niedziela, 28 lipca 2013

Informacja

Cześć. Mam dla was wiadomość. Muszę niestety zrobić krótką przerwę. Powodów jest wiele, wiec nie pytajcie nawet ;p Mysle ze to bedzie trwalo okolo 2 tygodnie. Bede starala sie przez te dwa tygodnie napisac wszystkie rozdzialy albo po prostu nic nie tlumaczyc i wrocic za dwa tygodnie dodajac czesciej rozdzialy jeszcze nw nie podjelam decyzji, to bedzie zalezalo rowniez od mojego nastroju.
NIE CHCIALAM WAS ZOSTAWIC Z NICZYM WIEC MACIE TU KAWALEK NOWEGO ROZDZIAL.


Otworzyłam oczy, światło było strasznie jasne.; Nie pamiętałam kim byłam i gdzie byłam. Wszystko stało się jasne gdy rozglądnęłam się dookoła, ściany były białe, nie było okien, wokół mnie widziałam inne, puste łóżka.  Byłam w spółce. Odwróciłam się, po mojej prawej stronie, chodził tam i powrotem podirytowany, Justin.  Jego twarz nie okazywała żadnych uczuć, dokładnie tak, jak gdy go poznałam.  Miałam na imię Quinn, zostałam porwana, mieszkałam w spółce i tam znalazłam człowieka, który miał być miłością mojego zycia ; Teraz wszystko było jasne. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć coś i zwrócić na siebie jego uwagę, ale nie miałam odwagi, wolałam , żeby mnie nie zauważył.  Dopiero po chwili zauważyłam, że jestem przekuta do jakiś urządzeń różnymi  rurkami. Zaczęłam się wiercić, nie chciałam być związana, ostatnią osobą która mnie związała był Peter. Moje serce zaczęło bić szybciej gdy sobie o tym przypomniałam, nie chciałam być znowu więźniem. Ciekawe kto mógł mi teraz zrobić krzywdę. Czułam jak brakuje mi tlenu, serce przyśpieszyło jeszcze bardziej bicie a krew płynęła po moim ciele szybciej niż zazwyczaj.
Nagle jedno z urządzeń zaczęło piszczeć a ja czułam się coraz gorzej. Panika. Ogarnęła mnie panika. Zobaczyłam jak Justin odwraca się do mnie, jednym krokiem, dobiegł do mnie. Wydawał się gwałtowny, on też chciał mi zrobić krzywdę, dokładnie tak jak Peter.
-Idź sobie! – Krzyknęłam ze łzami w oczach. Uśmiechał się, dokładnie tak jak Peter.
-Odejdź !! + Krzyknęłam ponownie. Uśmiech Justina zniknął zmieniając się w wątpienie, po czym cofnął się trochę.
Musiałam wołać po pomoc, ktoś musiał przyjść, bo Justin na pewno chciał mnie zaatakować.  Zobaczyłam jak jakiś mężczyzna przybiega do mnie i łapiąc mnie za ramie, wstrzyknął mi coś do krwi.  Urządzenie powoli przestało piszczeć , wrócił do normy, tak jak bicie mojego serca i mój oddech.
-Nie zbliżaj się do niej, jeszcze nie- Ostrzegał mężczyzna w białym fartuchu.
-Ona jest moja, mogę robić co chce. – Powiedział Justin popychając go i zbliżając się do mnie.
-Nie jestem niczyja- Wyszeptałam przygrywając się aż po czubek nosa. Dopiero wtedy zrozumiałam, że byłam kompletnie naga pod cienkim kocem.
-Co ty mówisz Quinn ? – Justin spoglądał nam nie z wątpliwością i cierpieniem wymalowanym na twarzy. 
-Ona wciąż przeżywa traumę, musisz da c jej ….
-Wiem co robię.
Przerwał mi Justin po czym podszedł do mnie. Zbliżył do mnie swoją rękę przez co zaczęłam płakać przestraszona.  Chciał mnie uderzyć? Pobić? Odkryć ?
-Ona płacze , nie bądź natarczywy- Radził lekarz.

Justin delikatnie dotknął moją twarz, pociągnęłam koc aż do oczu odwracając głowę w drugą stronę.

PRZEPRASZAM ZA TA PRZERWE ;P  

czwartek, 18 lipca 2013

30 rozdział

Rozdział 30- Życie czy śmierć. 




 Obudziłam się obolała na podłodze. Bolały mnie plecy i nadgarstki. Tej nocy strasznie krótko spałam, nie mogłam zasnąć, udało mi się dopiero rano. Rozejrzałam się, nie było Petera.  Podciągnęłam się, udało mi się usiąść. Wiedziałam, że nie wytrzymam z tym psychopatą, Peterem, jeszcze 5 dni. Przypomniało mi się co mówił poprzedniego wieczoru:  On nie ma poczuć moją zemstę teraz, leczy gdy wróci, gdy pomyśli , że zabił cię swoimi własnymi rękami „
Co oznaczało, że bądź co bądź, prędzej czy póżniej miałam umrzeć. Najgorsze w tym było to, że to co mnie czekało miało nastąpić po jakiś 5, długich bolesnych dniach. Ale zdecydowałam , że będę je znosić z dumą. Oparłam głowę o szafkę, zamykając oczy, wtedy przypomniało mi się, że mam jeszcze przy sobie nóż. To jeszcze nie był koniec. Obcinanie lin było, długotrwałe i męczące , ale w końcu byłam wolna. Wstałam szybko i pobiegłam do drzwi, nie miałam określonego celu,  gdziekolwiek w spółce byłabym w niebezpieczeństwie, ale aktualnie każde miejsce było bezpieczniejsze niż tamten pokój. Pociągnęłam za klamkę, ale nie mogłam otworzyć drzwi, byłam zamknięta. Uderzyłam dłonią o drzwi ze złości. Wszystko musiało być przeciwko mnie? Poddałam się, usiadłam na ziemi oparta o drzwi.  Pomyślałam o ostatnim pożegnaniu z Justinem, nigdy więcej bym go już nie zobaczyła, nawet jeśli jemu na mnie nie zależało, chciałam się pożegnać z nim wiedząc , że to naprawdę ostatni raz.  Kiedy wyjeżdżał , bałam się o niego, a powinnam się bać o siebie.  On jednak, mówił mi , że to będzie niebezpiecznie, pouczając mnie jak matka dziecko ,które idzie pierwszy raz do przeczkola.  Uśmiechnęłam się na tę myśl, ponieważ też zachowywałam się w stosunku do niego jak matka ,gdy uczyłam go jak zachowywać się w stosunku do innych. Tak jak znowu on, gdy uczył mnie jak przetrwać w tym niebezpiecznym miejscu. Nagle przypomniało mi się co powiedział. Otworzyłam szybko jedną szufladę, żeby zobaczyć kilka prezerwatyw, zarumieniłam się na myśl o tym, co robiłby, gdybym to przeżyła. Dawał mi motywację do tego by walczyć do końca.
Nie mogłam ciągle czekać na to , że przyjdzie mnie uratować. Tym razem, nikt by mnie nie uratował, musiałam to zrobić sama. Byłam tak zajęta szukaniem broni, którą mi zostawił Justin, że nie poczułam, że ktoś za mną stoi. Coś zimnego dotknęło moją skroń, odwróciłam się powoli.
-Szukałaś tego?
Spytał Peter, mierząc we mnie bronią. Ręce zaczęły mi się trząść i, nagle, zakręciło mi sięw głowie, nie wiedziałam , że jestem gorsza niż jakiś królik.
Wolno wstałam, podczas gdy on nadal mierzył bronią we mnie. Poszukałam jego zielonych oczu i popatrzyłam na niego krzywo, co oczywiście spotkało się jedynie z jego pogardą.
-Połóż nóż- Powiedział spokojnie.
-Inaczej nacisnę spust.
Mogłam rzucić nożem w niego, ale wtedy na pewno by strzelił. W każdym bądź razie, nie chciałam zostać bezbronna, nie chciałam ulec.
-Połóż go na ziemi.- Powtórzył. Ciśnienie w pokoju podwyższało się a pistolet mierzony we mnie nie pomagał. Rzuciłam nóż na łóżko. Peter wolno schował pistolet za pasem.
-Co to miało być? Masz ochotna żarty?
Uśmiechnął się i zrobił krok w moją stronę, przez co musiał się odwrócić. Próbowałam zając jego poprzednie miejsce, żeby dotrzeć do drzwi i uciec.
-Ta, to moja specjalność. – Uśmiechnęłam się, czułam się silna. Byłam pewna, że mogłabym go pokonać gdyby tylko nie miał broni.
-Wygodna podłoga?
 Co za kutas.
-O wiele lepsze niż spanie obok ciebie w łóżku.
Dalej się przesuwałam , żeby znaleźć się w wygodnej pozycji.
-To mnie rani, wiesz?
Zrobił smutną minkę i , może zrozumiejąc moje zamiary, zrobił krok w moją stronę.
-Nieważne, nie rozumiem dlaczego tak mnie nienawidzisz. Nic  ci nie zrobiłem, ja jestem ten dobry.
-Tak, jak cukierek.
On myślał , że jest tym dobry ponieważ, wykorzystał mnie dla zemsty a nie dla chęci. Przeciwnie, z tego co zrozumiałam, miał inne kontakty z dziewczynami, popsute przez Justina.
-Wierz mi , jeśli mógłbym, nie zrobiłbym tego, ale on ukradł moją miłość więc ja zrobię to samo.
Szybko ruszył w moją stronę, ale ja dzięki mojemu refleksowi, zdążyłam zrobić dwa kroki w stronę drzwi. Otworzyłam je, a Peter złapał mnie za biodra i rzuciła ziemię, po czym zamknął drzwi. Wstałam szybko, pomimo bólu , i pobiegłam na drugą stronę pokoju. Nie miałam jak uciec , ale musiałam znaleźć jakieś wyjście w sytuacji, i to szybko.
-No więc Quinn, zawierzmy umowę. – Powiedział Peter, zbliżając się do mnie. Ja cofałam się do tył.
-Czas leci a ja muszę dokończyć swój plan, okej?
-Nie, masz jeszcze 5 dni zanim wróci szef. Masz czas.
Jeśli chodziło o śmierć, lepiej póżno niż wcześniej.
-Zmiana planów.
Czy to znaczyło , że Justin wróci wcześniej?
Uśmiechnął się i rzucił się na mnie, pobiegłam na łóżko i przechodząc po nim udałam się na drugą stronę pokoju. Byłam znowu koło drzwi.  Zrobiłam krok do przodu, ale ujrzałam przed sobą Petera.  Cofnęłam się zdziwiona, był strasznie szybki.
-Przysięgam, że gdyby nie to, że się śpieszymy , leżałabyś teraz na stołówce.
Złapał mnie za nadgarstki.
-Nie wiem, czy sama zdążysz to zrobić, ale opowiem szefowi o tym , jak dzielnie się broniłaś.
Popchnął mnie na ścianę. To był koniec, ale przynajmniej się nie poddałam.
Peter złapał mnie za biodra i ściągnął bluzkę. Próbowałam się uwolnić, nadepnęłam mu na nogę ale nic to nie dało. Zignorował mnie i zaczął ściągać mi spodnie, zaczęłam się wiercić i krzyczeć ale zatkał mi jedną ręką usta.
-Ej, przecież nic ci nie zrobię, wierz mi.
Jego ręka podążyła na moje plecy, rozpinając mi stanik. Nie chciałam by to się zakończyło tak, jak poprzedniego dnia. Próbowałam go odpychać rękami, ale nie ruszyło go to.
-Zrelaksuj się.
No pewnie, może jeszcze kubek ciepłej herbaty? Przecież to i tak już był koniec.
-Nie zrobię ci krzywdę- Wyszeptał, i ściągnął mi również pozostałą część garderoby.
-Tak, jak wczoraj?
Krzyknęłam, i plułam mu w twarz. On trzymał mnie jeszcze mocniej, zatykając mi bardziej usta.
-Słuchaj to wszystko jest tylko dla efektu. Nie chcę cię naprawdę wykorzystać. Muszę przyznać, że wczoraj to zrobiłem, ponieważ chciałem spróbować przed śmiercią, ale nie spodobało mi się.
Peter uderzył mnie mocno w brzuch. Poczułam straszny ból i zaczęłam pluć krwią. Uderzył mnie w ucho, które zaczęło dzwonić, upadłam na ziemię, wtedy zaczął mnie kopać.
-Przestań- Wyszeptałam. Ledwo trzymałam otwarte oczy, więc je zamknęłam. Nie chciałam być tego świadkiem.
-Jeszcze raz przepraszam, to tylko zemsta. Nigdy nie skrzywdziłbym kobiety, wierz mi.
Nie wiem dlaczego, ale wydawał mi się szczery.
-To nie będzie trwało zbyt długo, tylko kilka godzin.
Ciągnął. Kilka godzin tej agonii ? Nie wytrzymałabym.
-Szybko, p-proszę cię. – Wyszeptałam, zauważyłam ,że trzęsą mi się nawet usta.
Peter przyłożył mi lufę do ręki, użyłam całej swojej siły aby odwrócić się by postrzelił mi serce, ale on odwrócił broń.
-Nie.- Wyszeptał. Naładował broń a ja zamknęłam oczy. Minęło kilka sekund całkowitej ciszy, która zdawała się trwać wieczność, zanim usłyszałam i poczułam strzał.  Mimowolnie dotknęłam rany i zaczęłam ruszać szybko nogami, żeby odwrócić swoją uwagę od bólu. Otworzyłam oczy, ale nie miałam odwagi spojrzeć na ranę, wiedziałam tylko buty mojego prześladowcy i czułam na ręce krew.
Dzwoniło mi nadal w uszach, a obraz tracił ostrość.  Zamknęłam oczy na czas, który wydawał się wiecznością.

Poczułam jak ktoś delikatnie podnosi mnie z ziemi. Może umarłam, i jak anioł, potrafiłam latać. Miałam mętlik w głowie, próbowałam otworzyć oczy ale nie mogłam, czułam się jak w innym ciele, nie czułam bólu i nie wiedziałam co się dzieje. Zauważyłam jak szybko biję moje serce dopiero wtedy, kiedy zaczęło zwalniać uspokojone przez  spokojny głos, który prosił mnie bym została. Nie wiedziałam czyi to głos: chciałam mu powiedzieć” ej wszystko w porządku, jestem z tobą” żeby go uspokoić. Próbowałam otworzyć usta ale nie mogłam. Poczułam się lepiej gdy coś zimnego dotknęło moją ranę. Czułam zmianę temperatury, ale nie mogłam na tyle dobrze myśleć, by zrozumieć, na której części ciała to zimne coś się znajdowało. Czułam się jakby dusza a ciało były oddzielnie, gdzieś daleko od siebie, i nie mogły się znaleźć. Poczułam, jak coś lekko głaszcze moje ciało. Poczułam się lepiej, nie czułam bólu, może dlatego , że moje ciało było tak zmęczone, że impulsy nawet nie docierały do mózgu.
Czułam, że cienka nitka która łączyła jeszcze moją duszę z moim ciałem, zaraz się urwie. Czułam się o krok od śmierci i nie wiedziałam jeszcze jaką drogę wybrać. Zawalczyć o życie, czy poddać się i umrzeć?
********************
Przepraszam , że tak póżno L Naprawdę nie miałam weny L

Przypominam o tym żebyście obserwowali na TT główną bohaterkę : @Quinn_TFW_PL i Justina : @JustinTFWPL


-Jeśli chcesz być informowany na TT w prawym górnym rogu znajduję się również zakładka „ informowani”
-TT autorki : https://twitter.com/MariD96 (zauważcie jej header, to jest zdjecie które zrobiłam kiedyś na tego bloga. Teraz zmieniłam ale kiedyś było to *jaram się*)

sobota, 13 lipca 2013

29 rozdział

Rozdział 29- "złodziej serc" 



Otworzyłam oczy próbując sobie przypomnieć co się wydarzyło. Pomyślałam o spojrzeniu Petera, o jego uśmiechu, który na początku był szczery a póżniej zamienił się w złowieszczy śmiech. Leżałam na łóżku z ogromnym bólem głowy. Poruszyłam ręką, gdy zauważyłam, że mam ją podniesioną w górę. Szarpnęłam ostro , gdy nie chciałam się ruszyć, świetnie… byłam przywiązana do łóżka.  I moje nogi i moje ręce były zablokowane. Próbowałam się uwolnić, ciągnąc i szarpiąc za liny, ale nic z tego. Prze te próby jedynie spowodowałam sobie ostry ból nadgarstków. Chciałam żeby był tu Justin, żeby mnie uratował, ale nie było go, właśnie ryzykował życie dla spółki. Ta myśl sprawiła , że jeszcze bardziej się zdenerwowałam. Chciałam krzyknąć, ale nikt by mi nie pomógł, przez ten głupi kod, który trzeba było wklepać, żeby wejść. Nikt go nie znał, tylko Justin i Peter. Udawał takiego miłego, a ja mu uwierzyłam.  Jaka jestem naiwna.  Wszyscy kłamali w tym miejscu, prawdopodobnie nawet Justin, który ukrywał prawdę o tym wszystkich dziewczynach, którym „skradł serca”. Właśnie w tym momencie otworzyły się drzwi.
-W końcu się obudziłaś. – To był głos Petera. Odwróciłam się , żeby na niego spojrzeć.
-Spałaś całą noc i …
 Spojrzał na zegarek po czym dodał:
-I pół dnia .. i wieczór.
-Rozwiąż mnie ! – Rozkazałam- Jestem z szefem , więc mogę ci rozkazywać. Rozwiąż mnie  albo pożałujesz.
-Nie boję się ciebie. – Odpowiedział Peter aż zanadto spokojnie, po czym podszedł do łóżka.
-Ale powinieneś bać się szefa, on będzie cię torturował po czym cię zabije.
-Tak naprawdę, to nie sądzę. Jesteśmy dawnymi przyjaciółmi, ale nawet jeśli to zrobi, nie obchodzi mnie to. Ja szukam zemsty.
-Co ci zrobił?
Justin, który zrobił coś swojemu przyjacielowi?  Swojemu mentorowi ? Nie sądzę. Po za tym nie zostawiłby mnie z kimś, komu coś zrobił. Justin był niewinny, byłam tego pewna, a nawet jeśli nie był, nie wiedział , że zrobił coś przeciwko Peterowi.
-Spokojnie, nie chcę zrobić ci krzywdy. – Ręką oznaczył ścieżkę wzdłuż mojej szyi.
-Zadałam ci pytanie.- Starałam się brzmieć jak najodważniej, w końcu to nie pierwszy raz znajdowałam się w niebezpieczeństwie. On klęknął na łóżku, obok mnie.
-A ja nie odpowiedziałem. – Zaczął coraz mocniej napierać na moją szyję, co spowodowało ,że zaczęłam kaszleć.
-Jeśli cię to pocieszy, jeszcze nie wiem co z tobą zrobię, nie chce żebyś cierpiała. To on ma cierpieć.
Na wspomnienie o tym co Justin mu zrobił, cokolwiek to było, zacisnął mocniej rękę na mojej szyi.
-Puść mnie –Wyszeptałam.
-Racja, nie chcę cię zabić.
Zdziwiłam się , gdy dotarło do mnie ,że jeszcze nie płakałam. Przeciwnie, byłam przekonana, że gdyby tylko mnie rozwiązał, poradziłabym sobie z nim dzięki temu co nauczył mnie Justin.
-Możesz mnie przynajmniej odwiązać? – Spytałam ,znudzonym tonem.
-Żebyś mogła uciekać do Stivie’a? Nie sądzę.
-Skąd wiesz o…
-Te ściany mają uszy. – Uśmiechnął się, przyłapał mnie z Stivie’em ale nie mógł wiedzieć, że był moim przyjacielem, czy mógł? Peter położył dłoń na moim biodrze, był delikatny, mimo wszystko.  To jego zachowanie było dla mnie dziwne. Podniósł do góry moją bluzkę, odkrywając mi brzuch.
-Teraz rozumiem dlaczego mówią, że kobiety cię zauraczają , gdy się na nich spojrzy.
Przegryzł swoją dolną wargę. W tym momencie zaczęłam się martwić. Jeżeli mówiąc „nie zrobię ci krzywdy” miał na myśli , że mnie wykorzysta, to raczej miałam drobny kłopot. Obniżył trochę moje spodnie, wyglądało to tak, jakby był po prostu ciekawy.
-Ściąg swoje ręce od mojego ciała. – Krzyknęłam do niego. To brzmiało niemal jak rozkaz.
-Spokojnie skarbie, nie rozgrzewaj się.  Powiedziałem ci, że nie zrobię ci krzywdy, że to on ma cierpieć. Ja jestem porządnym chłopakiem.
Podniósł bluzkę jeszcze wyżej, a spodnie opuścił mi do kolan.  Instynktownie poruszyłam rękami, żeby go odtrącić, za póżno zrealizowałam, że byłam związana, przez co poczułam ogromny ból nadgarstków.  Kurde, jeśli tylko udałoby mi się wyciągnąć nóż zza pasa.
Peter wstał ,co spotkało się z moim ogromnym zdziwieniem, i oddalił się. Może naprawdę nie chciał zrobić mi krzywdy. Po za tym, nie byłam ani trochę martwiona tym ,że mógł zrobić coś Justinowi w bezpośrednim ataku, coś mi mówiło, że wygrałby na pewno mój chłopak.  Wrócił po chwili, z gołym torsem, trzymając coś w ręku. Patrzyłam na niego w ciszy. Był bardziej umięśniony niż Justin.
Przez strach poczułam ciarki, pomimo wszystko, obiektywnie patrząc, był piękny.
Zbliżył się do mnie i położył mi dłoń na ustach. Gdy ją ściągnął próbowałam otworzyć buzie, wtedy zrozumiałam, że zatkał mi ją kawałkiem taśmy.  Krzyknęłam, ale to nic nie dało, nie było słychać. Peter dał mi znak, żebym byłą cicho.
-Nie chcemy żeby ktoś pomyślał że robię ci krzywdę, prawda? – Uśmiechnął się, i ponownie stanął obok mnie. Potem palcem ściągnął mi w dół również bieliznę.
Znowu krzyknęłam ,ale on mnie zignorował. Zaczęłam panikować:  serce zaczęło bić mi szybciej a łzy uzbierały mi się w kącikach oczu. Mój oddech był niespokojny.
Nie mogłam zrobić nic by go zatrzymać, a najgorsze było to, że on wydawał się rozbawiony. Tak rozbawiony, że się uśmiechał.
-Czyli to tak wyglądacie.
Uśmiechnął  się ponownie,  analizując każdy kawałek mojego ciała i dotykając mnie. Krzyknęłam, próbując uwolnić się od lin. Peter uderzył mnie otwartą dłonią w twarz, przez co odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Cholera jasna, przestań. Krzyczysz od pół godziny. Czemu nie zamkniesz się na chwilę?  Powinnaś się cieszyć. Dużo osób  mnie prosiło, żebym pozwolił im się z tobą pobawić. Nawet chcieli mi za to zapłacić, ale się nie zgodziłem, bo nie jestem zły, robię to co robię tylko po to żeby się zemścić.  Masz szczęście. Jeżeli się nie uspokoisz , zapewniam cię , że jutro zostawię cię nagą na stołówce, zobaczymy czy to przeżyjesz.
Przestałam się wiercić, rozluźniając mięśnie. Nie chciałam skończyć w ten sposób. Sama myśl o tym powodowała u mnie ciarki. Ja, tam, bezbronna i inni pracownicy którzy mnie wykorzystywali.  Łzy, które powstrzymywałam do tej pory, popłynęły wzdłuż moich policzków.
-Widzę, że zrozumiałaś.
Uśmiechnął się, potem ściągnął w dół swoje spodnie. Podniosłam oczy do swoich rąk, nie chciałam być świadkiem tego, co mnie czekało. Zaczęłam cicho szlochać, ale on tego nie zauważył, lub po prostu to zignorował.
-Czemu się na mnie nie patrzysz? Jaki jest twój problem?
Zignorowałam go, nie wystarczyło mu to co mi robił? Chciał mnie jeszcze zmusić do tego bym się na niego patrzyła?
-Patrz na mnie.- Złapał mnie mocno za podbródek, sprawiając mi ból, i odwrócił mi twarz. Jego oczy były bardziej zielone niż wcześniej. Oddalił się, jeszcze stojąc.
-Nie jestem idealny?
Wbiłam wzrok w jego twarz, nie patrząc nigdzie indziej, nie chciałam dać mu tej satysfakcji.
-Patrz na mnie powiedziałem.
Zacisnął palce wokół mojej stopy. Ból stał się tak nieznośny, że byłam zmuszona popatrzeć na niego od stóp do głów. Był typem chłopaka , który każda dziewczyna pragnęła, nie miał ani jednej wady.
-Jestem idealny?
Zadał ponownie pytanie. Przytaknęłam. Z pewnością nie mogłam zaprzeczyć, biorąc pod uwagę w  jak beznadziejnej byłam sytuacji.
-Więc jak uważasz, jak Justinowi udało się skraść miłość mojego życia?
Żyłą na jego szyi zaczęła pulsować, robił się coraz bardziej czerwony, może wspomnienie powodowało , że czuł się jeszcze gorzej. Justin był z inna kobietą przede mną, najbardziej smutne było to, że nie chciał mi o tym powiedzieć, to łamało mi serce. Nie mogłam ufać nawet jemu; odkryłam już prawdę. A wszystkie te noce , kiedy nie był ze mną?  Może był z innymi kobietami? A teraz? Może nie był w Indii, tylko mnie oszukał a teraz siedział sobie z jakąś dziwką.  Nawet on nie uratowałby mnie od Peter’a.
Byłam sama, poczułam jak łamie mi się serce. Łzy zaczęły gęściej spływać po mojej twarzy, oddychało mi się coraz ciężej.
-Natrafił na godnego siebie przeciwnika- Mówił dalej Peter- nie wie z kim ma do czynienia.
W napadzie złości położył się na mnie, opierając się po moich bokach łokciami. Opatrzyłam na niego przez ostatnią chwilę, błagając go wzrokiem o litość. Wiedziałam jednak, że to go nie zatrzyma przed rządzą zemsty.  Potwierdził moje przypuszczenia, z siłą wchodząc we mnie. Krzyknęłam ,ale on zignorował mnie, wchodząc coraz głębiej.  Próbowałam się wyrwać, ale on schwycił mocno moje ramiona, wbijając paznokcie w moją skórę.  Dalej wierciłam się, co tylko pogorszyło sytuację. Uścisk Petera wzmocnił się, a z nadgarstków zaczęła płynąć mi krew, ponieważ sznurek , którym byłam związana wżynał się w moją skórę, gdy próbowałam się uwolnić. Peter zdenerwował się , zaczynając poruszać się we mnie coraz szybciej. Ciągle się wierciłam, aż w końcu nie oderwał się ode mnie. Prawdopodobnie dalej by mnie torturował, gdyby nie to, że telefon zaczął dzwonić. Oddalił się, po chwili, a mój oddech stał się trochę spokojniejszy, byłam bez sił, nie jadłam od ponad 24h.  Popatrzyłam w górę na ręce. Nadgarstki krwawiły , a na ramionach pozostały znaki po mocnym uścisku Petera.
-To on, spróbuj mu coś o tym powiedzieć to zobaczysz. Będziesz miała posiłek na stołówce. To będzie zabawne.
Telefon dalej dzwonił w jego dłoni.  Chciał, żebym odpowiedziała, inaczej Justin zacząłby się martwić.  Mocno oderwał mi taśmę z ust. Nie chciałam rozmawiać z chłopakiem który , jak się dowiedziałam, zdradzał mnie. Peter nacisnął zielony klawisz, żeby odebrać połączenie.
-Cześć księżniczko, jaki jest twój ulubiony kolor? – Jego głos był taki wesoły, słodki , dobry, a on mnie zdradzał, nie mogłam w to uwierzyć.
-No więc? Quinn?
Głęboko nabrałam powietrza.
-Fioletowy.
-Quinn, co ci? – Był zmartwiony, jak osoba której na mnie zależało, może tak było nawet jeśli nie byłam jego jedyną kobietą. Czułam guz w gardle, chciałam krzyczeć o pomoc, ale nie mogłam.
-Nic, wszystko w porządku.
Zamknęłam mocno oczy i przestałam oddychać , żeby nie płakać. Potem zaczęłam myśleć o czymś fajnym, o naszym pierwszym pocałunku. Nie zadziałało, poczułam się jeszcze gorzej.  Peter złapał mnie za ramie i powiedział bezgłośnie:
-Bardziej przekonywująco.
-Quinn, co ci?
Łzy  ciskały mi się na oczy, Peter jeszcze mocniej trzymał moje ramię.
-Jest … dobrze.
Brałam głębokie oddechy.
-Jeśli nie możesz rozmawiać  zapukaj raz.
Zostałam nieruchomo. Pomimo tego, że prawdopodobnie mu na mnie nie zależało, tak jak mi na nim, nie chciałam, żeby mu się coś stało przeze mnie. Nawet, jeśli nie zależało mu na mnie, tak jak mi, wiedziałam , że obwiniałby się o to co by się ze mną stało.
-Okej- Powiedział podejrzliwym tonem.
-Więc, co robisz?
Ciągle czułam w gardle tego guza, który utrudniał mi mówienie. Coś piekło mnie w gardle a serce biło mocno.
-Oglądam…
Musiałam zrobić przerwę żeby zatrzymać łzy i zaczęłam masakrować zębami swoją wargę. Dałam Peterowi znak , by się rozłączył. On uderzył mnie z pięści w brzuch, jakby dając mi do  zrozumienia, że muszę mówić dalej.
-…..Telewizję.
Zakończyłam, nie mogłam już wytrzymać, zaczęłam bezgłośnie szlochać. Peter położył mi rękę na ustach.
 -Przestań- wyszeptał.
-Quinn, jakiś problem?
Powiedział Justin. „tak” krzyczał jakiś głos w mojej głowie. Mój wybawca był tak bliski, a jednak tak daleki i nieosiągalny. Peter zauważył, że mało brakowało, a powiedziałabym mu o wszystkim. Moje umiejętności rozumowania znikły. Rozłączył się, położył telefon i odwrócił się rozwścieczony, uderzając mnie z pięści w twarz. Poczułam krew , która ciekła z kącika moich ust.
Zbliżył się do mnie i rozwiązał mi najpierw nogi, potem nadgarstki. To było takie dziwne. Zrobiłam taką katastrofę z Justinem a on mnie uwalniał. Podniosłam bieliznę i spodnie. Potem poprawiłam sobie bluzkę.
-Dziękuję- Wyszeptałam, byłam tak bardzo zdziwiona, że nawet nie przyszło mi do głowy żeby wyjąć nóż i zaatakować.
-Tak, jasne.
Wszystko się wyjaśniło ,kiedy rzucił mnie na ziemię, co spowodowało ,że uderzyłam się głową o szafkę. Złapał mnie za nadgarstki i związał znowu, po czym sam położył się na łóżko.
-Ty będziesz spać tam, za karę. Nie próbuj nas nigdy więcej tak narazić na niepowodzenie z szefem.- Ostrzegał- On nie ma poczuć moją zemstę teraz, leczy gdy wróci, gdy pomyśli , że zabił cię swoimi własnymi rękami.



**************************

Nie chciałam dodać dzisiaj, ponieważ byłam o jeden rozdział do przodu. Ale dodałam w efekcie już nie jestem o jeden do przodu L. Po prostu czułam , że muszę go dodać dzisiaj, jako podziękowanie za tak liczne komentarze! Aż ponad 100 ! Boziu kocham was, fajnie by było gdyby zawsze było tak dużo. Wdg ankiety na prawym pasku to opowiadanie czyta ponad 300 osób a komentarze ledwo sięgały 40 L
Teraz jeśli chodzi o opowiadanie rzekomo odgapione od mojego tłumaczenia. Dziękuje wam za to , że broniliście mojego bloga. Ta dziewczyna, jak zauważyłam, również go czyta(zobaczyłam jej kom pod jednym z rozdziałów). No nic po prostu dojdę z nią do jakiegoś porozumienia i wszystko się wyjaśni J Nie ma co robić afery.
Wyniki konkursu o Jb. Na TT prawdopodobnie pojawią się w poniedziałek.
Kiedy nowy rozdział? Nie mam pojęcia. Nie wiem czy uda mi się przetłumaczyć nowy rozdział do wtorku ponieważ od dzisiaj do poniedziałku nie będzie mnie w domu J (wyjazdy do rodziny itd.)
Przypominam o tym żebyście obserwowali na TT główną bohaterkę : @Quinn_TFW_PL
-Jeśli chcesz być informowany na TT w prawym górnym rogu znajduję się również zakładka „ informowani”
-TT autorki : https://twitter.com/MariD96 (zauważcie jej header, to jest zdjecie które zrobiłam kiedyś na tego bloga. Teraz zmieniłam ale kiedyś było to *jaram się*)

piątek, 12 lipca 2013

28 rozdział.

Rozdział 28- Podwójna osobowość. 

(Przypominam o czytaniu mojej notatki na końcu)

 
Siedziałam sama w pokoju, prosiłam Petera by nie wchodził, i tak też zrobił. Pomimo moich obaw, wydawał się być dobrych chłopakiem. Myślałam o Justinie, ciekawe co robił, czy wszystko z nim było w porządku.  Na pewno jeszcze nie dojechał na miejsce. Była dopiero 20 a on wyjechał około 11.  Nie wiedziałam czy mój telefon działał również w odległość ale spróbowałam.
„jak się masz?”
Wysłałam wiadomość. Miałam nadzieję , że dostanie wiadomość, pomimo tego , że mój telefon był zaprogramowany do tego, by  porozumiewać się jedynie wewnątrz spółki. Inaczej mogłabym zadzwonić np. na policję albo do rodziców gdy mi go dali, prawda?
„Nastąpił błąd podczas dostarczania wiadomości tekstowej”
Westchnęłam , wiedziałam że tak będzie. Położyłam telefon na fotelu rozglądając się za pilotem, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Koło telewizora, tam gdzie był zwykle go nie było. Zaczęłam go szukać w innych miejscach, np: pod poduszkami, na ziemi, pod fotelem. Nagle usłyszałam jak dzwoni mi telefon.  To musieli być Stivie albo Luke, może chcieli się ze mną spotkać wiedząc , że nie ma Justina. Albo Peter, który chciał wiedzieć, czy czegoś potrzebuję.  Z tropu zbił mnie napis na ekranie „ wiem że za mną tęsknisz” . To Justin próbował się do mnie dodzwonić?  Ja nie zapisałam go tak w kontaktach…
Odpowiedziałam, nawet jeśli to nie był on, co mi szkodziło?
-Halo, tu Quinn.
-Wiem, to ja dzwonię.- To był głos Justina. Uśmiech zagościł na mojej twarzy gdy usłyszałam dźwięk jego śmiechu.
-Dzwonię do ciebie z innego numeru, podoba ci się jak ci go zapisałem?
-Tak.- Zarumieniłam się ale on nie mógł tego zobaczyć. Moje serce zaczęło bić szybciej, byłam taka zadowolona tym ,ze mogłam z nim rozmawiać. Zaczął się śmiać a ja razem z nim.  To nie było tak, jak mieć go przy sobie, ale zawsze coś. Przecież miałam go nie zobaczyć przez jakiś tydzień.
-Jak do mnie dzwonisz? To jaki specjalny telefon?
-Tak.
-Skąd go masz?
-Cholera, jestem szefem.
Zaśmiał się ponownie, wydawał się o wiele bardziej szczęśliwy, niż kiedy mnie opuszczał, ale wiedziałam , że tak nie było. Może udawał po to , żeby podnieść mnie na duchu, tylko jego oczy mogły mi zdradzić co naprawdę czuł, niestety nie mogłam ich zobaczyć.
-Gdzie jesteś? – Spytałam.
-W tym momencie w pociągu.
-Gdzie dokładniej?
-Nie mogę ci powiedzieć, nie jest bezpiecznie przez telefon.
-Racja.
Jeszcze musiałam się trochę przyzwyczaić do tego, że mieszkałam w spółce i wszystko jest wielką tajemnicą, przez co musiałam zamknąć buzie.
-Tam wszystko w porządku? Nie nudzisz się? Możesz sobie włączyć telewizor jeśli nie masz co robić.
To było, jakby czytał mi w myślach, faktycznie chwilę wcześniej chciałam włączyć.
-Tak, wszystko w porządku. Miałeś rację. Peter wydaje się faktycznie dobrych chłopakiem. Dzięki , że mnie z nim zostawiłeś.
Oczywiście wolałam Stivie czy nawet Luke’a. Ale powiedzenie mu o tym nie byłoby dobrym pomysłem.
-Wiem, że nie zrobi ci krzywdy. Nie jesteś w niebezpieczeństwie, wierz mi .
-A ty?
-Ja też nie. Dotrzymam obietnice i wrócę do ciebie cały i zdrowy. Teraz muszę iść, zadzwonię do ciebie wkrótce, okej?
-Już?
Nie chciałam się rozłączyć , czułam się bezpiecznie. Po za tym nie mogłam do niego zadzwonić, jeśli miałabym problemy.
-Nie jest bezpiecznie rozmawiać  przez  telefon, mówiłem ci. Mogliby przechwycić połączenie.
-Okej, pa. – Powiedziałam lekko rozczarowana, miałam nadzieję , że tego nie zauważył.
-Pa, Quinn. – Odpowiedział. Zakończył połączenie a ja zrobiłam to samo. Zdecydowałam , że tej nocy modliłabym się całą noc, byleby tylko wrócił cały.
On był dobrą osoba, nie zasługiwał na śmierć.
Westchnęłam i wstałam aby poszukać pilot.
Nie sądziłam żebym mogła oglądać na tym TV jakiś normalny program, byliśmy tam prawie odcięci od świata. Nigdy bym sobie tam raczej nie pooglądała wiadomości ani jakiś reality show.  Wszystkie kontakty ze światem zewnętrznym były mi zabronione . Zawszę mogłam pooglądać jakiś film, może ten który nie skończyłam oglądać, albo ten który tak bardzo lubił Justin. Może teraz, gdy już umiałam się jakoś posługiwać bronią, spodobałby mi się ten film.
Wreszcie znalazłam pilot, na stoliku przed telewizorem. Jak mogłam go wcześniej nie zauważyć? Był przede mną, jakby ktoś go tam podstawił.  W tym miejscu wszystko było tam, gdzie powinno być. A więc co pilot robił na stoliku? Schwytałam go i przecisnęłam byle jaki guzik, żeby go włączyć. Jeszcze nie wiedziałam jaki film obejrzę, miałam tylko 2 do wyboru.  Gdy telewizor się włączył zauważyłam ,że już był jakiś film. Ten, który się zablokował, gdy chciałam go zobaczyć. Był zatrzymany dokładnie w momencie, w którym przestałam go oglądać. Nacisnęłam „play”, było tak jak myślałam, Justin specjalnie wszystko zaplanował, chciał żebym go obejrzała do końca.

***

Przez następne 15 minut mój wzrok pozostał wbity w ekran telewizora. W końcu dziewczyna wybrała  drugiego chłopaka, tego słodszego. Justin chciał żebym to obejrzała i wcieliła się w rolę tej dziewczyny. Ja też musiałam podjąć wybór.
W rzeczywistości , zostałam zmuszona do tego by opuścić Chriss’a ale wiedziałam, że Justin był dla mnie odpowiednią osobą i nigdy więcej bym się nie zbliżyła do mojego ex.
Usłyszałam jak ktoś puka do drzwi, były otwarte więc po prostu powiedziałam:
-Proszę.
Wszedł Peter, on oczywiście znał ten tajny pokój Justina, praktycznie go wychował, ale tylko jeśli chodzi o prace i broń. Jeśli chodzi o jego uczucia, to ja mu pomogłam. Peter zaczął gapić się na swoje buty zakłopotany, przypominał mi Justina kiedyś.


-emhh.. Przyniosłem ci coś do jedzenia, jest póżno.
Miał w ręku talerz.
-Dzięki, ale  nie jestem głodna. – Uśmiechnęłam się , nie mogłam jeść myśląc o tym , że Justin był w niebezpieczeństwie.
-ON chciałby , żebyś coś zjadła.
Miał rację, Justin zmusiłby mnie, dla mojego dobra. Peter zaskoczył mnie, zostawiając talerz na stole i siadając obok mnie.
-Nie masz czym się martwić, poradzi sobie.
-Tak, wiem.- Powiedziałam to najbardziej przekonującym tonem, na jaki mogłam się zdobyć, jednak z marnym skutkiem.
-Ty go lekceważysz, on jest dobry w te klocki, jest urodzonym leaderem i … nie tylko.
-Co masz na myśli?
-Jest również złodziejem serc, prawda? Podoba ci się, i to bardzo. Nie jesteś z nim z przymusu, jesteś ponieważ tego chcesz.
- Aż tak bardzo to widać?
-Tak.  – Uśmiechnął się, poczułam się zakłopotana. Justin skradł moje serce ale dlaczego nazwał go złodziejem „serc”, w liczbie mnogiej?
-Co masz na myśli mówiąc” złodziej serc”, był z innymi dziewczynami?
To było niemożliwe, przecież był cholernie niedoświadczony.
-Mogę tylko powiedzieć, że skradł serce nie tylko tobie.
-Czyli poznał inne dziewczyny?
Myślałam, że jestem jego pierwszą i jedyną dziewczyną… a jednak? Nagle poczułam się zdradzona. Mój Justin? Naprawdę mnie zdradzał? Jak to możliwe, że nigdy mi o tym nie powiedział? Nie złościłabym się, zrozumiałabym go.
-Ehy, dlaczego ta mina? – Peter zauważył moje rozczarowanie. Jego zielone oczy świeciły. Był zdziwiony.
-Nieważne.
Próbowałam go uspokoić i uśmiechnęłam się.
-Jeżeli myślisz, że mu na tobie nie zależy to się mylisz, nawet nie zdradził ci swojego imienia, żeby cię chronić.
-Dlaczego?
-Kto zna jego imię musi zostać zabity, takie są zasady. To mogłoby być bardzo niebezpieczne.
Ja go znałam, ale on by mnie nie zabił, byłam tego pewna. Byłam w niebezpieczeństwie, ponieważ mogłam go zdradzić komuś a on trafiłby do więzienia, ale ja nigdy bym tego nie zrobiła.
-Ty go znasz? – Spytałam.
-Tak, ale ci go nie zdradzę , Quinn.
-Nie chcę go znać. – Uśmiechnęłam się.  On zrobił to samo, rumieniąc się. Był naprawdę miłym i słodkim chłopakiem. Nawet nie był dziwny. Mogłam spokojnie powiedzieć, że był drugim, najmilszym chłopakiem w spółce, tuż po Justinie. Nawet Stivie, pomimo tego , że mnie lubił wydawał się jakiś bipolarny.
-Wiesz, jesteś słodki jak na chłopaka spółki.
Nigdy nawet nie próbował mnie dotknąć, czy pobić.
-Dziękuję- Opuścił głowę i zarumienił się. Wiedziałam, że zakumplowałam się z nim.
-No więc.. Chcesz zjeść? Chociaż trochę.
Przekonał mnie, nie mogłam chodzić na pusty żołądek.  Przytaknęłam i schwyciłam kawałek chleba. Zaczęłam go jeść, podczas gdy on patrzył na mnie z uśmiechem wymalowanym na twarzy.  Był może zbyt uśmiechnięty. Czułam się trochę nieswojo. Podniosłam do ust szklankę wody.
Gdy piłam spoglądałam na niego, uśmiechał się co raz szerzej, ale nie był to już słodki uśmiech, był bardziej hmm…. Wredny.
Ta jego ekscytacja dekoncentrowała mnie, przez co nie poczułam dziwny smak wody. Nagle poczułam, jak opuszczają mnie wszystkie siły, walczyłam by nie zamknąć oczu. Traciłam kontrolę nad swoim ciałem, nie czułam już swoich mięśni. Opuściłam szklankę, która z hukiem wylądowała na podłodze, rozbijając się na dziesiątki drobnych kawałków.  Pozwoliłam sobie upaść bezwładnie na fotel. Rzuciłam Peterowi ostanie spojrzenie, śmiał się. Chciałam krzyknąć coś do niego, ale za póżno zrozumiałam, że on by mi i tak nie pomógł.
Zamknęłam oczy z obrazem  jego głupkowatego uśmiechu przed nimi.


*********************************
Pod tym rozdziałem, w oryginalnej wersji było 98 komentarzy. Wątpię żeby ten rozdział mojego tłumaczenia tyle osiągnął , a szkoda. (Uwaga tu rzuciłam wam wyzwanie) hahaha  Także jeśli przeczytałeś ten rozdział pozostaw tu jakiś ślad, Wystarczy zwykłe „ przeczytałam ”albo coś nw :D  Przypominam o konkursie na TT strone Justina. W górnym prawym rogu znajduje się zakładka o konkursie, dla zainteresowanych tam znajdują się informację.
Przypominam również o tym żebyście obserwowali na TT główną bohaterkę : @Quinn_TFW_PL
-Jeśli chcesz być informowany na TT w prawym górnym rogu znajduję się również zakładka „ informowani”
-TT autorki : https://twitter.com/MariD96 (zauważcie jej header, to jest zdjecie które zrobiłam kiedyś na tego bloga. Teraz zmieniłam ale kiedyś było to *jaram się*)

To chyba wszystko :d 

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 27

Rozdział 27- Czuły punkt




-śliczna
Otworzyłam oczy, Justin siedział obok mnie na łóżku już ubrany.  Głaskał mój policzek, czekając aż się obudzę.
-Jak mnie nazwałeś?
-Śliczna, nie podoba ci się ?
Był zmieszany  i zmartwiony.
-Uwielbiam,
-wymyślałem to całą noc.
Uśmiechnęłam się do niego a on do mnie . W ręku trzymał pół rogalika, patrzyłam z nadzieją, że da mi kawałek. On zauważył to i powiedział:
-Zaczekaj.
Odwrócił się do komody i schwycił kolejnego rogala. Uśmiechnęłam się.
-Tym razem jest naprawdę dla ciebie, robię postępy, prawda?
Złapałam go, podniosłam się i ugryzłam. –Jest pyszny- Powiedziałam z pełną buzią. Wydawał się zadowolony i jednym kęsem dokończył swoje śniadanie. Ja też szybko dokończyłam swoje, po czym odwróciłam się do Justina, żeby podziękować.
-Dzięki, kocham nutelle.
-Widać- Powiedział powstrzymując śmiech.
-W jakim sensie? – Spytałam.
-Emm, bo jesteś trochę….
Wskazał palcem dookoła ust. Zrozumiałam, że byłam brudna.  Jaki wstyd!
Odwróciłam się w drugą stronę, żeby pobiec do łazienki i jak najszybciej się wytrzeć , jednak Justin schwycił mnie za nadgarstek.
-Nie ,czekaj. Ja to zrobię.
Zbliżył swoją twarz do mojej, liżąc moje usta.  Co za pomysł, nie mogłam przestać się śmiać, w zakłopotaniu. Zaczął całować moją szyję i policzki. Śmiałam się, ponieważ gidkał mnie czubkiem nosa.
-Kocham twój śmiech. –powiedział.
-Powiedziałeś mi to już.- Zarumieniłam się, opuszczając głowę.
-Wiem, ale nigdy nie przestanę ci to mówić.
-Wszystko było specjalnie, prawda? Wiedziałeś że tak się zabrudzę, chciałeś znaleźć jakiś ciekawy sposób by mnie pocałować.
-Nie, nie prawda.
Zaczął się drapać za uchem spuszczając głowę. Faktycznie, zeru symulacji (sarkazm)
-Dalej, powiedź mi w jakim filmie to widziałeś. Myślałam, że przestałeś oglądać romantyczne filmy tylko po to żeby mnie zaskoczyć.
-Przepraszam- Wydawał się naprawdę żałować, ale nie byłam na niego zła.
-Wolę spontaniczne rzeczy, ale nie przeszkadza mi, gdy się starasz.
-Gdybym był spontaniczny, nie żeby cię przestraszyć, ale już dawno trafiłabyś do pielęgniarki. – Powiedział ozięble, jakby chciał mi zrobić krzywdę. Zbladłam i głośno przełknęłam ślinę. Mimowolnie oddaliłam się od niego, o kilka cm.
-Trafiłabyś do pielęgniarki ponieważ zabiłbym cię ….- Rzucił mi krzywe spojrzenie, krew zastygła mi w żyłach- … pocałunkami.
Zakończył po chwili. Uśmiechnął się i rzucił się na mnie tak, że leżałam na łóżku, i zaczął całować moją szyję. Znowu się śmiałam. A ja się martwiłam, głupia, nie miałam powodu.
-Przestań, łaskotasz mnie.
On podniósł się nieznacznie, wpatrując się kilka minut we mnie, swoimi dużymi miodowymi oczami.  Tymi samymi które dzień wcześniej były pełne łez.
-Wiesz co ?
Spytałam poważnie, Justin wydawał się przez sekundę zaniepokojony.
-Ty trafiłbyś od razu na cmentarz.
Rzuciłam się na niego by go pocałować, ale po chwili zadzwonił telefon. Chciałam go dalej całować ale on wstał, żeby odebrać.
Wiedziałam już, że lepiej się nie mieszać , jeśli chodzi o pracę. Ona miała być  zawsze ważniejsza.
Milczałam, patrząc na Justina. Podniósł wysoko brwi zmartwiony, mówiąc dalej przez telefon.
-Jesteś pewien? – Spytał gościa z którym rozmawiał.
-Nie mogę teraz.
Ja też chciałam wiedzieć co się działo.
-Już idę, nie atakuj dopóki mnie tam nie będzie jasne? To rozkaz.
Zatrzymał połączenie i spojrzał na mnie z uśmiechem.
Jego usta się uśmiechały, ale jego oczy go zdradzały, był zmartwiony.
-Co się stało?  - Spytałam.
-Nic.. komplikacje. Nie martw się- Szybko skierował się w stronę szafki i wyciągnął z niej torbe podróżną.
-Jest tylko mała zmiana planów-  Uśmiechał się dalej, ale nie mógł mnie oszukać, czuł się źle a ja to zrozumiałam.  Zaczął w pośpiechu pakować ubrania do torby.
-Pamiętasz, kiedy wychodziłem nocami a ty byłaś niezadowolona? Widzisz, mamy problemy z tymi ludźmi, których widywałem w tych dniach. Chcą nas zdradzić po tym jak podpisaliśmy umowę. Muszę iść ich przekonać.
Byłam zadowolona z faktu, że po raz pierwszy Justin opowiadał mi o problemach spółki. Zawsze znajdowałam się po za tymi sprawami. Ufał mi.
-Na co ci te wszystkie ubrania? Nie możesz po prostu iść i wrócić ?
-Oczywiście że mogę… jedyny problem jest taki, że New Delhi nie jest tak blisko, jeżeli nie lecisz samolotem.
-Jedziesz do Indii? I dlatego nie możesz samolotem?
Nie mógł wyjechać tak daleko, było niebezpiecznie, nie mogłam mu na to pozwolić.  Wstałam z łóżka, rzucając się w kierunku Justina, omal nie potykając się o kołdry wokół moich kostek.
-Naprawdę, nie martw się, umiem o siebie dbać. –To nie ulegało wątpliwości, ale bałam się o to co mogli zrobić inni. 
-Wrócę za jakieś 2-3 dni… Maksimum za tydzień…. – Wymamrotał tak, żebym go nie zrozumiała.
Tydzień? To długo!! Jak ja bym sobie poradziła bez mojego anioła Struża ? Oczywiście, cholernie się o niego martwiłam, ale co miało być ze mną? Tydzień sama w tym miejscu?  Zmasakrowaliby mnie. Justin już martwił się ogólnie o ten wyjazd, nie chciałam żeby martwił się jeszcze o mnie.
-To będzie niebezpieczne? – Spytałam, głupie pytanie. Oczywiste było, że odpowie mi „nie”.
-Oczywiście że nie. – Uśmiechnął się i podążył do szafki na drugim końcu pokoju.  Otworzył ją i wyciągną  jakieś pół tuzina pistoletów i noży.  Schował je w różnych miejscach, coś pod bluską, coś w spodniach, w bucie a całą resztę schował do torby.
-Skoro to nie jest niebezpieczne to dlaczego zabierasz tyle broni? Nie okłamuj mnie.
-Nie, nie będzie niebezpiecznie. No więc, jaka tożsamość, wolisz Mark Cownell, czy Scooter Franklin?- Spróbował zmienić temat.
-Mark – odpowiedziałam odruchowo próbując nawiązać z powrotem o wcześniejszy temat- Powiedź mi prawdę, mam się martwić?
-Tak, też myślę że Mark będzie dobre.
Wyciągnął z szafki dowód osobisty, oczywiście fałszywy, i włożył go do portfela.
-Słuchasz mnie? –Spytałam zdenerwowana. To jego zachowanie dawało mi do zrozumienia, że jest o co się martwić.
-Oczywiście skarbie. – Uśmiechnął się, szybko podchodząc do biurka. Cały ten ruch  dekoncentrował mnie a ten pośpiech denerwował, nie mógł zwolnić? Zrelaksować się i wziąć herbatę?
-Ej Mark, uspokoisz się?- Spytałam ironicznie, on mnie zignorował, wkładając ładowarkę to torby. Z  powrotem podszedł do szafki. Wkurzało mnie to, czułam jak krew mi się gotuje. Zacisnęłam pięści.
-Cholera jasna, słuchaj mnie ! – Krzyknęłam wkurzona. On odwrócił się, zdziwiony z moim kierunku. Nigdy nie mówiłam do niego takim tonem.
-Będzie niebezpiecznie? Odpowiedź mi szczerze.
Opuścił głowę i dał mi znak bym usiadła na łóżko. Usiadł obok mnie.
-Niebezpiecznie dla kogo? Dla mnie czy dla ciebie ? – Spytał. Wydawał się smutny i zmartwiony, to pytanie mnie dobiło.
-Dla mnie możliwe, dla ciebie na pewno. – Odpowiedział na swoje własne pytanie.
Opuścił ponownie głowę, czuł się winny, że musi mnie zostawić tutaj samą. Nie chciałam być dla niego ciężarem.  Myśląc o tym czy nic mi nie jest mógł się zdekoncentrować i zostać ranny.
-Nie masz się o mnie martwić. Będzie ze mną dobrze, jeśli tylko wrócisz cały.
-Znajdę jakieś porozumienie z James’em , obiecuję.
-Bez broni? – Spytałam z nadzieją. W tym momencie nawet mnie nie obchodziło kto to James. Podniosłam mały palec, żeby złożył obietnice.
-Tylko  jeśli sami nie zaatakują. – Owinął swój mały palec wokół mojego. Czułam się trochę spokojniejsza.
-Jak tam dotrzesz?- Spytałam.
-Mam swoje sposoby.
Uśmiechnął się i skończył pakować torbę. Potem grzebał coś w telefonie, wysyłał wiadomość, tak sądzę.  Nie interesowało mnie to, strasznie się o niego martwiłam.  Złapał torbę i podszedł do drzwi. Nie był spokojny, a raczej zmartwiony. .To mi nie pomagało. Pobiegłam do niego.
-Mogę jechać z tobą?
-Absolutnie nie.
Domyślałam się, że taka będzie odpowiedź.
-Dlaczego.
-Byłoby zbyt niebezpiecznie.
-Mówiłeś , że nie będzie niebezpiecznie.
-Tak, dla mnie. Ty jeszcze nie potrafisz na tyle dobrze obsługiwać broń.
-Powiedziałeś , że nie będzie trzeba broni.
-Nie chcę żeby Daniel i jego ekipa cię widzieli, po za tym nigdy nie wiadomo.
 Opuścił głowę, gapiąc się na swoje buty.
-Widzę, że jesteś zmartwiony.
-Quinn, nie jestem zmartwiony…
-Jesteś.
-Nie, naprawdę.
-Widzę to, czuję.
-Widzisz, jestem przyzwyczajony do takich problemów, szczególnie jeśli chodzi o Indie. Jedyną różnicą jest to, że tym razem mam obowiązek wrócić cały, bo mam ciebie.
Nie mogłam uwierzyć, że to było jego jedynym problemem.
-Nie martwię się o siebie, tylko o ciebie.  Boję się, że mogliby ci …
Połknął głośno ślinę
-Zrobić krzywdę, gdy mnie nie będzie- Zakończył.
-Umiem dbać o siebie. To się nie zdarzy.
-No właśnie, nie zdarzy. Zawołałem Petera,  to chłopak który mi pomógł gdy byłem mały i ojciec zginął. Ufam mu i wiem, że nie zrobi ci krzywdy.
W tej chwili usłyszeliśmy pukanie.  Z Justinem wyszliśmy z pokoju i przez łazienkę udaliśmy się do gabinetu.
-Proszę. – Jego ton był oziębły.
Drzwi się otworzyły , i rozpoznałam chłopaka który wszedł. To był ten sam , który przyszedł po mnie i Stivie’a, kiedy chłopczyk poszedł do Justina. Nie pamiętałam , że miał na imię Peter. Zdziwił mnie jednak jego sposób patrzenia na mnei, był jakby zachwycony, teraz też taki chyba był.
-Nie moglibyśmy zawołać Stivie’a? – Zasugerowałam Justinowi do ucha. Mój chłopak potrząsnął głową, nadal patrząc na chłopaka.  Nie znałam go, ale skoro emocjonowało go samo patrzenie na mnie, to co miało być póżniej.
-Ok., to jest Quinn. Masz zrobić wszystko to, o co cię poprosi.
-Już się znamy- Wytłumaczyłam.
-co?
-Długa historia- opowiedziałam omijając temat.
-Nie ważne, będziemy mieć czas.
Justin niepewnie wziął mnie w ramiona. Moje oczy szukały jego wzroku a moje usta jego pocałunków, ale on chyba tego nie chciał, nie chciał wydawać się słaby przed Peterem.
 -Emm.. pa.- Zakończył. Podszedł do drzwi, zostawiając mi uczucie pustki. Otworzył drzwi, miał już wyjść kiedy nagle odwrócił się i szybkim krokiem dogonił mnie i wziął w ramiona.
-Trzymaj się.- Wyszeptał.
-Zaufaj mi.
-To innym nie ufam.
-Obiecaj mi, że wrócisz.
Nawet nie musiałam podnosić małego palca, bo sam owinął go wokół mojego. Położył swoje usta na moich , delikatnie, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Nagle dla mnie wszystko przystało istnieć, był tylko Justin, on też wydawał się niewzruszony obecnością Petera, który czuł się zapewne, jak 3 koło od wozu.
Cieszyłam się pocałunkiem blondyna tak długo, jak tylko mogłam.
-Jeżeli będziesz coś potrzebować, wiesz gdzie są bronie. A w komodzie zostawiłem ci swój pistolet.  – Wyszeptał tak, żebym tylko ja to usłyszała. Oderwał się ode mnie i znowu odszedł odrzwi.
-Uważaj. Ufam ci. – Powiedział Justin do Petera. On przytaknął , może mogłam mu ufać. Znowu zbliżyłam się do Justina, czuł się źle.
-Ze mną będzie dobrze, i z tobą też. Pokaż im, że jesteś mądry i inteligentny. Nie zdradź  im, swój czuły punkt.
Nie wiedziałam jaki był Justina, ale każdy takowy miał. To była jedyna wskazówka, jaką mogłam mu dać.
-To nie będzie problem.
-Dlaczego?
-Ty nie będzie ze mną. Więc cię nie zobaczą.
-Co To ma teraz do rzeczy?
-Quinn, ty jesteś moim czułym punktem.






**********************
Już myślałam, że nie skończę tego tłumaczyć. Przepraszam, że dodałam dopiero o tej porze ale mam siostrę w szpitalu , więc miałam mało czasu i nie miałam do tego głowy.  I nie sprawdziłam błędów... poprawie jutro ... przepraszam ale już nie jestem, w stanie. 
Przypominam o tym żebyście followneli Quinn na TT : Quinn_TFW_PL
Jeśli idzie o Justina to dużo osób wykazało chęci więc.... Chyba zrobię konkurs żeby było sprawiedliwie. Dodam zakładkę gdzie będziecie mogli napisać swoje nicki na TT. Ja napisze je wszystkie na karteczki i wylosuje jedna osobe. UWAGA JEŚLI MASZ MAŁO CZASU NA PROWADZENIE KONTA, TO SIE RACZEJ NIE ZGŁASZAJ.  Cóż to chyba wszystko... licze na to że bedzie duzo kom :D 

niedziela, 7 lipca 2013

26 rozdział

Rozdział 26- Idealny błąd.  


(przypominam o tym żeby czytac moje notki pod rozdziałami bo czasem moze byc cos co sie przyda)



Milczeliśmy przez chwilę, po czym odważyłam się to zrobić. Wyciągnęłam z kieszeni kartkę , która wcześniej zabrałam z teczki.
-co to jest? –Spytał niepewny.
-Jest coś co powinieneś wiedzieć.

-Co? –
 Justin wydawał się zmartwiony. Wzięłam głęboki oddech.
-Zrobiłam pewne poszukiwania i …
-Żeby spędzić więcej czasu z Stivie’em ? – Powiedział ozięble.
-Nie, żeby ci pomóc.
Odpowiedziałam zdenerwowana i podirytowana. Jeszcze nie zrozumiał, że Stivie nie podobał mi się w przeciwieństwie do niego?  Justin wydawał się mnie ignorować, spytał obojętnym tonem:
-Jakiego typu poszukiwania?
-Masz- Podałam mu kartkę, zaczął czytać uważnie poczym oddał ją zirytowany.
-To tylko lista martwych osób.
-To lista osób których zabił twój Ojciec.
-No i ?
Był coraz bardziej zdenerwowany, jak za każdym razem , gdy mówiłam o jego rodzinie.
-Czytaj tu. – Wskazałam napis na górze.
-Zabił 427 osób, więc dlaczego jeśli je policzysz brakuje jednej?
-Nie mów mi , że naprawdę liczyłaś. – Nabiją się ze mnie.
-Tak.- Odpowiedziałam ozięble. Zabiłam się żeby mu pomóc  a on tego nawet nie doceniał. Liczyłam wszystko ponad 5 razy żeby mieć pewność.
-I co chcesz przez to powiedzieć?
Wzięłam kartkę i podniosłam ją pod światło. Można było zauważyć napis który ktoś starał się zmyć.
-Ktoś zmazał imię kobiety. – Wytłumaczyłam. On przybliżył twarz do kartki ,ciągnąc ją w swoim kierunku.
-Margaret Swan. – Powiedziałam. Wiedziałam, że sam już to przeczytał.
-To niemożliwe- Wyszeptał, jego twarz przebrała niezdrowy, jasny kolor.
Zmiętolił papier i wyrzucił go daleko w trawę. Poczułam mocny podmuch wiatru, który uniósł moje włosy.
-Kto dał ci pozwolenia na te poszukiwania? – Wykrzyknął. Wiedziałam z góry , że będzie zdenerwowany, zdecydowałam się mu nie odpowiedzieć.
-Jesteś…. Ciągle kłopotem.  Utrudniasz mi życie. Czemu nie zrobisz mi przysługę ?
Złapał mnie za ramie, zniżając się do mojej wysokości.
-Dlaczego sobie nie pójdziesz?  Popatrz. Jesteś na zewnątrz. Ucieknij. Wróć tam skąd przyszłaś.
Stałam nieruchomo w ciszy. Wiedziałam, że nie chciał tego co mówił.
-Byłoby lepiej, gdybym się do ciebie nie przywiązał. Sprawiasz same kłopoty.
Musiał tylko się trochę wyżyć. Chodził tam i powrotem, pięścią uderzając o mury budynku. Zastanawiając się , to pierwszy raz widziałam spółkę z zewnątrz. Wyglądał jak opuszczony budynek, pośrodku niezamieszkanej wsi, naprawdę nie rzucał się w oczy. Tak jak myślałam, po chwili Justin usiadł za mną a ja oparłam plecy o jego tors.
-Przepraszam, że się na ciebie rozzłościłem. Przepraszam.
Nie odpowiedziałam. Nie byłam na niego zła. Wiedziałam, że potrzebował po prostu się wyżyć. Przeciwnie, zachował się lepiej niż myślałam.  Uczył się panować nad złością.  Bił ścianę podczas gdy mógł spokojnie wyżyć się na mnie.
-To niemożliwe.- Powtórzył cicho. Położył głowę na moim plecach i pozostał w tej pozycji przez kilka minut.  W końcu się odwróciłam podnosząc jego twarz. Jego oczy były czerwone i spuchnięte, nigdy nie widziałam go w takim stanie.  Płakał, ale to nie był zwykły płacz, on był zdesperowany.
-Myślałem że- wyszlochał- … że się kochali.
Zaczął znowu płakać opierając głowę o mój bark. Wiedziałam, że mówił o rodzicach. Odwróciłam się jeszcze bardziej w jego stronę, głaskając jego głowę.
-Mój tato, mój bohater jest zabójcą. – Powiedział szlochając.
Oczywiście, jeśli ktoś zabijał 427 osób był święty, ale jeśli zabijał swoją żonę był zabójcą. To miało pewien sens, nie?
Nie mógł się uspokoić, oczywiście dowiedzieć się , że twój ojciec zabił twoja matkę musiało być ciężkie.
-Wiem, że to boli. – Nie wiedziałam co powiedzieć, to było zbyt dziwne dla mnie.
-Nie, nie wiesz.
Oderwał się ode mnie zakrywając  twarz rękami.
-Masz rację, prawdopodobnie nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
-Dorastałem.. w przekonaniu , że  mój ojciec był idealny a teraz ….
Nie udało mu się dokończyć zdanie ponieważ wybuch płaczem.
Zauważyłam, że już mnie nie trzymał, nie bał się, że ucieknę. Dodatkowo jeszcze sam mnie do tego zachęcił a ja zostałam mu wierna.  Nigdy nie znalazłam się w podobnej sytuacji, więc nie wiedziałam jak mu pomóc, pozostało mi tylko wysłuchać go w ciszy.
To musi naprawdę boleć, kiedy osoba którą kochasz najbardziej na świecie cię zawodzi.
-Ile razy chciałem , żeby moja mama tu była… ze mną …a teraz wiem jak umarła. To nie była moja wina, chociaż wolałem dalej tak myśleć.
Przetarłam jego policzki, by wytrzeć  łzy, ryzykując że się wkurzy. Po chwili się uspokoił .
-Czekaj, skąd wiesz, że to nie ja nacisnąłem spust a mój ojciec przejął na siebie winę ?
W jego oczach kryła się nadzieja. Gdy zadał to pytanie.
-Jest coś jeszcze coś musisz  wiedzieć.
-Co? Mów.  – Rozkazał władczym tonem. Jednak w jego głosie było też słychać błaganie i bezsilność. To była zła chwila, nie chciałam by czuł się jeszcze gorzej.
-Może będzie lepiej, jeśli porozmawiamy o tym póżniej.
Wiedziałam , że mógł się zdenerwować , ale uśmiechnęłam się z nadzieją, że jednak tak się nie staje.
-Nie, powiesz mi to teraz, i to szybko.
To brzmiało niemal jak groźba, pomimo łez cieknących mu po twarzy.
-Hmm, jakby to powiedzieć. Trudno żeby dziecko nacisnęło spust i udało mu się tak trafić i….
Wahałam się przez chwilę zanim odpowiedziałam, ale Justin rzucił mi krzywe spojrzenie.
-I… miał inną kobietę.
-Co? Nie prawda. Ty kłamiesz.
-Przeczytałam tak. To było w teczce…..
Justin przygryzał dolną wargę i skubał trawę w zdenerwowaniu.
Musiał się na czymś wyżyć i dzięki Bogu nie wybrał Mnie jako cel.
-Coś jeszcze?
Spytał, oddychając głęboko.
Potrząsnęłam głową, jednak tak naprawdę to nie było wszystko.
-Coś jeszcze?
Spytał ponownie, tego dnia nie potrafiłam kłamać.
-Quinn.
Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że krew zastygła mi w żyłach.
-I zabił też ją. Twój ojciec zabił też swoją nową partnerkę i tą kolejną, i tą następną też i póżniej…
-Umarł. – Zakończył.  W końcu udało mu się przestać płakać ,a teraz zaczął od nowa przeze mnie. Jednak prędzej czy pózniej by się o tym dowiedział. Jego oczy zrobiły się znowu szklane.
-Mój ojciec nie kochał moją mamę… Ona była dla nie go tylko kolejną dziwką.  Alice była wpadką. Ja jestem błędem.
-Nie mów głupot. – Szybko odpowiedziałam.
-To prawda, Quinn, to prawda.
Ponownie oparł głowę o moja ramie, mocząc mi łzami kurtkę. Już nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, miał racje, był dla  swojego ojca błędem.
Idealnym błędem.
*******

-Jeśli chodzi o dzisiejszy poranek, nie chciałam spowodować żebyś płakał. – Powiedziałam, gdy Justin wrócił z inspekcji spółki.  Podziwiałam fakt, że pomimo tego jak się czuł nie zaniedbał swoją prace. To było naprawdę dorosłe i odpowiedzialne zachowanie. Czułam się strasznie winna, może nie powinnam była poszukać te informacje.
-Nie, dziękuję ci. Pomogłaś mi. Szczerze mówiąc często myślałem o tym by poszukać jakiś informacji, ale nie miałem odwagi. Nie chciałem odkryć, że to była wina mojego ojca, ale miałem pewne podejrzenia, ty je tylko potwierdziłaś.
Przełknął głośno ślinę i spojrzał w inną stronę próbując powstrzymać się od płaczu.
- Boli mnie fakt, że mój Ojciec okłamywał mnie ponad 8 lat.
-Przykro mi.
Oparłam głowę o jego tors a on zaczął tłumaczyć:
- Był zawsze moim bohaterem. Gdy byłem mały, łapał mnie i podrzucał w powietrze, potem mnie łapał z powrotem, i widziałem go jako bohatera. Gdy miałem 5 lat kazał zamontować w tym pokoju zjeżdżalnie żebym mógł się pobawić razem z Alice, i widziałem go jako swojego bohatera. Gdy miałem 7 lat, skonstruowaliśmy razem samochodzik i miałem go za swojego bohatera. Gdy miałem 8 lat, zaczął mnie uczyć  jak walczyć i ja miałem go za swojego bohatera. Gdy miałem 11 lat zabrał mnie ze sobą na jakiś konflikt zbrojny, oczywiście ja mogłem tylko popatrzeć. To był jego jedyny błąd. Błąd , który przepłacił życiem, ja zostałem ranny i uratowany przez chłopaka o imieniu Peter, trochę starszego ode mnie. Od tego dnia, stałem się szefem, nawet jeśli byłem młody, i zdecydowałem, że będę taki jak mój ojciec, z jego charakterem, jego sposobem bycia, jego odwagą, jego siłą… Ale nigdy nie będę w pełni taki jak on bo nie popełnię tych samych błędów- Zniżył twarz w moim kierunku- Nigdy cię nie zabiję Quinn.
Objęłam go mocno, ten jego monolog mnie wzruszył. Nie wiedziałam, że miał tak ciężkie życie do tej pory.
-I nigdy nie zabiorę naszego synka na konflikt zbrojny, gdy będzie mały.
Naszego synka? Prawdopodobnie zbladłam i zaczęłam się pocić.  Nigdy nie myślałam o dziecku, chociaż prawda była taka, że wolałam go mieć z Justinem, niż z kimkolwiek innym na tej planecie.  Sytuacja się skomplikowała , gdy Justin zauważył moje zmartwienie.
-Quinn, jesteśmy dorośli i jest taka zasada, że szef musi mieć dziecko przed 25- tym rokiem życia, na wypadek gdyby umarł podczas jakiegoś konfliktu, musi mieć następcę.
Byłam za młoda na dziecko, nie byliśmy dorośli a Justin nie mógł umrzeć i kropka.
Oddaliłam się od niego nieznacznie.
-Ja mam tylko 17 lat, nie mogę mieć dziecko.
-Emm .. ty masz…- Zatrzymał się i uśmiechnął- Nie myślmy o tym teraz, mamy czas. Okej?
Przytaknęłam i oparłam z powrotem swoją głowę o jego tors. Myślałam o tym jak szybko zmienił wyraz twarzy. Chwilę wcześniej był poważny, potem mówił mi bym o tym nie myślała. Musiał coś przede mną ukrywać.
-Dziękuje, że nie uciekłaś dzisiaj. Nie wiem co bym zrobił bez ciebie.
Zniżył twarz i pocałował moje usta, odwzajemniłam pocałunek.
-Wiesz, dzisiaj coś zrozumiałam.- Powiedziałam podnosząc się z łóżka.
-Co?
Skierowałam się do łazienki, gdzie kilka dni wcześniej widziałam coś co mogło mi się przydać.
-Gdzie idziesz Quinn? Chciałem cię trochę poprzytulać. – Jego ton głosu wskazywał an to, że był rozczarowany. Wróciłam i położyłam na komodę zapalniczkę, którą wzięłam z łazienki. Stałam plecami do Justina. Był zdziwiony , gdy zobaczył płonące coś co trzymałam w ręku. Patrzyłam na to, starając się nie poparzyć. Justin wstał, patrząc  na to zza moich pleców. Ja też na to patrzyłam, z zadowoleniem.
Nie widziałam zwykłą płonącą bransoletkę lecz całe moje dotychczasowe życie przed poznaniem Justina.
Moje miejsce było przy nim, i nigdy nie wróciłabym do tego co było. Opuściłam na podłogę plastikową zawieszkę z literą „c”, gdy już cała reszta bransoletki zmieniła się w popiół. Justin patrzył na mnie trochę zdziwiony.
-To był prezent od Chriss’a.
-Dla mnie już nie istnieje.
Położyłam swoje usta na jego popychając go na łóżko. Wydawał się zadowolony z tego, że moje serce było teraz tylko jego. 

  


****************
Jest już konto Quinn na TT !!! @Quinn_TFW_PL prowadzone przez : 

@kidrauhlluvyou

Jest tu jakaś osoba, ktora ma duzo czasu na pisanie i bylaby chetna na prowadzenie TT justina ?? 
Dodalam 2 zakładki *prawy gorny róg* Sprawdźcie. 
Mialam dodać rozdział dopiero jutro poniewaz bylo strasznie malo kom pod poprzednim :( musze przyznac ze sie troszke zawiodłam. Tez rozdział mi się strasznie podoba.
Ej jak myslicie co chciał powiedzieć Justin wtedy : 
"-Ja mam tylko 17 lat, nie mogę mieć dziecko.
-Emm .. ty masz…"
Ty masz co ?? Może Quinn straciła rachubę czasu i ma troszke wiecej niz 17 lat ? a moze chodzilo mu o to ze nie ma wyjscia ? jak myslicie ? 
Nastepny rozdział prawdopodobnie we wtorek.

piątek, 5 lipca 2013

25 rozdział

Rozdział 25- Światło dzienne. 



Obudziłam się, gdy poczułam jak Justin głaszcze mi czoło, odsuwając mi włosy z twarzy.
Odwróciłam się do niego, był już umyty i ubrany, jego włosy nadal były wilgotne.  Podziwiałam jego piękno przez kilka sekund, aż nie odezwał się jako pierwszy:
-Hej nóżyczko- od razu się poprawił- chciałem powiedzieć mamo, znaczy Quinn, księżniczko- uśmiechnął się- przepraszam, nie mogłem znaleźć słowa. Jestem zbyt podekscytowany kiedy jestem z tobą. 
Zaczęłam się śmiać.
-Kocham twój śmiech- Uśmiechnął się.
-Dzięki. – Prawdopodobnie zarumieniłam się, ja nigdy nie usłyszałam jego śmiech, musiał być wspaniały.
-Dobrze ci się spało? –Dodał.
-Tak, a tobie ?
-Spałem lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Pogłaskał ramie, które przez niego ucierpiało dzień wcześniej. Pojawił się na niej wielki siniak. Zmartwienie od razu pojawiło się na jego twarzy.
-Nie boli.- Uśmiechnęłam się, żeby go uspokoić, ale z marnym skutkiem.
-Obiecałem ci, że nigdy więcej cię nie krzywdzę i popatrz….
-Nie martw się, czuję się dobrze.

Patrzył na mnie dalej, zmartwiony. Zadzwonił mu telefon i wstał. Zapomniałam o tych jego tajemniczych konwersacjach. Po raz pierwszy od kilku tygodni, nie wyszedł w nocy i wrócił rano, to było słodkie z jego strony. Stawiał mnie na pierwsze miejsce, potem dopiero praca i spółka.
-Przepraszam, muszę odebrać. – Wyszeptał, potem odebrał połączenie, zauważyłam , że gdy mówił do mnie był uśmiechnięty, a gdy odebrał telefon był z powrotem twardy i oziębły, jak prawdziwy szef. Odkryłam się, i nadal goła, usiadłam na łóżko. Bolało mnie wszystko, przez poprzednią noc, ale starałam się tego nie ukazać, żeby Justin nic nie zauważył. Wstałam żeby udać się do łazienki, robiąc małe kroczki i trzymając się brzegów łóżka, zauważyłam, że Justin spoglądał na mnie przez całą drogę. Wydawał się oszołomiony moim wyglądem, potrafił jednak utrzymywać jasną konwersację z osobą po drugiej stronie słuchawki. Gdy już prawie doszłam do drzwi łazienki, rzuciłam mu spojrzenie, ponieważ przestał rozmawiać, gapiąc się na mnie, pomimo tego że osoba z którą rozmawiał ciągle zadawała mu to samo pytanie.  Popatrzyłam na niego z wątpliwością, ona patrzył się na mnie gdy jeszcze szłam do łazienki. Zaczął iść w moim kierunku, nie patrząc na to co robi, napotkał się na przeszkodę którą nie zauważył: uderzył okiem prosto w półkę z książkami.  Zgiął się w pół przeklinając, telefon spadł mu na ziemi wyłączając się. Pobiegłam w jego stronę, ledwo powstrzymując śmiech, to zdawało się poważne.
-Dobrze się czujesz?

Chciałam zobaczyć oko, ale on trzymał je ręką.
-Tak, do cholery. Półka mi przeszkodziła.
Ściągnął rękę z twarzy i mrugał szybko żeby otrzymać wyraźny obraz pokoju.
-Co miałeś zamiar zrobić?- Spytałam spoglądając na oko, które prawdopodobnie za niedługo miało się zrobić czarne.
-Nie wiem, rozmawiałem z James’em, ty przeszłaś, rozkojarzyłem się i wpadłem na półkę.
Zarumieniłam się, to była wina mojego ciała, że się uderzył.

Zbliżyłam się do niego, żeby obejrzeć oko.
-Musisz położyć na to lód.
Poradziłam. Justin położył rękę na moim biodrze i pocałował mnie w odpowiedzi.  Potem dodał jeszcze drugą rękę i , przestając mnie całować, przyciągnął mnie do siebie , przyciskając do swojego ciała. Czułam jego ciepło, czułam się bezpiecznie . Czułam też jego oddech na mojej głowie, a nasze klatki piersiowe unosiły się i opadały rytmicznie.
Moje ucho było oparte o jego klatę i słyszałam bicie jego serca.

Pozostaliśmy chwilę w tej pozycji, po czym ja rozwiązałam uścisk.
-Idę się umyć .
-Jest coś , co mogę dla ciebie zrobić ?- Spytał.
-Nie, wszystko ok. – Uśmiechnęłam się i skierowałam się w stronę łazienki.
-Quinn, widzę jak chodzisz. Wiem , że cierpisz.
Opuściłam wzrok, wiedziałam, że jeśli spojrzałabym mu w oczy, mój wzrok by mnie wydał. On zbliżył się do mnie jednym krokiem.
-Obiecałaś mi, że nie zrobię ci krzywdy, kłamiesz.
-Jeżeli powiedziałabym ci prawdę, to byś tego nie zrobił.
Zrobiłam to dla nas.
-Dokładnie, ponieważ nie chcę, byś cierpiała.
-Ale będzie lepiej, zdarza się. To normalne. – uśmiechnęłam się by lepiej się poczuł.
-Twoje oczy cię zdradzają, nie czujesz się dobrze.

Był mistrzem w takich sprawach, w dedukowaniu czy ktoś kłamie.
-To tylko ból fizyczny, moje serce ma się bardzo dobrze, wierz mi.
Uśmiechnęłam się, teraz brzmiałam bardziej wiarygodnie. Odwróciłam się i otworzyłam drzwi.
-Jeżeli będziesz mnie potrzebować zawołaj, przegotuj się, dzisiaj zabiorę cię gdzieś.
Zdecydowałam że dzisiaj mu powiem, co znalazłam w tej teczce, musiał to wiedzieć.
Poszłam do łazienki i odkręciłam kran. Woda byłą ciepła, relaksująca. Byłam podekscytowana przez to co powiedział mój chłopak, gdzie chciał mnie zabrać ?
Teraz czułam, że moje miejsce było obok Justina, on był moim życiem, moim wszechświatem. Nigdy bym się od niego nie oddaliła. Za bardzo mi na nim zależało.
Ta spółka była najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przydarzyła.

****

Wyszłam z łazienki, owinięta ręcznikiem, Justin stał sprawdzając coś w telefonie.  Podniósł na mnie wzrok i patrzył tak na mnie przez chwilę. Uśmiechnęłam się i zrobiłam krok do przodu ale on mnie zatrzymał.
-Nie, zaczekaj.
Powoli udał się w stronę łóżka , uważając na to, by nie uderzyć się ponownie i usiadł na nim.
-Teraz możesz przyjść.
Dogoniłam go i schwyciłam czyste ubrania.
-Oszalałeś? Czemu to zrobiłeś? – Spytałam, ubierając się.
-Nie chciałem się znowu uderzyć, gapiąc się na ciebie, więc zabezpieczyłem się.
Wydawał się dumny ze swojego pomysł. Potrafił wpaść na rzeczy śmieszne i absurdalne, ale dla mnie to nadal było dziwne. Dziwne ale urocze. Uśmiechnęłam się.
-Gdzie mnie zabierasz?- Spytałam , nie mogąc się doczekać.
-Zobaczysz.
Uśmiechnął się. Założyłam za pas nóż i , korzystając z tego, że Justin mnie nie wiedział, ponieważ grzebał w telefonie, schowałam kartkę z teczki do kieszeni.
-Możemy iść- Powiedziałam.
-Nie, musisz najpierw wysuszyć włosy.
-Nie jest zimno.- Zapewniłam go.
-Nie chce byś zachorowała.
-Nie stanie się to, nie martw się.
Uśmiechnęłam się ponownie, nie chciałam by się tak martwił, po za tym w tym budynku było ciepło, jaki sens miało suszenie włosów? Justin wstał, w ciszy udał się do łazienki i chwilę póżniej wrócił, z suszarką w ręku. Podłączył ją do prądu i zaczął suszyć mi włosy.
-Co ty robisz? –Spytałam głośno, żeby mnie usłyszał pomimo dźwięku włączonej suszarki.
-Ratuję cię przed pewnym przeziębieniem.
Zdecydowałam, że lepiej nie dyskutować, milczałam podczas gdy Justin przeczysywał rękami moje włosy, by nadać im objętość i szybciej wysuszyć. 
Po chwili spytałam:
-Zmęczyłeś się? Ja mogę dokończyć.
-Nie martw się.
Dalej suszył mi włosy w ciszy. Jeszcze kilka miesięcy z Justinem i udałoby mu się mnie zepsuć, to było pewne.  Jednak lubiłam być tak traktowana.
-Po co mi to?
-Żeby nie było ci zimno.
Odpowiedział zakładając kurtkę.
-Nie sądzę żeby….
Nie dał mi dokończyć, zakładając mi kurtkę. Leżała idealnie, jakby była zrobiona specjalnie dla mnie.  To nie była na pewno Justina, wziął ją specjalnie dla mnie. Justin złapał mnie za rękę i ciągnął po zatłoczonych korytarzach spółki. Zauważyłam , że ludzie spuszczają głowy ze strachu, najodważniejsi szukali mojego wzroku, Justin jednak rzucał im ostre spojrzenia, przez co cofali się przestraszeni. Tylko jeden chłopak zrobił krok w moim kierunku, Justin objął mnie ramieniem i schylił się by wyciągnąć z buta nóż, potem rzucił go, nóż wbił się w rękaw chłopaka i przygwoździł do go ściany. Wiedziałam, że specjalnie go nie zabił. Justin był za dobry, by sobie nie trafić. Poczułam ulgę, dlatego że go oszczędził.
To było trochę dziwne, to  tylko moje wrażenie czy Justin naprawdę się zmieniał?
Usłyszałam jak kilka chłopaków pomogło temu facetowi, podczas gdy my szliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzwiami.
-Quinn, obiecaj mi, że zostaniesz zawsze ze mną, niezależnie od tego co znajduję się za tymi drzwiami.
-Obiecuję.
-To zdanie nie miało dla mnie teraz żadnego sensu.
-Nie zostawisz mnie nigdy  , prawda?
Złapałam jego mały palec moim.
-Obiecuję ci.
Nigdy bym go nie opuściła, to była obietnica którą złożyłam samej sobie. W tamtej chwili chciałam tylko wiedzieć gdzie idziemy. Otworzył drzwi i podmuch świeżego powietrza wpadł do środka.  Justin wyszedł a ja za nim. Rozglądałam się dookoła, nie było żadnych ścian, sama trawa aż do horyzontu.  Słońce świeciło prosto na nas, nie było tak zimno… dziwne jak na grudzień.
Nawet śnieg już się stopił. Zachłysnęłam się świeżym powietrzem, jak dawno nie byłam poza murami spółki. Czułam się wolna, byłam tak szczęśliwa. Spojrzałam na Justina, wydawał się dosyć zmartwiony i mocniej ścisną moją rękę. Teraz rozumiałam dlaczego się martwił. Bał się, że ucieknę.
-Nigdy bym tego nie zrobiła. –Powiedziałam jakby czytając mu w myślach.  Czułam się wolna, ale nie dlatego że byłam na zewnątrz, dlatego że byłam z Justinem.
-Dziękuje. – Wyszeptał, jednak nie puścił mojej ręki.  Usiadł i pomógł mi usiąść między jego nogami. Potem puścił moją rękę zaczął masować moje plecy.. Mogłabym nareszcie uciec. Od jak dawna pragnęłam tego momentu, coś jednak trzymało mnie przy Justinie, moje życie było z nim.
On był moim życiem.
Nie chciałam uciec, nie miałam ani zamiaru ani chęci.
-Czuję się dobrze, nie musisz mi tak ciągle pomagać.
-Ale to moja wina, że jest z tobą źle, więc moim obowiązkiem jest sprawić byś czuła się lepiej.
Oparłam się o jego tors, lubiłam tą uwagę którą mi poświęcał. Nigdy nikt nie poświęcał mi tyle uwagi prócz mojej mamy i taty.
-Dlaczego mnie tu przeprowadziłeś?
Spytałam zaciekawiona. Skoro bał się , że ucieknę to po co ryzykował?
-Chciałem byś znowu zobaczyła światło słoneczne.
To raczej było wymówką, myślałam , że chodziło mu raczej o to, by sprawdzić jak bardzo mi na nim zależało. Milczeliśmy przez chwilę, po czym odważyłam się to zrobić. Wyciągnęłam z kieszeni kartkę , która wcześniej zabrałam z teczki.
-co to jest? –Spytał niepewny.
-Jest coś co powinieneś wiedzieć.

*********************************
Specjalne podziękowania dla @Paweuofficial (TT) który zrobił zdjęcie tytułowe. Dziękuje bardzo!!. Musiałam zmienić wygląd całego bloga, żeby dopasować tło i całą resztę do zdjęcia. Mam nadzieję, że wam sie podoba nowy wygląd.  Jak już mówiłam autorka koontynuję tą opowieść. Jest już pierwszy rozdział dalszych losów Quinn i Justina: Madhouse. Na pewno będę to tłumaczyć jak tylko skończę to. 
Tu jest trailer these four walls stworzony przez autorke @MariD96  : http://www.youtube.com/watch?v=A9IRYh_LFS0
Nowy rozdział Niedziela- poniedziałek. 

czwartek, 4 lipca 2013

24 rozdział

Rozdział 24 - Dowód zaufania. 


CZYTAJCIE MOJA NOTKE NA KONCU, PROSZĘ . WAZNE :D

Justin wszedł do pokoju po kilku godzinnej nieobecności.  Oszczędził  życie Stivie’owi tym razem, jednak i tak musiał pobiec do pielęgniarki.  Nie wiedziałam co robił Justin przez te kilka godzin, ale martwiło mnie bardziej coś innego.  Podczas jego nieobecności miałam czas żeby odzyskać dokumenty które dał mi Stivie i je zbadać. Moje podejrzenia były prawdziwe, miałam zamiar powiedzieć o tym Justinowi w innej chwili, gdy zapomniałby już o „zdradzie” . Ja, w każdym bądź razie, zdecydowałam że więcej nie zobaczę się ze Stivie’em.  Może miałam za nim tęsknić, ale po tym jak dotrzymałam obietnice nie byłam mu już niczego winna.  Gdy usłyszałam jak Justin naciska na klamkę schowałam szybko teczkę do szafki i wróciłam na łóżko. Miałam nadzieję że zdążę jeszcze wejść pod kołdrę i udać że już śpię, ale zdążyłam jedynie się przykryć zanim zauważył mnie Justin.  Nie miałam na sobie nawet piżamy także mój plan nie miał szans się udać.
Był sam środek nocy ale nie zapomniałam o obietnicy złożonej Justinowi.
Bałam się, ale w tym samym czasie byłam podekscytowana. Nie potrafię tego wytłumaczyć, jedno było pewne: trzęsłam się jak liść a serce przestało mi bić.
-Emm.. śpisz ?- Spytał zmartwiony Justin. Włączył światło przy komodzie, które oświetliło większą część pokoju.  Złość którą czuł wcześniej wobec mnie i Stivie’a zniknęła, to mnie uspokoiło .
Pokręciłam głową.
Usiadł obok mnie nie ściągając swojej skurzanej kurtki, potem podał mi czarną paczuszkę z czerwoną kokardką. Wydawało się jak dejavu.
-To.. dla ciebie- Powiedział opuszczając głowę.
-Powinienem był ci zaufać. Wiem że nie zdradziłabyś mnie- Podniosłam się do pozycji siedzącej i sięgnęłam po paczuszkę- Czuję się źle z tym że zrobiłem ci krzywdę. Teraz jednak to ty musisz mi uwierzyć, nigdy bym cię nie zdradził. –Wyszeptał.
-Wierzę ci- Starałam się go zapewniać.
-Quinn, nie chce żebyś myślała, że cię zdradzam. To nie prawda. Spójrz na mnie, wstydzę się ciebie całować, nigdy cię nie dotykałem, co dopiero z nieznajomą, to byłaby totalna porażka. Śmiałaby się ze mnie cały czas.
Uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie coś takiego, nie sądziłam że Justin to przyzna. Dlatego mi się podobał.
Był słodki, niewinny.
-Ty uwierzyłeś gdy powiedziałam, że jesteś jedynym więc ja wierzę tobie gdy mówisz , że mnie nie zdradzasz.
Gdyby tak pomyśleć to faktycznie nie mógł mnie zdradzić… Był zbyt… Był.. Justinem.
Nigdy by tego nie zrobił. Powinnam mu od razu uwierzyć.
-Dziękuje- Wyszeptał.
-No więc, otworzysz prezent? – Powiedział nieśmiało.
-Jasne.
Zapomniałam o paczuszce, pozbyłam się kokardki i ściągnęłam papierek. Otworzyłam pudełeczko. To był pierścionek.
-Jest piękny.
To były jedyne słowa które udało mi się wypowiedzieć. To musiało kosztować fortunę.
-Jakby był zrobiony specjalnie dla nas- Powiedziałam po chwili. Pierwszy raz mówiłam o mnie i Justinie jako „nas”. Dreszcz przeszedł mi po plecach.
-Bo jest.
Patrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
-Kazałem go zrobić pewnemu jubilerowi ,to czyste złoto pokryte malutkimi diamentami.
Był bardzo mały, wyryty był mały nożyk i serduszko.
-Jest idealny.
Kochałam to że robił wszystko bym mu wybaczyła; z Chriss’em było inaczej, to ja zawsze musiałam przepraszać. Justin złapał delikatnie mój nadgarstek i założył mi pierścionek.
-Pasuje ci, księżniczko.
Zarumieniłam się i spuściłam głowę. Dziwne jednak było, że do tej pory nie spytał czy może mnie pocałować, lub po prostu tego nie zrobił. Justin wstał.
-Gdzie idziesz? Nie zostajesz na noc ?
Gdy w końcu się pogodziliśmy  i znalazłam trochę odwagi on chciał sobie pójść, nie mogłam uwierzyć. Wstałam i poszłam za nim, on zignorował moje pytanie i ściągnął z siebie kurtkę.
-Na razie zostaje.- Powiedział po chwili. Stałam tam, jak wryta. Myślałam że po tym co się stało zostanie ze mną, przynajmniej tej nocy, on jednak chciał iść jak zwykle.  Odwrócił się do mnie z wzrokiem wbitym w podłogę. Niepewny wyszeptał:
-Quinn, co miałaś na myśli mówiąc „Udowodnię ci to, dziś wieczorem”?
Nagle , miałam nogi jak waty, starając się nie stracić równowagi , podeszłam do niego i położyłam ręce na jego torsie, który podnosił się i opadał coraz szybciej.  Objęłam go jedną ręką a drugą wsadziłam do tylnej kieszeni jego spodni. Wydawał się zmieszany i trochę przestraszony. Nigdy nie zrobiłam czegoś takiego, mam na myśli, nigdy sama go nie przytuliłam. Jedynie kilka razy Justin mnie obejmował. Wyjęłam z jego kieszeni telefon i nacisnęłam na czerwony guzik, by go wyłączyć. On patrzył na mnie coraz bardziej zmieszany. Położyłam telefon na szafce obok łóżka i ściągnęłam swój pierścionek.
-To nie będzie nam potrzebne –Wyszeptałam.
Jeszcze nie byłam pewna tego co chciałam zrobić. Byłam bardziej niespokojna niż zwykle, dziwne, bo nie byłby to mój pierwszy raz. Położyłam z powrotem swoje ręce na jego ciele i zsunęłam je po jego torsie, potem stanęłam na palcach. Chyba zrozumiał co chciałam osiągnąć bo schylił się bym mogła go pocałować.  Ten pocałunek był namiętny, w przeciwieństwie do tych których wymienialiśmy do tej pory. Byłam pewna , że nie był do tego przyzwyczajony, przemieszczał się ciągle do przodu, jakby chciał więcej.  Zaczęłam się cofać bez tchu, aż nie poczułam z tył jakąś przeszkodę, na wysokości łydek.  Zrozumiałam że to było łóżko, więc rzuciłam się na plecy. Justin nadal całował mnie namiętnie, nie myślałam że to możliwe jeśli chodziło o niego ale nawet przegryzł moją wargę. Wsadziłam rękę pod jego bluzkę , żeby ją ściągnąć ale on nagle się cofnął, próbowałam schwycić go za szyję by się nie oddalił, ale był za silny. Cofnął się przestraszony. W tej chwili czułam jakbym straciła część siebie.
-Nie, zaczekaj.- Wyszeptał , wytrzeszczając oczy. Jeśli mam być szczera byłam trochę rozczarowana, Justin nie wydawał się typem . który  boi się podejmować nowych wyzwań. Zbliżył się do szafki na której położyłam telefon, jakby nigdy nic.
-Dlaczego?- Wyszeptałam.
-Nie możemy, nie mogę…..- Powiedział szybko
-Nie chcesz.- Dedukowałam. Nie podobałam mu się wystarczająco. Byłam przekonana.
-To nie to- Odpowiedział zmartwiony.
-Więc co ?
Zaczął nerwowo drapać głowę i poczerwieniał, był taki słodki. Co by pomyślały jego ofiary, widząc go w takim stanie? Przypominał mi siebie gdy….
Zrozumiałam w czym tkwił problem.
-Nie wiesz jak to się robi….
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. On nie miał odwagi podnieść wzroku, wstałam i ciągnęłam go za ramie.
-Chodź, ja cię nauczę. – Powiedziałam najbardziej pociągającym głosem na jaki było mnie stać, oczywiście z marnym skutkiem. Pociągnęłam go aż do łóżka i dopiero gdy usiedliśmy jeden obok drugiego, oparci o wezgłowie dostrzegłam jego twarz. W życiu nie widziałam bardziej czerwonej twarzy. Spojrzał na mnie przez chwilę, ale od razu opuścił wzrok, nie będąc w stanie wytrzymać mojego spojrzenia. Serce biło mi jak oszalałe, ale wiedziałam, ze jeżeli ja bym mu nie pomogła, on siedział by tam w nieskończoność. Z opuszczoną głową. Zbliżyłam się do niego i wyszeptałam mu do ucha:
-Nie martw się.
Przypomniało mi się jaka byłam zmartwiona za moim pierwszym razie. To głos Chriss’a mnie uspokoił, teraz ja musiałam Justina. Położyłam swoje usta obok jego ucha, zaczęłam całować jego skórę, Justin jęknął. Objęłam rękami jego tors i mocno przytuliłam, potem dalej całowałam jego policzki, aż nie doszłam do ust. Językiem musnęłam jego usta, ale on nie zareagował. Usiadłam na nim w rozkroku, Justin oddychał coraz głośniej, może dlatego że się martwił. Całowałam miejsce między jego szyją a ramieniem. Wreszcie się ruszył. Złapał rękami moja twarz, jakby po to żebym dalej całowała to miejsce. Nadal muskałam to miejsce swoimi ustami i językiem.  Wiedziałam , że nawet to jest dla Justina dużo, dlatego , że nie był przyzwyczajony.
-Quinn- Wyszeptał, zignorowałam go, dalej całując jego obojczyk.
-Quinn, przestań.
Trochę rozczarowana oderwałam się od niego. Jejciu no. Ja nie robiłam tak za pierwszym razem. Może dlatego że trochę imponowała mnie  postura Chriss’a i bałam się ,że się wkurzy. Prawie mnie zmusił do tego żebym się z nim przespała, w końcu ,mi się to spodobało.
-nie zasługuję na to- Powiedział Justin.
-Co ty mówisz?- Uśmiechnęłam się, żeby dodać mu otuchy.
-Wybaczyłaś mi, ale nie zasługuję na to. Zrobiłam ci krzywdę.
-Wiesz dlaczego ci wybaczyłam?
-Nie.
-Wiem jak to jest być zdradzonym, doświadczyłam tego wiele razy. Pierwszy raz, gdy dowiedziałam się , że Chriss mnie zdradzał, wylałam mu na głowę sok. – Uśmiechnęłam się na wspomnieniu o tym wydarzeniu- teraz umiem panować nad złością. Dla ciebie był to pierwszy raz, nauczysz się.
Podniósł ramie, które torturował kilka godzin wcześniej i patrzył na nie uważnie.
-nie ważne.
Starałam się go uspokoić , położyłam swoje usta na jego ale on ponownie się oddalił.
-Nie chciałem powiedzieć , że trzeba będzie je amputować, uwierz.
-Wierzę ci.
-Nie zasługujesz na kogoś przez kogo cierpisz, na kogoś takiego jak ja.
Przybliżyłam swoją twarz do jego, nasze usta się musnęły gdy mówiłam.
-Ty jesteś o wiele więcej niż zasługuję. Uwierz mi.
-Jesteś wyjątkowa, Quinn. Nigdy nikomu nie odpuściłam , przed Stivie’em. – Jego głos też stał się niższy i bardziej seksowny.
-Wezmę to jako komplement.
Czułam się naprawdę ważna.  On zbliżył swoje usta do mojego ramienia, który nawiasem mówiąc nadal trochę bolał, i składał na nie pocałunki tak jak ja robiłam z nim wcześniej.  „szedł” co raz wyżej i wyżej, musnął nosem mój obojczyk aż dotarł do moich ust. Zaczął mnie całować.  Wsadziłam rękę pod jego bluzkę i z łatwością mu ją ściągnęłam. Byłam przyciśnięta do jego twardego i umięśnionego ,ciała. Pachniał świeżością a od jego skóry emanowało przyjemne ciepło. Gdy położyłam rękę na jego torsie ,poczułam się bezpiecznie.
-Pomożesz mi? –Wyszeptał.
Wiedziałam, że to pytanie dotyczyło tego, że nie wiedział jak zachowywać się w tak intymnej sytuacji. Wiedziałam jak się czuł. Też to kiedyś przeżywałam. W przeciwieństwie do Chriss’a, który się ze mnie śmiał, ja zdecydowałam się sprawić by Justin nie czuł się nieswojo.
-Obiecuję- Wyszeptałam.
Zeszłam z jego nóg i usiadłam na łóżku, nie przestając go całować.  On położył ręce na moich plecach i uklęknął przede mną.  Położyłam ręce na jego bokach, próbując mu ściągnąć spodnie ale on strącił. Położyłam je z powrotem tam, gdy poczułam coś twardego. Cofnął się i schował rękę za plecami. Potem zza spodni wyjął pistolet.
-Połóż to. – Powiedziałam.
Zdawał się niezdecydowany. Żeby go przekonać wyjęłam swój nóż i opuściłam go. Spadł na marmurową posadzkę z głuchym dźwiękiem.
-Nie trzema ci broni, nie martw się.
-Tylko, że ja nigdy nie rozstawałem się z bronią, nigdy. Od lat już mam je zawsze przy sobie.
-Nawet gdy śpisz?
-Tak.
Nigdy nie zauważyłam , że spał z bronią.
-A kiedy bierzesz prysznic?
-Też.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, byłam trochę zdziwiona. Położyłam rękę na jego broń, ale na początku nie był skłonny ją oddać. Dopiero po chwili puścił broń, pozwalając mi położyć ją na szafce.  Byłam w trakcie zbliżenia się do niego, gdy wyjął zza pasa 2 noże, potem rozwiązał sznurówki butów i wyjął kolejne 2 . Myślałam że już skończył, gdy podniósł spodnie i wyjął kolejny pistolet. Potem wrócił na łóżku.
-Nic więcej, Hm?? – Powiedziałam z sarkazmem.
-Nie, skończyłem. – Uśmiechnął się, wiedziałam że trochę humoru doda mu otuchy, de facto wydawał się trochę uspokojony. Położyłam swoja głowę na jego torsie, potem ściągnęłam z siebie koszulkę, wiedziałam, że gdybym zaczekała aż on to zrobi, nie doczekałabym się. Potem składałam pocałunki obok jego ucha. Zdawało mu się to podobać. Schował twarz w moich włosach i pogłaskał moje plecy. Przysunęłam ręce na jego spodnie by je zdjąć, usłyszałam jak jęczy jeszcze raz. Podniósł lekko biodra, by mi pomóc, zsunęłam je a on zdjął je bez problemu. Pierwszy raz widziałam go w bokserkach, był strasznie chudy.
Był przepiękny, pomimo blizn, które pokrywały jego ciało.
Zauważyłam że od kiedy ściągnęłam bluzkę nie otworzył oczu.  Dotknęłam jego czoło, było gorące, może przez wstyd. Musnęłam palcami jego oczy, on je otworzył patrząc mi siew twarz. Dotknęłam jego kark, zmuszając go by spojrzał w dół na mój biust a on znowu się zaczerwienił.
-Nie martw się- Wyszeptałam, żeby nie spanikował. Złapałam jego rękę i położyłam ją na moich piersiach. Po chwili jednak on ją odsunął na moje ramie. Przyciągnęłam ją powrotem trzymając ją tak długo, aż nie byłam pewna że ją nie odsunie.  Położyłam swoje usta na jego, siadając z powrotem na nim okrakiem.  Zrozumiałam, że nabiera pewności , gdy napierałam bardziej ustami on wydawał się zadowolony, poruszał bardziej zdecydowanie rękami, macając mój biust bardziej świadomy tego co robił. Potem jego ręka zeszła w dół do moich spodni i ściągnął mi je z łatwością. Złapałam jego rękę, która spoczywała na moim biuście i położyłam ją na moich plecach. Chciałam by zrozumiał, że ma mi ściągnąć bieliznę. Wydawał się zrozumieć, bo jego ręka podążyła do zapięcia mojego stanika.  W pewnym momencie jego druga ręka, również wylądowała za mną, bez rezultatu. Przestał mnie całować, zajęty inną czynnością.
-To coś to jakiś labirynt- Powiedział siłując się nadal z zapięciem mojego stanika. Nie mogłam się nie uśmiechnąć przez jego brak doświadczenia. Sama go odpięłam. On zrobił się czerwony. Ściągnęłam stanik i położyłam swoje czoło na jego , by go uspokoić. On zaczął całować moje czoło, usta i kark. Położyłam się na łóżku, ciągnąc go w dół za kark w ten sposób zmuszając go do tego by nie przestał. To było doskonałe uczucie. Przeczesałam ręką jego włosy, spoglądając na niego, uśmiechał się. Próbowałam ściągnąć z siebie majtki, on pomógł mi i zamknął znowu oczy.
-Spójrz na mnie. –Powiedziałam.
On cofnął się lekko, otworzył oczy i spojrzał na mnie.
-J- jesteś idealna. – Wyjąkał nieśmiało. Byłam kompletnie goła przed nim, jednak nie czułam się nieswojo.
-Ty tez.
Justin zaczerwienił się jeszcze bardziej. Złapałam jego rękę i przyciągnęłam ją wzdłuż całego mojego ciała. Wiedziałam , że sam nie doszedłby do tego, że ma to zrobić, był zbyt niedoświadczony. Z Chriss’em było trochę inaczej, to ja czułam się nieswojo. Z Justinem nie.
Ja i on, to było coś wyjątkowego.
Położyłam rękę na jego torsie i zjechałam w dół , aż do bokserek, w taki sposób, żeby mu się to podobało. Odsunęłam trochę gumkę bokserek i włożyłam rękę do środka.  Poczułam jak Justin ciężej oddycha, gdy złapałam jego penisa. Ściągnęłam w dół jego bieliznę , usłyszałam jak powstrzymuję jęk. Zaczęłam bawić się jego penisem, ruszając ręką w dół i w górę, Justin przestał mnie całować, oparł głowę o moje ramię, dysząc coraz bardziej. Wiedziałam , że mu się podoba.
-Quinn.- Zaczął błagać po chwili. Zignorowałam go. Czułam jak krople potu Justina spadają na moją skórę. Głaskał moje plecy, zataczając na nich kółka palcami.
-Quinn- Powtórzył. Przyśpieszyłam. Jego oddech był jeszcze cięższy, serce biło mu 2 razy szybciej, wiedziałam, że nie brakowało mu dużo.  Jęknął, podnosząc głowę do góry, zamknął oczy i przygryzł dolną wargę. Oparł się o moje, bolące, ramie, co spowodowało, że musiałam przerwać swoją czynność. Podobało mi się , mam na myśli, sprawianie Justinowi przyjemność. Starał się uspokoić oddech, położył się na mnie. Po kilku minutach wyjąkał:
-Chciałaś mnie zabić.
-nie- Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w czoło. Zamknął oczy.
-To nie było pytanie.- Wyszeptał.
-Przepraszam, nie chciałam żebyś cierpiał.
-Nie zrobiłaś tego. Podobało mi się. To było nawet przyjemniejsze od pobicia chłopaka, po tym jak wylał moją kawę.- Powiedział.
-Mam to odebrać jako komplement?
-Dokładnie.
Czasem nie rozumiałam jego komplementów. Przetarłam ręką jego czoło, był cały spocony, nie wiedziałam go jeszcze tak zmęczonego.  On zaczął znowu całować moje obojczyki.
-Jesteś zmęczony?- Wyszeptałam.
-możemy się zatrzymać tu.
-Nigdy nie jestem tobą zmęczony Quinn.
Ucieszyła mnie jego odpowiedź.  Położyłam się pod nim ,Justin całował mnie. Schylił się. Zdawał się znowu zmartwiony. Utrzymywał równowagę tylko opierając się łokciami o łóżko, po moich bokach. Schylił się do mnie jeszcze bardziej, zamknęłam oczy, ta sytuacja była tak romantyczna. Myślałam że był już gotowy , gdy nagle usłyszałam jakiś dźwięk. Otworzyłam oczy, Justin już nie był nade mną. Rozejrzałam się dookoła, nie było go na łóżku.
-Kurwa- Usłyszałam po chwili.
Spojrzałam w dół, leżał na ziemi z nogami w powietrzu. Próbowałam powstrzymać śmiech.  Jego bolejąca mina, jego nagie ciało leżące na ziemi, nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
Starałam się by tego nie zauważył ale on wstał głaskając swoje plecy.
-Poślizgnąłem się.- Zarumienił się.
-Zauważyłam.
Zaczęłam się śmiać coraz głośniej, nie mogłam tego ukryć.
-Czemu się śmiejesz? Nie zrobiłem tego specjalnie.
-Przepraszam.
Próbowałam się uspokoić ale jakieś 3 sekundy póżniej znowu wybuchłam śmiechem.
-Jesteś zła, wiesz o tym? – Protestował Justin. Usiadł przy moich nogach. Czuł się wyśmiany, nie chciałam by tak było.
-Nie złość się, kochany. Tylko, że to coś , co zwykle się nie zdarza. – Próbowałam go zapewnić.
-Tak, jesteś zła , bo ja nie potrafię nic robić a ty się ze mnie śmiejesz.
-Przepraszam, już przestaje.
-Obiecujesz?- Podał mi mały palec, podałam mu swój.
-Obiecuję.
-Teraz ci pokaże co potrafię. – Powiedział w żartach, potem położył się na mnie i zaczął mnie namiętnie całować. Po kilku minutach sytuacja znowu zrobiła się gorąca. Justin podniósł się , opierając się na łokcie. Jego twarz nagle zmieniła wyraz, był zmartwiony. Czułam jego oddech na swojej twarzy, widziałam jego świecące się, oczy.  Wiedziałam co miał zamiar zrobić, on zaś wiedział że ja wiedziałam. Potwierdzenie mojej teorii przyszło wraz z jego pytaniem :
-A jeśli będzie cię bolało?- Wyszeptał.
-Nie będzie- Zapewniłam.
-Obiecuj że nie będzie  cię przeze mnie bolało- Wyszeptał w moje usta.
-Obiecuję.
Zamknęłam mocno oczy, minęło strasznie dużo czasu od mojego ostatniego razu, wiedziałam , że to co powiedziałam Justinowi ,było kłamstwem. Było bardzo prawdopodobne, że mnie to zaboli. Moje mięśnie się skurczyły, kiedy poczułam jak Justin wolno we mnie wchodzi.  Z moich ust wydobyło się kilka jęków, kiedy wchodził coraz głębiej.  Schwyciłam barki Justina, wbijając mu paznokcie w skórę, chciałam go przyciągnąć bliżej siebie. Chciałam poczuć go w sobie, nawet jeśli to bolało.

****

-Dobrze się czujesz? – Wyszeptał Justin, gdy opadliśmy bez tchu na łóżko.
-Tak.
Tak naprawdę bolał mnie , każdy mięsień mojego ciała. Justin wytarł pod z mojego czoła, ja zrobiłam mu to samo. Odwróciłam się na bok, plecami do niego. On też położył się na bok, dając rękę na moim biodrze.
-Bałem się tego. Nigdy tego nie robiłem. Dziękuje za pomoc, czułem się bardziej swojo przy tobie. – Wyszeptał- Nawet myślałem o tym, żeby zrobić to wcześniej z prostutką żeby wiedzieć co i jak.
-Ale tego nie zrobiłeś- Dokończyłam.
-Nie- Wyszeptał
-Wiesz czemu tego nie zrobiłeś ?- Spytałam.
-Nie, dlaczego?
-Ponieważ jesteś najsłodszym chłopakiem na ziemi.
-Nieprawda, ja zabijam i masakruję ludzi.
-W ogóle siebie nie znasz.
Uśmiechnęłam się. Brak mu było słów.
-Jesteś pierwszą osobą , która widzi mnie nago, wiesz?- Zmienił temat- Dla ciebie to nie pierwszy raz, prawda? Zrobiłaś to z Chriss’em.
-Zrobiłam co? Kochałam się czy przyleciałam ?
To jest to samo.
-Mylisz się. Z Chriss’em uprawiałam seks, kochałam się tylko z tobą.
Patrzył na mnie zmieszany, spojrzałam na niego kątem oka.
-To coś dobrego? – Spytał po chwili?
-Bardzo dobrego.
Zamknęłam oczy, byłam zmęczona i obolała, chciałam tylko odpocząć.
-Wiem, że jesteś zmęczona ale mogę o coś zapytać?
Przytaknęłam.
-Skąd wiedziałaś , że nie pozwolę ci się zabić, gdy chciałaś sobie zrobić krzywdę, żeby uratować Stivie’a? Skąd wiedziałaś, że nie pozwolę ci na to?  Wiedziałaś , że mogłem go bez problemu zabić. Ryzykowałaś bardzo dużo.
-Wystarczyło odrobinę zaufania.

********************
Uff.. tłumaczyłam ten rozdział ponad 5 godzin, masakra. A teraz słuchajcie :
1.       Jeśli chodzi o reklamy to nw czy je dam. Piszecie, że to mój blog i moja sprawa ale chodzi o to że ja tłumacze to przede wszystkim dla was. Ten blog jest dla was a nie dla mnie i nw cze fair jest mieć z tego kase chociaż nie ukrywam, że przydałoby się pare groszy (na np. ewentualny koncert Biebera)
2.       To ask. Pytania i uwagi piszcie tu : http://ask.fm/Opowiadaniethesefourwalls
3.       Z tego co mi wiadomo autorka zdecydowała się napisać ciąg dalszy opowiadania (hip- hip hura !!!)
4.       Sorka ze rozdział tak póżno,jak mogliście zauważyć jest dłuższy niż zwykle CZYTASZ= KOMENTUJESZ