na stoliku? Schwytałam go i przecisnęłam byle jaki guzik, żeby go włączyć. Jeszcze nie wiedziałam jaki film obejrzę, miałam tylko 2 do wyboru.  Gdy telewizor się włączył zauważyłam ,że już był jakiś film. Ten, który się zablokował, gdy chciałam go zobaczyć. Był zatrzymany dokładnie w momencie, w którym przestałam go oglądać. Nacisnęłam „play”, było tak jak myślałam, Justin specjalnie wszystko zaplanował, chciał żebym go obejrzała do końca.

***

Przez następne 15 minut mój wzrok pozostał wbity w ekran telewizora. W końcu dziewczyna wybrała  drugiego chłopaka, tego słodszego. Justin chciał żebym to obejrzała i wcieliła się w rolę tej dziewczyny. Ja też musiałam podjąć wybór.
W rzeczywistości , zostałam zmuszona do tego by opuścić Chriss’a ale wiedziałam, że Justin był dla mnie odpowiednią osobą i nigdy więcej bym się nie zbliżyła do mojego ex.
Usłyszałam jak ktoś puka do drzwi, były otwarte więc po prostu powiedziałam:
-Proszę.
Wszedł Peter, on oczywiście znał ten tajny pokój Justina, praktycznie go wychował, ale tylko jeśli chodzi o prace i broń. Jeśli chodzi o jego uczucia, to ja mu pomogłam. Peter zaczął gapić się na swoje buty zakłopotany, przypominał mi Justina kiedyś.


-emhh.. Przyniosłem ci coś do jedzenia, jest póżno.
Miał w ręku talerz.
-Dzięki, ale  nie jestem głodna. – Uśmiechnęłam się , nie mogłam jeść myśląc o tym , że Justin był w niebezpieczeństwie.
-ON chciałby , żebyś coś zjadła.
Miał rację, Justin zmusiłby mnie, dla mojego dobra. Peter zaskoczył mnie, zostawiając talerz na stole i siadając obok mnie.
-Nie masz czym się martwić, poradzi sobie.
-Tak, wiem.- Powiedziałam to najbardziej przekonującym tonem, na jaki mogłam się zdobyć, jednak z marnym skutkiem.
-Ty go lekceważysz, on jest dobry w te klocki, jest urodzonym leaderem i … nie tylko.
-Co masz na myśli?
-Jest również złodziejem serc, prawda? Podoba ci się, i to bardzo. Nie jesteś z nim z przymusu, jesteś ponieważ tego chcesz.
- Aż tak bardzo to widać?
-Tak.  – Uśmiechnął się, poczułam się zakłopotana. Justin skradł moje serce ale dlaczego nazwał go złodziejem „serc”, w liczbie mnogiej?
-Co masz na myśli mówiąc” złodziej serc”, był z innymi dziewczynami?
To było niemożliwe, przecież był cholernie niedoświadczony.
-Mogę tylko powiedzieć, że skradł serce nie tylko tobie.
-Czyli poznał inne dziewczyny?
Myślałam, że jestem jego pierwszą i jedyną dziewczyną… a jednak? Nagle poczułam się zdradzona. Mój Justin? Naprawdę mnie zdradzał? Jak to możliwe, że nigdy mi o tym nie powiedział? Nie złościłabym się, zrozumiałabym go.
-Ehy, dlaczego ta mina? – Peter zauważył moje rozczarowanie. Jego zielone oczy świeciły. Był zdziwiony.
-Nieważne.
Próbowałam go uspokoić i uśmiechnęłam się.
-Jeżeli myślisz, że mu na tobie nie zależy to się mylisz, nawet nie zdradził ci swojego imienia, żeby cię chronić.
-Dlaczego?
-Kto zna jego imię musi zostać zabity, takie są zasady. To mogłoby być bardzo niebezpieczne.
Ja go znałam, ale on by mnie nie zabił, byłam tego pewna. Byłam w niebezpieczeństwie, ponieważ mogłam go zdradzić komuś a on trafiłby do więzienia, ale ja nigdy bym tego nie zrobiła.
-Ty go znasz? – Spytałam.
-Tak, ale ci go nie zdradzę , Quinn.
-Nie chcę go znać. – Uśmiechnęłam się.  On zrobił to samo, rumieniąc się. Był naprawdę miłym i słodkim chłopakiem. Nawet nie był dziwny. Mogłam spokojnie powiedzieć, że był drugim, najmilszym chłopakiem w spółce, tuż po Justinie. Nawet Stivie, pomimo tego , że mnie lubił wydawał się jakiś bipolarny.
-Wiesz, jesteś słodki jak na chłopaka spółki.
Nigdy nawet nie próbował mnie dotknąć, czy pobić.
-Dziękuję- Opuścił głowę i zarumienił się. Wiedziałam, że zakumplowałam się z nim.
-No więc.. Chcesz zjeść? Chociaż trochę.
Przekonał mnie, nie mogłam chodzić na pusty żołądek.  Przytaknęłam i schwyciłam kawałek chleba. Zaczęłam go jeść, podczas gdy on patrzył na mnie z uśmiechem wymalowanym na twarzy.  Był może zbyt uśmiechnięty. Czułam się trochę nieswojo. Podniosłam do ust szklankę wody.
Gdy piłam spoglądałam na niego, uśmiechał się co raz szerzej, ale nie był to już słodki uśmiech, był bardziej hmm…. Wredny.
Ta jego ekscytacja dekoncentrowała mnie, przez co nie poczułam dziwny smak wody. Nagle poczułam, jak opuszczają mnie wszystkie siły, walczyłam by nie zamknąć oczu. Traciłam kontrolę nad swoim ciałem, nie czułam już swoich mięśni. Opuściłam szklankę, która z hukiem wylądowała na podłodze, rozbijając się na dziesiątki drobnych kawałków.  Pozwoliłam sobie upaść bezwładnie na fotel. Rzuciłam Peterowi ostanie spojrzenie, śmiał się. Chciałam krzyknąć coś do niego, ale za póżno zrozumiałam, że on by mi i tak nie pomógł.
Zamknęłam oczy z obrazem  jego głupkowatego uśmiechu przed nimi.


*********************************
Pod tym rozdziałem, w oryginalnej wersji było 98 komentarzy. Wątpię żeby ten rozdział mojego tłumaczenia tyle osiągnął , a szkoda. (Uwaga tu rzuciłam wam wyzwanie) hahaha  Także jeśli przeczytałeś ten rozdział pozostaw tu jakiś ślad, Wystarczy zwykłe „ przeczytałam ”albo coś nw :D  Przypominam o konkursie na TT strone Justina. W górnym prawym rogu znajduje się zakładka o konkursie, dla zainteresowanych tam znajdują się informację.
Przypominam również o tym żebyście obserwowali na TT główną bohaterkę : @Quinn_TFW_PL
-Jeśli chcesz być informowany na TT w prawym górnym rogu znajduję się również zakładka „ informowani”
-TT autorki : https://twitter.com/MariD96 (zauważcie jej header, to jest zdjecie które zrobiłam kiedyś na tego bloga. Teraz zmieniłam ale kiedyś było to *jaram się*)

To chyba wszystko :d 

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 27

Rozdział 27- Czuły punkt




-śliczna
Otworzyłam oczy, Justin siedział obok mnie na łóżku już ubrany.  Głaskał mój policzek, czekając aż się obudzę.
-Jak mnie nazwałeś?
-Śliczna, nie podoba ci się ?
Był zmieszany  i zmartwiony.
-Uwielbiam,
-wymyślałem to całą noc.
Uśmiechnęłam się do niego a on do mnie . W ręku trzymał pół rogalika, patrzyłam z nadzieją, że da mi kawałek. On zauważył to i powiedział:
-Zaczekaj.
Odwrócił się do komody i schwycił kolejnego rogala. Uśmiechnęłam się.
-Tym razem jest naprawdę dla ciebie, robię postępy, prawda?
Złapałam go, podniosłam się i ugryzłam. –Jest pyszny- Powiedziałam z pełną buzią. Wydawał się zadowolony i jednym kęsem dokończył swoje śniadanie. Ja też szybko dokończyłam swoje, po czym odwróciłam się do Justina, żeby podziękować.
-Dzięki, kocham nutelle.
-Widać- Powiedział powstrzymując śmiech.
-W jakim sensie? – Spytałam.
-Emm, bo jesteś trochę….
Wskazał palcem dookoła ust. Zrozumiałam, że byłam brudna.  Jaki wstyd!
Odwróciłam się w drugą stronę, żeby pobiec do łazienki i jak najszybciej się wytrzeć , jednak Justin schwycił mnie za nadgarstek.
-Nie ,czekaj. Ja to zrobię.
Zbliżył swoją twarz do mojej, liżąc moje usta.  Co za pomysł, nie mogłam przestać się śmiać, w zakłopotaniu. Zaczął całować moją szyję i policzki. Śmiałam się, ponieważ gidkał mnie czubkiem nosa.
-Kocham twój śmiech. –powiedział.
-Powiedziałeś mi to już.- Zarumieniłam się, opuszczając głowę.
-Wiem, ale nigdy nie przestanę ci to mówić.
-Wszystko było specjalnie, prawda? Wiedziałeś że tak się zabrudzę, chciałeś znaleźć jakiś ciekawy sposób by mnie pocałować.
-Nie, nie prawda.
Zaczął się drapać za uchem spuszczając głowę. Faktycznie, zeru symulacji (sarkazm)
-Dalej, powiedź mi w jakim filmie to widziałeś. Myślałam, że przestałeś oglądać romantyczne filmy tylko po to żeby mnie zaskoczyć.
-Przepraszam- Wydawał się naprawdę żałować, ale nie byłam na niego zła.
-Wolę spontaniczne rzeczy, ale nie przeszkadza mi, gdy się starasz.
-Gdybym był spontaniczny, nie żeby cię przestraszyć, ale już dawno trafiłabyś do pielęgniarki. – Powiedział ozięble, jakby chciał mi zrobić krzywdę. Zbladłam i głośno przełknęłam ślinę. Mimowolnie oddaliłam się od niego, o kilka cm.
-Trafiłabyś do pielęgniarki ponieważ zabiłbym cię ….- Rzucił mi krzywe spojrzenie, krew zastygła mi w żyłach- … pocałunkami.
Zakończył po chwili. Uśmiechnął się i rzucił się na mnie tak, że leżałam na łóżku, i zaczął całować moją szyję. Znowu się śmiałam. A ja się martwiłam, głupia, nie miałam powodu.
-Przestań, łaskotasz mnie.
On podniósł się nieznacznie, wpatrując się kilka minut we mnie, swoimi dużymi miodowymi oczami.  Tymi samymi które dzień wcześniej były pełne łez.
-Wiesz co ?
Spytałam poważnie, Justin wydawał się przez sekundę zaniepokojony.
-Ty trafiłbyś od razu na cmentarz.
Rzuciłam się na niego by go pocałować, ale po chwili zadzwonił telefon. Chciałam go dalej całować ale on wstał, żeby odebrać.
Wiedziałam już, że lepiej się nie mieszać , jeśli chodzi o pracę. Ona miała być  zawsze ważniejsza.
Milczałam, patrząc na Justina. Podniósł wysoko brwi zmartwiony, mówiąc dalej przez telefon.
-Jesteś pewien? – Spytał gościa z którym rozmawiał.
-Nie mogę teraz.
Ja też chciałam wiedzieć co się działo.
-Już idę, nie atakuj dopóki mnie tam nie będzie jasne? To rozkaz.
Zatrzymał połączenie i spojrzał na mnie z uśmiechem.
Jego usta się uśmiechały, ale jego oczy go zdradzały, był zmartwiony.
-Co się stało?  - Spytałam.
-Nic.. komplikacje. Nie martw się- Szybko skierował się w stronę szafki i wyciągnął z niej torbe podróżną.
-Jest tylko mała zmiana planów-  Uśmiechał się dalej, ale nie mógł mnie oszukać, czuł się źle a ja to zrozumiałam.  Zaczął w pośpiechu pakować ubrania do torby.
-Pamiętasz, kiedy wychodziłem nocami a ty byłaś niezadowolona? Widzisz, mamy problemy z tymi ludźmi, których widywałem w tych dniach. Chcą nas zdradzić po tym jak podpisaliśmy umowę. Muszę iść ich przekonać.
Byłam zadowolona z faktu, że po raz pierwszy Justin opowiadał mi o problemach spółki. Zawsze znajdowałam się po za tymi sprawami. Ufał mi.
-Na co ci te wszystkie ubrania? Nie możesz po prostu iść i wrócić ?
-Oczywiście że mogę… jedyny problem jest taki, że New Delhi nie jest tak blisko, jeżeli nie lecisz samolotem.
-Jedziesz do Indii? I dlatego nie możesz samolotem?
Nie mógł wyjechać tak daleko, było niebezpiecznie, nie mogłam mu na to pozwolić.  Wstałam z łóżka, rzucając się w kierunku Justina, omal nie potykając się o kołdry wokół moich kostek.
-Naprawdę, nie martw się, umiem o siebie dbać. –To nie ulegało wątpliwości, ale bałam się o to co mogli zrobić inni. 
-Wrócę za jakieś 2-3 dni… Maksimum za tydzień…. – Wymamrotał tak, żebym go nie zrozumiała.
Tydzień? To długo!! Jak ja bym sobie poradziła bez mojego anioła Struża ? Oczywiście, cholernie się o niego martwiłam, ale co miało być ze mną? Tydzień sama w tym miejscu?  Zmasakrowaliby mnie. Justin już martwił się ogólnie o ten wyjazd, nie chciałam żeby martwił się jeszcze o mnie.
-To będzie niebezpieczne? – Spytałam, głupie pytanie. Oczywiste było, że odpowie mi „nie”.
-Oczywiście że nie. – Uśmiechnął się i podążył do szafki na drugim końcu pokoju.  Otworzył ją i wyciągną  jakieś pół tuzina pistoletów i noży.  Schował je w różnych miejscach, coś pod bluską, coś w spodniach, w bucie a całą resztę schował do torby.
-Skoro to nie jest niebezpieczne to dlaczego zabierasz tyle broni? Nie okłamuj mnie.
-Nie, nie będzie niebezpiecznie. No więc, jaka tożsamość, wolisz Mark Cownell, czy Scooter Franklin?- Spróbował zmienić temat.
-Mark – odpowiedziałam odruchowo próbując nawiązać z powrotem o wcześniejszy temat- Powiedź mi prawdę, mam się martwić?
-Tak, też myślę że Mark będzie dobre.
Wyciągnął z szafki dowód osobisty, oczywiście fałszywy, i włożył go do portfela.
-Słuchasz mnie? –Spytałam zdenerwowana. To jego zachowanie dawało mi do zrozumienia, że jest o co się martwić.
-Oczywiście skarbie. – Uśmiechnął się, szybko podchodząc do biurka. Cały ten ruch  dekoncentrował mnie a ten pośpiech denerwował, nie mógł zwolnić? Zrelaksować się i wziąć herbatę?
-Ej Mark, uspokoisz się?- Spytałam ironicznie, on mnie zignorował, wkładając ładowarkę to torby. Z  powrotem podszedł do szafki. Wkurzało mnie to, czułam jak krew mi się gotuje. Zacisnęłam pięści.
-Cholera jasna, słuchaj mnie ! – Krzyknęłam wkurzona. On odwrócił się, zdziwiony z moim kierunku. Nigdy nie mówiłam do niego takim tonem.
-Będzie niebezpiecznie? Odpowiedź mi szczerze.
Opuścił głowę i dał mi znak bym usiadła na łóżko. Usiadł obok mnie.
-Niebezpiecznie dla kogo? Dla mnie czy dla ciebie ? – Spytał. Wydawał się smutny i zmartwiony, to pytanie mnie dobiło.
-Dla mnie możliwe, dla ciebie na pewno. – Odpowiedział na swoje własne pytanie.
Opuścił ponownie głowę, czuł się winny, że musi mnie zostawić tutaj samą. Nie chciałam być dla niego ciężarem.  Myśląc o tym czy nic mi nie jest mógł się zdekoncentrować i zostać ranny.
-Nie masz się o mnie martwić. Będzie ze mną dobrze, jeśli tylko wrócisz cały.
-Znajdę jakieś porozumienie z James’em , obiecuję.
-Bez broni? – Spytałam z nadzieją. W tym momencie nawet mnie nie obchodziło kto to James. Podniosłam mały palec, żeby złożył obietnice.
-Tylko  jeśli sami nie zaatakują. – Owinął swój mały palec wokół mojego. Czułam się trochę spokojniejsza.
-Jak tam dotrzesz?- Spytałam.
-Mam swoje sposoby.
Uśmiechnął się i skończył pakować torbę. Potem grzebał coś w telefonie, wysyłał wiadomość, tak sądzę.  Nie interesowało mnie to, strasznie się o niego martwiłam.  Złapał torbę i podszedł do drzwi. Nie był spokojny, a raczej zmartwiony. .To mi nie pomagało. Pobiegłam do niego.
-Mogę jechać z tobą?
-Absolutnie nie.
Domyślałam się, że taka będzie odpowiedź.
-Dlaczego.
-Byłoby zbyt niebezpiecznie.
-Mówiłeś , że nie będzie niebezpiecznie.
-Tak, dla mnie. Ty jeszcze nie potrafisz na tyle dobrze obsługiwać broń.
-Powiedziałeś , że nie będzie trzeba broni.
-Nie chcę żeby Daniel i jego ekipa cię widzieli, po za tym nigdy nie wiadomo.
 Opuścił głowę, gapiąc się na swoje buty.
-Widzę, że jesteś zmartwiony.
-Quinn, nie jestem zmartwiony…
-Jesteś.
-Nie, naprawdę.
-Widzę to, czuję.
-Widzisz, jestem przyzwyczajony do takich problemów, szczególnie jeśli chodzi o Indie. Jedyną różnicą jest to, że tym razem mam obowiązek wrócić cały, bo mam ciebie.
Nie mogłam uwierzyć, że to było jego jedynym problemem.
-Nie martwię się o siebie, tylko o ciebie.  Boję się, że mogliby ci …
Połknął głośno ślinę
-Zrobić krzywdę, gdy mnie nie będzie- Zakończył.
-Umiem dbać o siebie. To się nie zdarzy.
-No właśnie, nie zdarzy. Zawołałem Petera,  to chłopak który mi pomógł gdy byłem mały i ojciec zginął. Ufam mu i wiem, że nie zrobi ci krzywdy.
W tej chwili usłyszeliśmy pukanie.  Z Justinem wyszliśmy z pokoju i przez łazienkę udaliśmy się do gabinetu.
-Proszę. – Jego ton był oziębły.
Drzwi się otworzyły , i rozpoznałam chłopaka który wszedł. To był ten sam , który przyszedł po mnie i Stivie’a, kiedy chłopczyk poszedł do Justina. Nie pamiętałam , że miał na imię Peter. Zdziwił mnie jednak jego sposób patrzenia na mnei, był jakby zachwycony, teraz też taki chyba był.
-Nie moglibyśmy zawołać Stivie’a? – Zasugerowałam Justinowi do ucha. Mój chłopak potrząsnął głową, nadal patrząc na chłopaka.  Nie znałam go, ale skoro emocjonowało go samo patrzenie na mnie, to co miało być póżniej.
-Ok., to jest Quinn. Masz zrobić wszystko to, o co cię poprosi.
-Już się znamy- Wytłumaczyłam.
-co?
-Długa historia- opowiedziałam omijając temat.
-Nie ważne, będziemy mieć czas.
Justin niepewnie wziął mnie w ramiona. Moje oczy szukały jego wzroku a moje usta jego pocałunków, ale on chyba tego nie chciał, nie chciał wydawać się słaby przed Peterem.
 -Emm.. pa.- Zakończył. Podszedł do drzwi, zostawiając mi uczucie pustki. Otworzył drzwi, miał już wyjść kiedy nagle odwrócił się i szybkim krokiem dogonił mnie i wziął w ramiona.
-Trzymaj się.- Wyszeptał.
-Zaufaj mi.
-To innym nie ufam.
-Obiecaj mi, że wrócisz.
Nawet nie musiałam podnosić małego palca, bo sam owinął go wokół mojego. Położył swoje usta na moich , delikatnie, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Nagle dla mnie wszystko przystało istnieć, był tylko Justin, on też wydawał się niewzruszony obecnością Petera, który czuł się zapewne, jak 3 koło od wozu.
Cieszyłam się pocałunkiem blondyna tak długo, jak tylko mogłam.
-Jeżeli będziesz coś potrzebować, wiesz gdzie są bronie. A w komodzie zostawiłem ci swój pistolet.  – Wyszeptał tak, żebym tylko ja to usłyszała. Oderwał się ode mnie i znowu odszedł odrzwi.
-Uważaj. Ufam ci. – Powiedział Justin do Petera. On przytaknął , może mogłam mu ufać. Znowu zbliżyłam się do Justina, czuł się źle.
-Ze mną będzie dobrze, i z tobą też. Pokaż im, że jesteś mądry i inteligentny. Nie zdradź  im, swój czuły punkt.
Nie wiedziałam jaki był Justina, ale każdy takowy miał. To była jedyna wskazówka, jaką mogłam mu dać.
-To nie będzie problem.
-Dlaczego?
-Ty nie będzie ze mną. Więc cię nie zobaczą.
-Co To ma teraz do rzeczy?
-Quinn, ty jesteś moim czułym punktem.






**********************
Już myślałam, że nie skończę tego tłumaczyć. Przepraszam, że dodałam dopiero o tej porze ale mam siostrę w szpitalu , więc miałam mało czasu i nie miałam do tego głowy.  I nie sprawdziłam błędów... poprawie jutro ... przepraszam ale już nie jestem, w stanie. 
Przypominam o tym żebyście followneli Quinn na TT : Quinn_TFW_PL
Jeśli idzie o Justina to dużo osób wykazało chęci więc.... Chyba zrobię konkurs żeby było sprawiedliwie. Dodam zakładkę gdzie będziecie mogli napisać swoje nicki na TT. Ja napisze je wszystkie na karteczki i wylosuje jedna osobe. UWAGA JEŚLI MASZ MAŁO CZASU NA PROWADZENIE KONTA, TO SIE RACZEJ NIE ZGŁASZAJ.  Cóż to chyba wszystko... licze na to że bedzie duzo kom :D 

niedziela, 7 lipca 2013

26 rozdział

Rozdział 26- Idealny błąd.  


(przypominam o tym żeby czytac moje notki pod rozdziałami bo czasem moze byc cos co sie przyda)



Milczeliśmy przez chwilę, po czym odważyłam się to zrobić. Wyciągnęłam z kieszeni kartkę , która wcześniej zabrałam z teczki.
-co to jest? –Spytał niepewny.
-Jest coś co powinieneś wiedzieć.

-Co? –
 Justin wydawał się zmartwiony. Wzięłam głęboki oddech.
-Zrobiłam pewne poszukiwania i …
-Żeby spędzić więcej czasu z Stivie’em ? – Powiedział ozięble.
-Nie, żeby ci pomóc.
Odpowiedziałam zdenerwowana i podirytowana. Jeszcze nie zrozumiał, że Stivie nie podobał mi się w przeciwieństwie do niego?  Justin wydawał się mnie ignorować, spytał obojętnym tonem:
-Jakiego typu poszukiwania?
-Masz- Podałam mu kartkę, zaczął czytać uważnie poczym oddał ją zirytowany.
-To tylko lista martwych osób.
-To lista osób których zabił twój Ojciec.
-No i ?
Był coraz bardziej zdenerwowany, jak za każdym razem , gdy mówiłam o jego rodzinie.
-Czytaj tu. – Wskazałam napis na górze.
-Zabił 427 osób, więc dlaczego jeśli je policzysz brakuje jednej?
-Nie mów mi , że naprawdę liczyłaś. – Nabiją się ze mnie.
-Tak.- Odpowiedziałam ozięble. Zabiłam się żeby mu pomóc  a on tego nawet nie doceniał. Liczyłam wszystko ponad 5 razy żeby mieć pewność.
-I co chcesz przez to powiedzieć?
Wzięłam kartkę i podniosłam ją pod światło. Można było zauważyć napis który ktoś starał się zmyć.
-Ktoś zmazał imię kobiety. – Wytłumaczyłam. On przybliżył twarz do kartki ,ciągnąc ją w swoim kierunku.
-Margaret Swan. – Powiedziałam. Wiedziałam, że sam już to przeczytał.
-To niemożliwe- Wyszeptał, jego twarz przebrała niezdrowy, jasny kolor.
Zmiętolił papier i wyrzucił go daleko w trawę. Poczułam mocny podmuch wiatru, który uniósł moje włosy.
-Kto dał ci pozwolenia na te poszukiwania? – Wykrzyknął. Wiedziałam z góry , że będzie zdenerwowany, zdecydowałam się mu nie odpowiedzieć.
-Jesteś…. Ciągle kłopotem.  Utrudniasz mi życie. Czemu nie zrobisz mi przysługę ?
Złapał mnie za ramie, zniżając się do mojej wysokości.
-Dlaczego sobie nie pójdziesz?  Popatrz. Jesteś na zewnątrz. Ucieknij. Wróć tam skąd przyszłaś.
Stałam nieruchomo w ciszy. Wiedziałam, że nie chciał tego co mówił.
-Byłoby lepiej, gdybym się do ciebie nie przywiązał. Sprawiasz same kłopoty.
Musiał tylko się trochę wyżyć. Chodził tam i powrotem, pięścią uderzając o mury budynku. Zastanawiając się , to pierwszy raz widziałam spółkę z zewnątrz. Wyglądał jak opuszczony budynek, pośrodku niezamieszkanej wsi, naprawdę nie rzucał się w oczy. Tak jak myślałam, po chwili Justin usiadł za mną a ja oparłam plecy o jego tors.
-Przepraszam, że się na ciebie rozzłościłem. Przepraszam.
Nie odpowiedziałam. Nie byłam na niego zła. Wiedziałam, że potrzebował po prostu się wyżyć. Przeciwnie, zachował się lepiej niż myślałam.  Uczył się panować nad złością.  Bił ścianę podczas gdy mógł spokojnie wyżyć się na mnie.
-To niemożliwe.- Powtórzył cicho. Położył głowę na moim plecach i pozostał w tej pozycji przez kilka minut.  W końcu się odwróciłam podnosząc jego twarz. Jego oczy były czerwone i spuchnięte, nigdy nie widziałam go w takim stanie.  Płakał, ale to nie był zwykły płacz, on był zdesperowany.
-Myślałem że- wyszlochał- … że się kochali.
Zaczął znowu płakać opierając głowę o mój bark. Wiedziałam, że mówił o rodzicach. Odwróciłam się jeszcze bardziej w jego stronę, głaskając jego głowę.
-Mój tato, mój bohater jest zabójcą. – Powiedział szlochając.
Oczywiście, jeśli ktoś zabijał 427 osób był święty, ale jeśli zabijał swoją żonę był zabójcą. To miało pewien sens, nie?
Nie mógł się uspokoić, oczywiście dowiedzieć się , że twój ojciec zabił twoja matkę musiało być ciężkie.
-Wiem, że to boli. – Nie wiedziałam co powiedzieć, to było zbyt dziwne dla mnie.
-Nie, nie wiesz.
Oderwał się ode mnie zakrywając  twarz rękami.
-Masz rację, prawdopodobnie nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
-Dorastałem.. w przekonaniu , że  mój ojciec był idealny a teraz ….
Nie udało mu się dokończyć zdanie ponieważ wybuch płaczem.
Zauważyłam, że już mnie nie trzymał, nie bał się, że ucieknę. Dodatkowo jeszcze sam mnie do tego zachęcił a ja zostałam mu wierna.  Nigdy nie znalazłam się w podobnej sytuacji, więc nie wiedziałam jak mu pomóc, pozostało mi tylko wysłuchać go w ciszy.
To musi naprawdę boleć, kiedy osoba którą kochasz najbardziej na świecie cię zawodzi.
-Ile razy chciałem , żeby moja mama tu była… ze mną …a teraz wiem jak umarła. To nie była moja wina, chociaż wolałem dalej tak myśleć.
Przetarłam jego policzki, by wytrzeć  łzy, ryzykując że się wkurzy. Po chwili się uspokoił .
-Czekaj, skąd wiesz, że to nie ja nacisnąłem spust a mój ojciec przejął na siebie winę ?
W jego oczach kryła się nadzieja. Gdy zadał to pytanie.
-Jest coś jeszcze coś musisz  wiedzieć.
-Co? Mów.  – Rozkazał władczym tonem. Jednak w jego głosie było też słychać błaganie i bezsilność. To była zła chwila, nie chciałam by czuł się jeszcze gorzej.
-Może będzie lepiej, jeśli porozmawiamy o tym póżniej.
Wiedziałam , że mógł się zdenerwować , ale uśmiechnęłam się z nadzieją, że jednak tak się nie staje.
-Nie, powiesz mi to teraz, i to szybko.
To brzmiało niemal jak groźba, pomimo łez cieknących mu po twarzy.
-Hmm, jakby to powiedzieć. Trudno żeby dziecko nacisnęło spust i udało mu się tak trafić i….
Wahałam się przez chwilę zanim odpowiedziałam, ale Justin rzucił mi krzywe spojrzenie.
-I… miał inną kobietę.
-Co? Nie prawda. Ty kłamiesz.
-Przeczytałam tak. To było w teczce…..
Justin przygryzał dolną wargę i skubał trawę w zdenerwowaniu.
Musiał się na czymś wyżyć i dzięki Bogu nie wybrał Mnie jako cel.
-Coś jeszcze?
Spytał, oddychając głęboko.
Potrząsnęłam głową, jednak tak naprawdę to nie było wszystko.
-Coś jeszcze?
Spytał ponownie, tego dnia nie potrafiłam kłamać.
-Quinn.
Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że krew zastygła mi w żyłach.
-I zabił też ją. Twój ojciec zabił też swoją nową partnerkę i tą kolejną, i tą następną też i póżniej…
-Umarł. – Zakończył.  W końcu udało mu się przestać płakać ,a teraz zaczął od nowa przeze mnie. Jednak prędzej czy pózniej by się o tym dowiedział. Jego oczy zrobiły się znowu szklane.
-Mój ojciec nie kochał moją mamę… Ona była dla nie go tylko kolejną dziwką.  Alice była wpadką. Ja jestem błędem.
-Nie mów głupot. – Szybko odpowiedziałam.
-To prawda, Quinn, to prawda.
Ponownie oparł głowę o moja ramie, mocząc mi łzami kurtkę. Już nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, miał racje, był dla  swojego ojca błędem.
Idealnym błędem.
*******

-Jeśli chodzi o dzisiejszy poranek, nie chciałam spowodować żebyś płakał. – Powiedziałam, gdy Justin wrócił z inspekcji spółki.  Podziwiałam fakt, że pomimo tego jak się czuł nie zaniedbał swoją prace. To było naprawdę dorosłe i odpowiedzialne zachowanie. Czułam się strasznie winna, może nie powinnam była poszukać te informacje.
-Nie, dziękuję ci. Pomogłaś mi. Szczerze mówiąc często myślałem o tym by poszukać jakiś informacji, ale nie miałem odwagi. Nie chciałem odkryć, że to była wina mojego ojca, ale miałem pewne podejrzenia, ty je tylko potwierdziłaś.
Przełknął głośno ślinę i spojrzał w inną stronę próbując powstrzymać się od płaczu.
- Boli mnie fakt, że mój Ojciec okłamywał mnie ponad 8 lat.
-Przykro mi.
Oparłam głowę o jego tors a on zaczął tłumaczyć:
- Był zawsze moim bohaterem. Gdy byłem mały, łapał mnie i podrzucał w powietrze, potem mnie łapał z powrotem, i widziałem go jako bohatera. Gdy miałem 5 lat kazał zamontować w tym pokoju zjeżdżalnie żebym mógł się pobawić razem z Alice, i widziałem go jako swojego bohatera. Gdy miałem 7 lat, skonstruowaliśmy razem samochodzik i miałem go za swojego bohatera. Gdy miałem 8 lat, zaczął mnie uczyć  jak walczyć i ja miałem go za swojego bohatera. Gdy miałem 11 lat zabrał mnie ze sobą na jakiś konflikt zbrojny, oczywiście ja mogłem tylko popatrzeć. To był jego jedyny błąd. Błąd , który przepłacił życiem, ja zostałem ranny i uratowany przez chłopaka o imieniu Peter, trochę starszego ode mnie. Od tego dnia, stałem się szefem, nawet jeśli byłem młody, i zdecydowałem, że będę taki jak mój ojciec, z jego charakterem, jego sposobem bycia, jego odwagą, jego siłą… Ale nigdy nie będę w pełni taki jak on bo nie popełnię tych samych błędów- Zniżył twarz w moim kierunku- Nigdy cię nie zabiję Quinn.
Objęłam go mocno, ten jego monolog mnie wzruszył. Nie wiedziałam, że miał tak ciężkie życie do tej pory.
-I nigdy nie zabiorę naszego synka na konflikt zbrojny, gdy będzie mały.
Naszego synka? Prawdopodobnie zbladłam i zaczęłam się pocić.  Nigdy nie myślałam o dziecku, chociaż prawda była taka, że wolałam go mieć z Justinem, niż z kimkolwiek innym na tej planecie.  Sytuacja się skomplikowała , gdy Justin zauważył moje zmartwienie.
-Quinn, jesteśmy dorośli i jest taka zasada, że szef musi mieć dziecko przed 25- tym rokiem życia, na wypadek gdyby umarł podczas jakiegoś konfliktu, musi mieć następcę.
Byłam za młoda na dziecko, nie byliśmy dorośli a Justin nie mógł umrzeć i kropka.
Oddaliłam się od niego nieznacznie.
-Ja mam tylko 17 lat, nie mogę mieć dziecko.
-Emm .. ty masz…- Zatrzymał się i uśmiechnął- Nie myślmy o tym teraz, mamy czas. Okej?
Przytaknęłam i oparłam z powrotem swoją głowę o jego tors. Myślałam o tym jak szybko zmienił wyraz twarzy. Chwilę wcześniej był poważny, potem mówił mi bym o tym nie myślała. Musiał coś przede mną ukrywać.
-Dziękuje, że nie uciekłaś dzisiaj. Nie wiem co bym zrobił bez ciebie.
Zniżył twarz i pocałował moje usta, odwzajemniłam pocałunek.
-Wiesz, dzisiaj coś zrozumiałam.- Powiedziałam podnosząc się z łóżka.
-Co?
Skierowałam się do łazienki, gdzie kilka dni wcześniej widziałam coś co mogło mi się przydać.
-Gdzie idziesz Quinn? Chciałem cię trochę poprzytulać. – Jego ton głosu wskazywał an to, że był rozczarowany. Wróciłam i położyłam na komodę zapalniczkę, którą wzięłam z łazienki. Stałam plecami do Justina. Był zdziwiony , gdy zobaczył płonące coś co trzymałam w ręku. Patrzyłam na to, starając się nie poparzyć. Justin wstał, patrząc  na to zza moich pleców. Ja też na to patrzyłam, z zadowoleniem.
Nie widziałam zwykłą płonącą bransoletkę lecz całe moje dotychczasowe życie przed poznaniem Justina.
Moje miejsce było przy nim, i nigdy nie wróciłabym do tego co było. Opuściłam na podłogę plastikową zawieszkę z literą „c”, gdy już cała reszta bransoletki zmieniła się w popiół. Justin patrzył na mnie trochę zdziwiony.
-To był prezent od Chriss’a.
-Dla mnie już nie istnieje.
Położyłam swoje usta na jego popychając go na łóżko. Wydawał się zadowolony z tego, że moje serce było teraz tylko jego. 

  


****************
Jest już konto Quinn na TT !!! @Quinn_TFW_PL prowadzone przez : 

@kidrauhlluvyou

Jest tu jakaś osoba, ktora ma duzo czasu na pisanie i bylaby chetna na prowadzenie TT justina ?? 
Dodalam 2 zakładki *prawy gorny róg* Sprawdźcie. 
Mialam dodać rozdział dopiero jutro poniewaz bylo strasznie malo kom pod poprzednim :( musze przyznac ze sie troszke zawiodłam. Tez rozdział mi się strasznie podoba.
Ej jak myslicie co chciał powiedzieć Justin wtedy : 
"-Ja mam tylko 17 lat, nie mogę mieć dziecko.
-Emm .. ty masz…"
Ty masz co ?? Może Quinn straciła rachubę czasu i ma troszke wiecej niz 17 lat ? a moze chodzilo mu o to ze nie ma wyjscia ? jak myslicie ? 
Nastepny rozdział prawdopodobnie we wtorek.

piątek, 5 lipca 2013

25 rozdział

Rozdział 25- Światło dzienne. 



Obudziłam się, gdy poczułam jak Justin głaszcze mi czoło, odsuwając mi włosy z twarzy.
Odwróciłam się do niego, był już umyty i ubrany, jego włosy nadal były wilgotne.  Podziwiałam jego piękno przez kilka sekund, aż nie odezwał się jako pierwszy:
-Hej nóżyczko- od razu się poprawił- chciałem powiedzieć mamo, znaczy Quinn, księżniczko- uśmiechnął się- przepraszam, nie mogłem znaleźć słowa. Jestem zbyt podekscytowany kiedy jestem z tobą. 
Zaczęłam się śmiać.
-Kocham twój śmiech- Uśmiechnął się.
-Dzięki. – Prawdopodobnie zarumieniłam się, ja nigdy nie usłyszałam jego śmiech, musiał być wspaniały.
-Dobrze ci się spało? –Dodał.
-Tak, a tobie ?
-Spałem lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Pogłaskał ramie, które przez niego ucierpiało dzień wcześniej. Pojawił się na niej wielki siniak. Zmartwienie od razu pojawiło się na jego twarzy.
-Nie boli.- Uśmiechnęłam się, żeby go uspokoić, ale z marnym skutkiem.
-Obiecałem ci, że nigdy więcej cię nie krzywdzę i popatrz….
-Nie martw się, czuję się dobrze.

Patrzył na mnie dalej, zmartwiony. Zadzwonił mu telefon i wstał. Zapomniałam o tych jego tajemniczych konwersacjach. Po raz pierwszy od kilku tygodni, nie wyszedł w nocy i wrócił rano, to było słodkie z jego strony. Stawiał mnie na pierwsze miejsce, potem dopiero praca i spółka.
-Przepraszam, muszę odebrać. – Wyszeptał, potem odebrał połączenie, zauważyłam , że gdy mówił do mnie był uśmiechnięty, a gdy odebrał telefon był z powrotem twardy i oziębły, jak prawdziwy szef. Odkryłam się, i nadal goła, usiadłam na łóżko. Bolało mnie wszystko, przez poprzednią noc, ale starałam się tego nie ukazać, żeby Justin nic nie zauważył. Wstałam żeby udać się do łazienki, robiąc małe kroczki i trzymając się brzegów łóżka, zauważyłam, że Justin spoglądał na mnie przez całą drogę. Wydawał się oszołomiony moim wyglądem, potrafił jednak utrzymywać jasną konwersację z osobą po drugiej stronie słuchawki. Gdy już prawie doszłam do drzwi łazienki, rzuciłam mu spojrzenie, ponieważ przestał rozmawiać, gapiąc się na mnie, pomimo tego że osoba z którą rozmawiał ciągle zadawała mu to samo pytanie.  Popatrzyłam na niego z wątpliwością, ona patrzył się na mnie gdy jeszcze szłam do łazienki. Zaczął iść w moim kierunku, nie patrząc na to co robi, napotkał się na przeszkodę którą nie zauważył: uderzył okiem prosto w półkę z książkami.  Zgiął się w pół przeklinając, telefon spadł mu na ziemi wyłączając się. Pobiegłam w jego stronę, ledwo powstrzymując śmiech, to zdawało się poważne.
-Dobrze się czujesz?

Chciałam zobaczyć oko, ale on trzymał je ręką.
-Tak, do cholery. Półka mi przeszkodziła.
Ściągnął rękę z twarzy i mrugał szybko żeby otrzymać wyraźny obraz pokoju.
-Co miałeś zamiar zrobić?- Spytałam spoglądając na oko, które prawdopodobnie za niedługo miało się zrobić czarne.
-Nie wiem, rozmawiałem z James’em, ty przeszłaś, rozkojarzyłem się i wpadłem na półkę.
Zarumieniłam się, to była wina mojego ciała, że się uderzył.

Zbliżyłam się do niego, żeby obejrzeć oko.
-Musisz położyć na to lód.
Poradziłam. Justin położył rękę na moim biodrze i pocałował mnie w odpowiedzi.  Potem dodał jeszcze drugą rękę i , przestając mnie całować, przyciągnął mnie do siebie , przyciskając do swojego ciała. Czułam jego ciepło, czułam się bezpiecznie . Czułam też jego oddech na mojej głowie, a nasze klatki piersiowe unosiły się i opadały rytmicznie.
Moje ucho było oparte o jego klatę i słyszałam bicie jego serca.

Pozostaliśmy chwilę w tej pozycji, po czym ja rozwiązałam uścisk.
-Idę się umyć .
-Jest coś , co mogę dla ciebie zrobić ?- Spytał.
-Nie, wszystko ok. – Uśmiechnęłam się i skierowałam się w stronę łazienki.
-Quinn, widzę jak chodzisz. Wiem , że cierpisz.
Opuściłam wzrok, wiedziałam, że jeśli spojrzałabym mu w oczy, mój wzrok by mnie wydał. On zbliżył się do mnie jednym krokiem.
-Obiecałaś mi, że nie zrobię ci krzywdy, kłamiesz.
-Jeżeli powiedziałabym ci prawdę, to byś tego nie zrobił.
Zrobiłam to dla nas.
-Dokładnie, ponieważ nie chcę, byś cierpiała.
-Ale będzie lepiej, zdarza się. To normalne. – uśmiechnęłam się by lepiej się poczuł.
-Twoje oczy cię zdradzają, nie czujesz się dobrze.

Był mistrzem w takich sprawach, w dedukowaniu czy ktoś kłamie.
-To tylko ból fizyczny, moje serce ma się bardzo dobrze, wierz mi.
Uśmiechnęłam się, teraz brzmiałam bardziej wiarygodnie. Odwróciłam się i otworzyłam drzwi.
-Jeżeli będziesz mnie potrzebować zawołaj, przegotuj się, dzisiaj zabiorę cię gdzieś.
Zdecydowałam że dzisiaj mu powiem, co znalazłam w tej teczce, musiał to wiedzieć.
Poszłam do łazienki i odkręciłam kran. Woda byłą ciepła, relaksująca. Byłam podekscytowana przez to co powiedział mój chłopak, gdzie chciał mnie zabrać ?
Teraz czułam, że moje miejsce było obok Justina, on był moim życiem, moim wszechświatem. Nigdy bym się od niego nie oddaliła. Za bardzo mi na nim zależało.
Ta spółka była najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przydarzyła.

****

Wyszłam z łazienki, owinięta ręcznikiem, Justin stał sprawdzając coś w telefonie.  Podniósł na mnie wzrok i patrzył tak na mnie przez chwilę. Uśmiechnęłam się i zrobiłam krok do przodu ale on mnie zatrzymał.
-Nie, zaczekaj.
Powoli udał się w stronę łóżka , uważając na to, by nie uderzyć się ponownie i usiadł na nim.
-Teraz możesz przyjść.
Dogoniłam go i schwyciłam czyste ubrania.
-Oszalałeś? Czemu to zrobiłeś? – Spytałam, ubierając się.
-Nie chciałem się znowu uderzyć, gapiąc się na ciebie, więc zabezpieczyłem się.
Wydawał się dumny ze swojego pomysł. Potrafił wpaść na rzeczy śmieszne i absurdalne, ale dla mnie to nadal było dziwne. Dziwne ale urocze. Uśmiechnęłam się.
-Gdzie mnie zabierasz?- Spytałam , nie mogąc się doczekać.
-Zobaczysz.
Uśmiechnął się. Założyłam za pas nóż i , korzystając z tego, że Justin mnie nie wiedział, ponieważ grzebał w telefonie, schowałam kartkę z teczki do kieszeni.
-Możemy iść- Powiedziałam.
-Nie, musisz najpierw wysuszyć włosy.
-Nie jest zimno.- Zapewniłam go.
-Nie chce byś zachorowała.
-Nie stanie się to, nie martw się.
Uśmiechnęłam się ponownie, nie chciałam by się tak martwił, po za tym w tym budynku było ciepło, jaki sens miało suszenie włosów? Justin wstał, w ciszy udał się do łazienki i chwilę póżniej wrócił, z suszarką w ręku. Podłączył ją do prądu i zaczął suszyć mi włosy.
-Co ty robisz? –Spytałam głośno, żeby mnie usłyszał pomimo dźwięku włączonej suszarki.
-Ratuję cię przed pewnym przeziębieniem.
Zdecydowałam, że lepiej nie dyskutować, milczałam podczas gdy Justin przeczysywał rękami moje włosy, by nadać im objętość i szybciej wysuszyć. 
Po chwili spytałam:
-Zmęczyłeś się? Ja mogę dokończyć.
-Nie martw się.
Dalej suszył mi włosy w ciszy. Jeszcze kilka miesięcy z Justinem i udałoby mu się mnie zepsuć, to było pewne.  Jednak lubiłam być tak traktowana.
-Po co mi to?
-Żeby nie było ci zimno.
Odpowiedział zakładając kurtkę.
-Nie sądzę żeby….
Nie dał mi dokończyć, zakładając mi kurtkę. Leżała idealnie, jakby była zrobiona specjalnie dla mnie.  To nie była na pewno Justina, wziął ją specjalnie dla mnie. Justin złapał mnie za rękę i ciągnął po zatłoczonych korytarzach spółki. Zauważyłam , że ludzie spuszczają głowy ze strachu, najodważniejsi szukali mojego wzroku, Justin jednak rzucał im ostre spojrzenia, przez co cofali się przestraszeni. Tylko jeden chłopak zrobił krok w moim kierunku, Justin objął mnie ramieniem i schylił się by wyciągnąć z buta nóż, potem rzucił go, nóż wbił się w rękaw chłopaka i przygwoździł do go ściany. Wiedziałam, że specjalnie go nie zabił. Justin był za dobry, by sobie nie trafić. Poczułam ulgę, dlatego że go oszczędził.
To było trochę dziwne, to  tylko moje wrażenie czy Justin naprawdę się zmieniał?
Usłyszałam jak kilka chłopaków pomogło temu facetowi, podczas gdy my szliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzwiami.
-Quinn, obiecaj mi, że zostaniesz zawsze ze mną, niezależnie od tego co znajduję się za tymi drzwiami.
-Obiecuję.
-To zdanie nie miało dla mnie teraz żadnego sensu.
-Nie zostawisz mnie nigdy  , prawda?
Złapałam jego mały palec moim.
-Obiecuję ci.
Nigdy bym go nie opuściła, to była obietnica którą złożyłam samej sobie. W tamtej chwili chciałam tylko wiedzieć gdzie idziemy. Otworzył drzwi i podmuch świeżego powietrza wpadł do środka.  Justin wyszedł a ja za nim. Rozglądałam się dookoła, nie było żadnych ścian, sama trawa aż do horyzontu.  Słońce świeciło prosto na nas, nie było tak zimno… dziwne jak na grudzień.
Nawet śnieg już się stopił. Zachłysnęłam się świeżym powietrzem, jak dawno nie byłam poza murami spółki. Czułam się wolna, byłam tak szczęśliwa. Spojrzałam na Justina, wydawał się dosyć zmartwiony i mocniej ścisną moją rękę. Teraz rozumiałam dlaczego się martwił. Bał się, że ucieknę.
-Nigdy bym tego nie zrobiła. –Powiedziałam jakby czytając mu w myślach.  Czułam się wolna, ale nie dlatego że byłam na zewnątrz, dlatego że byłam z Justinem.
-Dziękuje. – Wyszeptał, jednak nie puścił mojej ręki.  Usiadł i pomógł mi usiąść między jego nogami. Potem puścił moją rękę zaczął masować moje plecy.. Mogłabym nareszcie uciec. Od jak dawna pragnęłam tego momentu, coś jednak trzymało mnie przy Justinie, moje życie było z nim.
On był moim życiem.
Nie chciałam uciec, nie miałam ani zamiaru ani chęci.
-Czuję się dobrze, nie musisz mi tak ciągle pomagać.
-Ale to moja wina, że jest z tobą źle, więc moim obowiązkiem jest sprawić byś czuła się lepiej.
Oparłam się o jego tors, lubiłam tą uwagę którą mi poświęcał. Nigdy nikt nie poświęcał mi tyle uwagi prócz mojej mamy i taty.
-Dlaczego mnie tu przeprowadziłeś?
Spytałam zaciekawiona. Skoro bał się , że ucieknę to po co ryzykował?
-Chciałem byś znowu zobaczyła światło słoneczne.
To raczej było wymówką, myślałam , że chodziło mu raczej o to, by sprawdzić jak bardzo mi na nim zależało. Milczeliśmy przez chwilę, po czym odważyłam się to zrobić. Wyciągnęłam z kieszeni kartkę , która wcześniej zabrałam z teczki.
-co to jest? –Spytał niepewny.
-Jest coś co powinieneś wiedzieć.

*********************************
Specjalne podziękowania dla @Paweuofficial (TT) który zrobił zdjęcie tytułowe. Dziękuje bardzo!!. Musiałam zmienić wygląd całego bloga, żeby dopasować tło i całą resztę do zdjęcia. Mam nadzieję, że wam sie podoba nowy wygląd.  Jak już mówiłam autorka koontynuję tą opowieść. Jest już pierwszy rozdział dalszych losów Quinn i Justina: Madhouse. Na pewno będę to tłumaczyć jak tylko skończę to. 
Tu jest trailer these four walls stworzony przez autorke @MariD96  : http://www.youtube.com/watch?v=A9IRYh_LFS0
Nowy rozdział Niedziela- poniedziałek.