niedziela, 30 czerwca 2013

23 rozdział

Rozdział 23- Pożegnanie. 



-Proszę, to co szukałaś.
Stivie podał mi teczkę pełną dokumentów na której pisało   "boss n° 14"
-Wszystko tu pisze?
-Tak, powinnaś znaleźć to czego szukasz.
-Dzięki.
Uśmiechnęłam się, w końcu mogłam pomóc Justinowi.
-Bardzo dziękuje, nie wiem jak poradziłabym sobie bez ciebie.
Byłam tak zadowolona że odruchowo rzuciłam się z objęcia Stivie’a.  Może to też dlatego, że część mnie czuła się winna za to, że ni uratowałam go przez Justinem.  Na początku był trochę niepewny ale potem objął mnie.  Jego klatka była twarda, czułam ciepło które od niej emanowało.
-Wiesz, bardzo trudno było znaleźć te papiery.
Odsunęłam się od niego.
-Dziękuję ci, naprawdę.
-Naprawdę bardzo trudno.
Zrobił krok do przodu i położył ręce na moich biodrach. Przełknęłam głośno ślinę. To była żenująca  sytuacja. Bardzo żenująca.
-A ja już mówiłam, że nie wiem jak ci dziękować.
Spuściłam wzrok w zażenowaniu.
-Ja mam pomysł.
Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i złapał dłonią mój podbródek, zmuszając mnie bym na niego spojrzała.  Był tak blisko, że czułam na sobie jego oddech, gdy do mnie mówił.
-Wiesz dlaczego dziwnie się zachowywałem, gdy zaczęłaś się spotykać z szefem? Wiesz dlaczego płakałem?
Teraz wszystko do mnie docierało, wiedziałam co próbował zrobić. Nie chciałam się oddalić, nie potrafiłam wytłumaczyć dlaczego.
Może dlatego, że był moim przyjacielem, może dlatego, że przeze mnie prawie zginął albo może dlatego , że chciałam się zemścić na Justinie za to ,że mnie zdradzał.
-Ja… ci się podobam- Wyszeptałam.
Przytaknął i ruchem głowy, musnął moje usta. Znowu opuściłam wzrok. Nie mogłam to zrobić, to ja mówiłam że zemsta nie jest dobry wyjściem, prawda? Nie mogłam się zemścić na Justinie.

-nie- Wyszeptałam.
-Proszę cię- Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, chciał tylko pocałunek.  Jeden w swoim życiu. Już nie chodziło o Justina, chodziło o to by pomóc przyjacielowi. Położył swoje usta na moich. Stivie też, tak jak Justin, był niedoświadczony. Po chwili oderwał się ode mnie i w ciszy patrzył się na mnie. Trwało to tak krótko, że nawet nie poczułam że to się stało. Dla niego to musiało być jednak świetne.
Ja nie poczułam nic.
-Jak było?
-Emm…
Zarumieniłam się, nie podobało mi się ani trochę.  Prawdopodobnie dlatego, że wolałam Justina a fakt że Stivie nigdy się nie całował nie pomagał mu, przeciwnie, pogarszało sytuacje ponieważ był w tym do niczego.
-Nie podobało ci się? – Był rozczarowany.
-Tobie?
-To była najpiękniejsza rzecz w moim życiu.
Czułam się zażenowana, dla niego to było ważne dla mnie, natomiast, to nie było nic.
Prawdopodobnie wyczytał to z mojej twarzy.
-Nie podobam ci się, prawda? W tym tkwi problem.
-Stivie ja cię lubię ale on jest…
-Jest ?
Nie wiedziałam jak dokończyć to zdanie. Justin był. ..
-Moim księciem.
Uśmiechnęłam się na myśl o tym jak nazwał mnie „księżniczką”.
Justin potrzebował mnie tak , jak syn potrzebuje matki. Musiałam mu pomóc dorosnąć.
-Okej –Powiedział Stivie, oddalając się.
-Myślałem że przynajmniej to ci się spodoba, byłem głupi, nie mogę z NIM konkurować.
Też zostałam spławiona przez kilku chłopaków, wiem jak się czuł. Dodatkowo nie mogłam mu pomóc jak pomagały mi moje koleżanki. Nie mogłam mu powiedzieć że znajdzie inna dziewczynę, ponieważ póki był tym miejscu nigdy by ją nie znalazł.
-Nie bądź smutny, szef czy nie szef zawsze pozostaniesz moim przyjacielem.
Złapałam jego rękę, chyba był trochę spokojniejszy. Nie chciałam żeby cierpiał przeze mnie ,znowu.
-Dziękuje że mnie nie odepchnęłaś, chciałem chociaż spróbować.
-To ja tobie dziękuję za wszystko co zrobiłeś.
Podniosłam zadowolona teczkę z papierami, uśmiechając się do niego.
Ktokolwiek inny kto znalazłby się na miejscu Stivie, mógłby mnie wykorzystać, ale nie on, on taki nie był. Mogłam mu ufać. Nagle usłyszałam  jakiś dźwięk przy wejściu, odwróciłam się szybko.
Prawdopodobnie był to Justin który przyszedł mnie szukać, gdy zauważył rano że nie ma mnie w pokoju.
Krew zamarzła mi w żyłach, zabiłby nas.
-To chyba tylko wiatr- Stivie wyczuł mój strach.
-muszę iść- Powiedziałam.
Podeszłam do drzwi, gdy chłopak którego nigdy wcześniej nie widziałam, je otworzył.  Był to chłopak o wiele wyższy niż Justin, był chyba nawet starszy. Justin przy nim był krasnalem pomimo tego to on był szefem, nie ten chłopak stojący nade mną.
Uśmiechnęłam się z tej przeciwności losu, kto by pomyślał że jego szef będzie mniejszy od niego.
Patrzył na mnie kilka sekund z otwartą w zdziwieniu, buzią.
-Peter, czego chcesz? -Spytał Stivie
-W-wy dwaj,  chyba macie problem. – Powiedział dalej oszołomiony.

*****
Staliśmy przed drzwiami gabinetu Justina. Nikt nie miał odwagi wejść do środka. W skrócie Peter widział jak chłopczyk-szpieg wyszedł szybko z archiwum i pobiegł powiedzieć wszystko Justinowi. Znowu to samo. Już gdy trafiliśmy z Luke’em przez niego do Justina ,wiedziałam że ten chłopczyk zwiastował kłopoty.
-Stivie, musimy wejść.- Powiedziałam.
-Nie- Wyszeptał. Stał jak wryty, ledwo oddychał przez ten strach.
-Stivie, wejdziemy do tego pokoju we dwóch i we dwóch wyjdziemy. – Próbowałam go namówić.
-Skąd ta pewność?- Ledwo wydusił z siebie.
-przysięgam że tym razem ci pomogę, to będzie sposób na podziękowanie ci za bycie moim przyjacielem, żeby się pożegnać.
Patrzył na mnie zdenerwowany.
- Sprawiłam ci już zbyt wiele kłopotów, nigdy więcej się nie zobaczymy.
Położyłam teczkę między książkami na jednej z półek w korytarzu, z nadzieją że nikt jej nie znajdzie, potem odwróciłam się i otworzyłam drzwi do gabinetu. Justin był odwrócony do nas plecami, gapił się na ściane. Chłopczyk widząc nas uśmiechnął się i w podskokach wyszedł z pokoju.
Poczułam nagłą potrzebę uderzenia tego chłopczyka w twarz, jednak wiedziałam że to nie najlepsza pora na zemstę, więc ograniczyłam się do zaciskania dłoni w pięść.
-Quinn- Powiedział ozięble Justin, odwrócił się i kręcił głową jakby po to by rozluźnić mięśnie.  Często widziałam go zdenerwowanego, albo jak ostatnio, szczęśliwego ale nigdy tak złego. NIGDY. Nawet w stosunku do chłopaka który chciał mnie wykorzystać jakiś czas wcześniej.  Przypomniało mi się jak go zmasakrował, nie chciałam by zrobił to samo Stivie’owi.  Usłyszałam jak za mną wchodzi Stivie, zamyka drwi i głośno połyka ślinę. Justin podszedł do nas, miał mocno zaciśniętą szczękę a jego ruchy były sztywne, jakby chciał się na siłę uspokoić.
-Quinn, dlaczego nigdy nie pukasz? – Wycedził przez zęby.
Opuściłam głowę. Na mnie też był zły. Nie chciałam, zależało mi na nim.
-Pozwól mi wytłumaczyć- Wyszeptał Stivie. Jego głos był niepewny.
-Sytuacja wymknęła się spod kontroli ale nie chcieliśmy….
Przerwał mu Justin który wymierzył mu cios w podbrzusze. Zaczęłam się trząść ,nie dotrzymywałam obietnicy.
-Nie pozwoliłem ci mówić- Odpowiedział ozięble, po czym odwrócił się w moim kierunku.
-Chcę usłyszeć to od ciebie.
Popatrzył na mnie z wyższością, jakbym  była dla niego nikim. Jakby wszystkie dobre rzeczy który zdarzyły się nam w poprzednich dniach nigdy nie istniały.
-Nie.. ja…
Czułam na sobie jego oskarżycielski wzrok przez co nie mogłam wypowiedzieć normalnego zdania.
-Nie martw się. Mamy czas.
Złapał mnie za ramie i zaczął wzmacniać uścisk.
-Czas się skończy kiedy nie będzie już w stanie wytrzymać bólu. Nie martw się, albo odpowiesz albo zrobię tak, że na końcu tej rozmowy będziemy musieli amputować ci ramie.
Chciałam mówić ale strach mi na to nie pozwalał.  Łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach.  Nigdy nie groził mi w taki sposób.
Proszę cie …. To boli.
Powiedziałam. Położyłam swoją rękę na jego.  To nie był mój Justin, te oczy…. Nigdy wcześniej je nie widziałam.
Co chciał wiedzieć? Już wszystko wiedział.
Traciłam czucie w ramieniu, który robił się już fioletowy.
-Co chcesz wiedzieć ?- Spytałam. Przez ból mój głos przypominał bardziej jęk.
-To co już wiesz? – Dodałam.
-Zrobiłaś to by się zemścić? Mówiłem ci już że cię nie zdradzam.
-Nie zrobiłam to dlatego, zrobiłam to by oddać przysługę Stivie’owi i posłuchaj: tylko się wyżywasz ponieważ czujesz się zdradzony. Szukasz tylko jakiś powód żeby nas pobić. Nie prawda?
Puścił moje ramie, jednak to nie był koniec. Dostałam od Justina z kolana prosto w brzuch, przez co opadłam na kolana.
-Masz rację. Wiem już to co chciałem wiedzieć. – Uśmiechnął się i uderzył ponownie Stivie’a ,który upadł na ziemi.
Żeby uratować nas związek i usprawiedliwić się, ponownie skazałam Stivie’a na śmierć.
Justin klęknął i wyszeptał mu do ucha:
-To będzie wolne i bolesne.
-Złapał swój nóż i przybliżył ostrze do twarzy Stivie. Zamknęłam oczy, nie chciałam tego zobaczyć. Stivie krzykną. Myślałam że mi też zrobi krzywdę, ale jakby czytał mi w myślach powiedział:
-Ona jest moja.
Nie mogłam słuchać jak Stivie się męczy. Moja ręka prawie wróciła do normalnego koloru. Kto by powiedział, że Justin ma aż taką siłę.
-O-obietnica.- Wyszeptał Stivie.
Wiedziałam o co mu chodziło.
-Jeżeli go zabijesz nie będę niczyja.
Złapałam swój nóż i przyłożyłam go sobie do gardła.
Justin dalej torturował mojego przyjaciela, był potworem. Przycisnęłąm nóż mocniej, kropla krwi wydostała się z rany i przypłynęła w dół po mojej skórze. Justin patrzył się na mnie przez długą sekundę.  Myślałam że zechce mnie uratować ale on tylko patrzy na zmianę na mnie i na Stivie’a. Ku mojemu zdziwieniu Justin dalej masakrował chłopaka.
Poczułam się obrażona. Gdzie był mój Justin, ten co zrobiłby dla mnie wszystko?
Teraz jedyną rzeczą o której myślał to torturowanie Stivie’a , nie o mnie. Mogłaby wtedy dla niego nawet umrzeć.
Kontynuowałam wtapianie noża w moją szyję ,mimowolnie jęknęłam.
Wiedziałam że Justin wróciłby do siebie, że porzuci chęć zemsty dla mnie .
Wystarczyło tylko troche wiary.
Łza popłynęła po moim policzku. Justin odwrócił się do mnie spanikowany.
-Nie zależy ci na mnie. Inaczej pozwoliłbyś mu odejść- Wyszeptałam. On puścił Stivie i podbiegł do mnie, zabierając mi nóż z ręki.
-Nie pozwolę byś zrobiła sobie krzywdę.
Wsadził mój nóż do swojej kieszeni i podbiegł do szafki przy biurku. Wiedziałam co chciał wziąć. Podbiegłam do niego. Kiedy odwrócił się do mnie z biczem w ręku złapałam jego nadgarstki patrząc mu w oczy.
-nie- Wyszeptałam. Patrzył mi długo w oczy, chyba się uspokajał. To był znowu mój Justin, czułam to.
-Quinn, dlaczego go bronisz? – Powiedział łamiącym się głosem. Cierpiał,  zemsta była dla niego sposobem na odreagowanie.
-To mój przyjaciel.
-Nie całuje się przyjaciół.
Złapał mnie za nadgarstki i przekręcił, uklęknęłam żeby nie przekręcił mi je jeszcze bardziej.
-Zrobiłam to tylko dlatego że zależało mu ale …
Puścił moje nadgarstki i podszedł do niego.
-Masz rację, problem tkwi w nim.
Położył mu nogę na twarz.
-Zawsze w nim tkwił.
Naładował pistolet.
-Nie! –Krzyknęłam zbliżając się. Położyłam mu rękę na karku i zmusiłam go by odwrócił twarz.
-Nic nie poczułam. Nic nie poczułam gdy go całowałam. Ty jesteś jedynym. Przysięgam- Krzyczałam panicznie.  Przysunęłam rękę żeby pistolet był skierowany w moja stronę.
Przez kilak sekund został w tej pozycji. Przez chwilę, nawet jeśli tylko krótką, myślałam że chce mnie zabic.
Potem jednak opuścił broń.

-Jeżeli ci na mnie zależy, odpuść mu.
Oddech Justina się uspokoił, chyba mi uwierzył.
-Skąd mogę mieć pewność że zależy ci na mnie jak mi na tobie?- Spytał zmartwiony. Serce biło mi coraz szybciej. Wiedziałam co miałam teraz zrobić, nie dla Stivie’a, dla Justina.  Przybliżyłam twarz do jego i wyszeptałam mu w usta:
-Udowodnię ci to, dziś wieczorem. Obiecuję.
Na twarzy mojego chłopaka nadal można było zauważyć nutkę zmartwienia. 


**********************
NIE MIAŁAM CZASU ŻEBY POPRAWIĆ POPRAWIĘ TO JUTRO.
A teraz odpowiadając na wasze kom i pyt. to tak po:
1. Justin mógł ją zdradzać ponieważ on jago szef może wychodzić poza mury spółki. 
2 LINK do oryginał: http://www.efpfanfic.net/viewstory.php?sid=1431297&i=1 (NIE PODAŁAM GO WCZEŚNIEJ PONIEWAŻ ŻEBY WEJŚĆ TRZEBA SIĘ TAM ZALOGOWAĆ)
3. Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Są wakacje i chodź może się to wydawać dziwne mam teraz mniej czasu niż podczas roku szkolnego :)
ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM WSPANIAŁYCH WAKACJI :)
A i pytanko: źle byście zareagowali gdybym dała na tym blogu reklamy?) nie dam ich ale jestem ciekawa :D
Myślę że następny rozdział, będzie rozdziałem na którego długo czekaliście :)  

czwartek, 27 czerwca 2013

22 rozdział

Rozdział 22- Księżniczko. 



Minęło kilka dni a mi i Justinowi układało się coraz lepiej.  On radził sobie o wiele lepiej, ja zaś nie bałam się już przybywać z nim sam na sam. Nie robił sobie już krzywdy, powiem więcej, pewnego razu powiedziałam mu że był zbyt okrutny dla pewnego pracownika, wtedy on podszedł do mnie jakby chciał mnie uderzyć ale szybko się oddalił. Nie było go jakieś 2 minutki, potem wrócił i przeprosił mnie chociaż tak naprawdę nic mi nie zrobił. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, nie wiedziałam że Justin taki jest. Zyskiwał  przy bliższym poznaniu. Był chyba najsympatyczniejszym chłopakiem na ziemi.  Naśladował swoich pracowników, a czasem nawet mnie, gdy spadałam na podłogę albo nie potrafiłam zrozumieć niektórych rzeczy o mojej pracy, w każdym razie nie mogłam się nie śmiać. Czuliśmy się ze sobą dobrze i już się siebie nie wstydziliśmy, chociaż Justin nadal był bardziej jak najlepszy przyjaciel, a nie jak chłopak.  Może to była moja wina, może tak naprawdę nie wiedziałam jak to jest mieć chłopaka. Chriss mnie tylko cały czas całował i dotykał, może to nie tak wyglądało bycie z kimś w związku, teraz się tego uczyłam.
W przeszłych tygodniach Justin uczył mnie innych sposobów walki. Według niego byłam w tym coraz lepsza. To on zawsze wygrywał, ale wcale nie bolało. Pomagał mi wstać i głaskał miejsca w których mnie uderzał ,chociaż wcale nie bolały. Mówił że musi być ze mną delikatny inaczej mógłby mnie zabić, wierzyłam mu.  Pewnego razu ponownie dotknęłam temat jego rodziny, nie był   zbyt zadowolony , że musiał o tym rozmawiać, jednak były rzeczy które mi nie pasowały. Dlaczego dziecko miał broń? To mogło być niebezpieczne. Po za tym trzeba mieć pewną siłę żeby nacisnąć spust. Coś mi w tym nie grało, byłam pewna że to nie on zabił swoją matkę.
Jednym słowem, między mną a Justin układało się dobrze. Jedyny problem pojawił się gdy zaczął co noc wychodzić po cichu z pokoju na kilka godzin.  Na początku nie przywiązywałam do tego zbyt dużej uwagi, ale z czasem zaczęło się to robić podejrzane.

****
-Quinn, co ty tu robisz? – Głos który usłyszałam tak mnie przestraszył że spadłam na ziemi zwalając kilka kartonów.
-Jesteś cała?
Zobaczyłam jak ktoś idzie w moim kierunku i podaję mi rękę. Nie zaufałam mu , chociaż głos wydawał się znajomy.
-Co ty robisz? Jest środek nocy.
Czekał na odpowiedź.
-Quinn? To ja Stivie.
Stivie? Nie widziałam go kupę czasu. Schwyciłam jego rękę a on pomógł mi wstać.
-Co szukasz w archiwum spółki?
-Tylko dokumenty o …. Ehy, czekaj chwilę. Co ty tu robisz o tej porze?
-Ja prowadzę archiwum.
-Co?
-Myślałam że robie tylko tatuaże? Robię o wiele więcej. – Wydawał się rozbawiony ale nie mogłam dostrzec czy się śmieje, było za ciemno.
-Skoro już się spotkaliśmy …ja chciałam cię przeprosić za to jak się zachowałam tego dnia….
-Nie martw się. Ja też przepraszam.
-Szef cię pobił.
-Już przeszło.
Zrobił krok w moim kierunku, czułam jego oddech na swojej twarzy ale nie mogłam go zobaczyć. Jego głos wskazywał na to że był zrezygnowany, na pewno nie mógł konkurować z Justinem.
-Dobrze, chciałam z Tobą to wyjaśnić , teraz już idę.
Powiedziałam oddalając się od niego w kierunku drzwi., miałam nadzieję że nie zada mi więcej pytań.
-Szef nie wie że tu jesteś prawda?
-Możliwe.
-Co chciałaś znaleźć, pomogę ci.
-Dzięki ale nie potrzebuję już.
Otworzyłam drzwi by wyjść. Nie musiał wiedzieć, jeszcze narobiłabym sobie kłopotów.
-Czemu się tak śpieszysz? Dawno się nie widzieliśmy, obiecuję, że nikomu nie powiem.
Nie wiedziałam czy zaufać mu czy też nie, w końcu był tam jednym w moich nielicznych, szczerych przyjaciół.  Dodatkowo coś mi się wydawało że bez niego nic byt tam nie znalazła. Było tak za dużo dokumentów, nigdy nie znalazłabym sama tego co szukałam.  Dodatkowo ,wiedziałam  że Justin nie uwierzył by mu gdyby mu powiedział.  Ufał mi. Nigdy już nie naraziłby mnie na niebezpieczeństwo. Właściwą opcją było powiedzenie wszystkiego Stivie’owi.  Musiałam ryzykować jeśli chciałam zdobyć te dokumenty.

****

-Quinn, Quinn- Justin rzucił się obok mnie na fotelu. Wydawał się szczególnie zadowolony. Nie wiem ile tygodni minęło od kiedy się „spotykaliśmy, ale uważałam że wystarczająco by stwierdzić że jesteśmy oficjalnie parą.  Uśmiechnęłam się.
-Mów!

-Nie wyobrażasz sobie co się stało.
-nie, mów.
-Myślałem nad tym całą noc ale było warto.
Wziął mnie za rękę obiema swoimi.
-Więc, zauważyłem że chłopaki wołają do swoich dziewczyn jakimiś zdrobnieniami.
-Nie mów że znalazłeś jakieś dla mnie.
Nienawidziłam zdrobnień, Chriss nazywał mnie po prostu „Quinn”. Zawsze uważałam że nie nazywał mnie inaczej ponieważ tego nie lubiłam, zastanawiając się  nad tym jednak po prostu chyba nie kochał mnie na tyle by mówić do mnie „kochanie”, „słonko” , „skarbie” czy „kotku”.
-Tak, jesteś gotowa?
Był taki podekscytowany tym, że w końcu może zrobić coś jak każdy chłopak.  Za każdym razem gdy robił coś fajnego był strasznie z siebie zadowolony.  Wyglądał jak małe dziecko, gdy poznaje nowe rzeczy zaczyna się śmiać i skakać.
Jednak dalej był okrutnym chłopakiem, który zmieniał się tylko przy mnie. Ile razy usłyszałam jak w innym pokoju jakiś chłopak błaga go o litość, ile razy zobaczyłam jak Justin wraca do pokoju z rękami brudnymi z krwi.
-Dawaj.
-Nóżyczko.  *
Chwilę zastanawiałam się nad tym co właśnie powiedział, potem gryzłam wargę żeby powstrzymać śmiech.  Był tak zadowolony swoim postępem, nie mogłam go zawieść.
-Nie podoba ci się? 
Powiedział zawiedzionym głosem. Jego uśmiech zniknął, teraz zastąpiło go zdziwienie.
-Nie, jest super. – Skłamałam, co to było za zdrobnienie?
-Hm.. wiem że coś typu „Skarbie” czy „miśku” byłoby bardziej stosowne ale chciałem nazwać cie jak coś co lubię, a ja lubię noże.
Jego tok myślenia nie był taki głupi, dlaczego więc wydawało mi się jakby oszalał?
-Quinn, nie podoba ci się prawda?
-Jasne że mi się podoba.- Nie chciałam by poczuł się źle.
-Nie podoba ci się. A ja tak długo nad tym myślałem.
-No cóż nie podoba mi się jakoś bardzo ale … Gdzie idziesz?- Justin wstał i podszedł do drzwi.
-Nie chciałam żebyś się poczuł źle, proszę cię. Wróć tu. Podoba mi się nóżyczko.
-Nie- Potem trzasnął drzwiami wychodząc.
Super, poczuł się źle, nie chciałam tego. Teraz na pewno mnie nienawidził.  Wstałam żeby go dogonić, myśląc o tym co mogłam mu powiedzieć żeby to naprawić, gdy drzwi nagle się otworzyły, Justin rzucił się w moim kierunku i powiedział :
-Mam dobry pomysł. Co sądzisz o „księżniczko”?
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a ja myślałam że był zły.
-Nie lubię zbytnio zdrobnień, ale skoro ci zależy to ….
Niecierpliwił się.
-Ok- Uśmiechnęłam się.
-Fajnie.
Usiadł na fotelu dając mi znak bym usiadła na jego kolanach. Zrobiłam to odruchowo. On złapał mnie za podbródek i pogłaskał mój policzek. Był zawsze delikatny, jakby nie chciał zrobić mi krzywdy. Zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mój policzek. Zaczął składać pocałunki na mojej twarzy, dopóki nie dotarł do ust, gdzie też złożył pocałunek.  Potem powiedział:
-Teraz, gdy mam trochę czasu, będziemy razem. Przeczesał ręką moje włosy zamykając oczy, przybliżył się do mojej twarzy, gdy nagle odsunęłam się trochę od niego.
To zdanie dało mi do myślenia. To była prawda. Od kilku dni nie mieliśmy dla siebie czasu.  Był ciągle zajęty, w dodatku znikał w nocy i wracał dopiero wczesnym rankiem.  Poza tym, jak on to zrobił, że tak nagle stał się takim ekspertem związków?
-Skąd wiesz, że chłopaki nazywają inaczej swoje dziewczyny, skoro zaledwie kilka tygodni temu nie potrafiłeś nawet całować dziewczynę ?
-Emm.. Ja...
Zaczerwienił się i unikał mojego wzroku.
-Hm?? Ty…?
Zdradzał mnie ? Zdradzał mnie, byłam tego pewna. Cofnęłam swoja rękę od jego dłoni, gotowa wyjść , chociaż nie wiedziałam nawet dokąd.
-Ej, a ty dokąd?
-Zdradzasz mnie, prawda?
Poczułam jak łamie mi się serce, gdy powiedziałam to głośno, czego oczekiwałam od zabójcy?
-Żartujesz?- Spytał zmieszany.
Podeszłam do drzwi ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Quinn, dlaczego miałbym cię zdradzać?
-Zdradzasz mnie, wiem to. Jak bardzo jest ładna? Założę się że to dziwka. Ile jej płacisz?
Czułam jak krew mi się gotuję. Wiedziałam , że mnie zdradzał. Byłam tego pewna. Dlatego wychodził w nocy i wracał dopiero rankiem.
-Oszalałaś?
-Wiesz o czym mówię.
-Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to oglądałem wczoraj 6 romantycznych filmów, jedno za drugim, żeby się czegoś nauczyć. Zrobiłem to tylko dla ciebie. Wiesz jak bardzo nienawidzę takich filmów.
Był zły ponieważ nie potrafiłam być mu za to wdzięczna. To był bardzo romantyczny gest, jednak nie potrafiłam mu wierzyć.
-Więc co zrobiłeś pozostałe noce? Nie spędzasz je tu od dłuższego czasu.
-Mam problemy w pracy. –Odpowiedział ozięble.
-Nie wierzę ci.
Próbowałam się od niego oddali ale nie mogłam, trzymał mnie bardzo mocno, pomimo tego że był na mnie bardzo zły.
-Quinn, nie miałbym powodu żeby cię zdradzić- Powiedział z pełną powagą.
-Kim jest?
-Kim jest kto?
-Dziwka z którą się spotykasz.
-Przysięgam że z nikim się nie spotykam.
Powiedział wymawiając słowa wolno, jakbym była głupia.
-Przynajmniej mi powiedź czy to wciąż ta sama. Jesteś jak każdy inny facet, świnią. Wiem czego chcesz a ja…..
Przerwał mi puszczając mój nadgarstek i pchając mnie do tył. Podniosłam wzrok ponieważ był wyższy ode mnie, on zaś, patrzył nam nie z góry poważnym wzrokiem.
-Słuchaj, jeśli nadal myślisz że jestem takim typem faceta to się mylisz- Wycedził przez zęby. Potem podszedł do drzwi.
-Jesteś najlepszą rzeczą która mi się przytrafiła, zabiłbym się gdybym cię stracił –Dodał trzaskając za sobą drzwiami, teraz wiedziałam że minęłyby godziny zanim by mi wybaczył.



*Nóżyczko- chodzi o zdrobnienie takie w sensie że on lubi noże nie wiedziałam jaki dać odpowiednik więc napisałam to tak.
****************************************
Nowy rozdział się pojawił bardzo póżno za co strasznie przepraszam ale miałam cały czas coś do zrobienia, w kocu koniec roku. Ten rozdział tłumaczyło się wyjątkowo fajnie hehe XD Mam nadzieję że będziecie komentować. Przecinki wstawiałam tym razem sama, powinno być w miarę ok.

niedziela, 23 czerwca 2013

21 rozdział

Rozdział 21- Małe gesty.

UWAGA CZYTAJCIE NOTKĘ POD TEKSTEM DO KOŃCA PONIEWAŻ TO WAŻNE !!!! 


****





Ok. pół godziny leżeliśmy w ciszy na łóżku, on był odwrócony do mnie placami i był na mnie zły. Nie spodziewałam się tego ,że znowu mnie uderzy. Przed oczami dalej miałam obraz Justina ,który bił chłopaka. Za każdym razem ,gdy o tym myślałam serce biło mi szybciej i trzęsły mi się ręce.  Może w ataku furii mógłby zrobić coś takiego mi.
-Jesteś…. Zły?- Spytałam zmartwiona, półgłosem w nadziei ,że się nie zdenerwuje. Uderzył mnie, ale nie  potrafiłam być na niego zła. Może odczuwałam dla niego litość, wychował się bez prawdziwej rodziny i chyba nie rozumiał, że uderzyć kogoś nie jest do końca w porządku.
Wyciągnęłam swój nożyk, w razie gdyby mnie zaatakował.
Justin nie odpowiedział i wstał. Poszedł do łazienki i wrócił chwile póżniej z lodem na oku. Prawdopodobnie podczas bójki uderzyli go tam.  Usiadł obok mnie, siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, ja odłożyłam nożyk po czym on powiedział:
-Skoro kazałem ci siedzieć tu, to po co tam przyszłaś? Ja cię nie rozumiem.
Odwrócił się do mnie. Nadal był wkurzony ,ale teraz był również zdziwiony.
-Chciałam mu pomóc.
-I widzisz co narobiłaś? Zmasakrowali cię.
-Aż tak bardzo nie bolało.
Skłamałam, bolało mnie całe ciało, ale nie chciałam przyznać mu racji.
-Zasługiwał na gorszą kare- Wycedził przez zęby.
-Nieważne ,ile ,kto wyrządził zła, zemsta nigdy nie jest dobrym wyjściem- Zrozumiałam to tam.
-Tak, jasne- Powiedział ozięble.  Mimowolnie pogłaskałam policzek ,ponieważ nadal bolał a przez to ,że mówiłam ból się nasilił. Udał że tego nie zobaczył , myślałam że przynajmniej mnie przeprosi ale on pozostał niewzruszony.  Po paru minutach położył swoją dłoń na moim ramieniu, strąciłam ją jęcząc z bólu. Justin ściągnął lód z oka, który zrobił się już czarny i położył go tam ,gdzie chwile wcześniej mnie dotknął.
On był jakiś szalony, najpierw mnie uderzył a póżniej mi pomagał.
To był miły gest, myślał ,że jest do niczego ,ale ,gdy nie zastanawiał się nad tym co robił, takie miłe rzeczy wychodziły mu spontanicznie.
Po chwili powiedział
-Od czasu ,gdy wiedzą ,że tu jesteś dużo ludzi woli złamać reguły i umrzeć by cię zobaczyć, dlatego nie chce żebyś wychodziła ,gdy otrzymuje wizyty.
Nigdy nie widziałam go tak poważnego.  W tym dniu właśnie zepsułam naszą relacje , byłam tego pewna.


***

Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. Był wieczór.  Myślałam, że spałam tylko kilka godzin, lecz ominęły mnie i obiad i kolacja. Rozejrzałam się dookoła, Justina nigdzie nie było. Przypomniała mi się nasza kłótnia i serce od razu zaczęło bić mi mocniej.  Wtedy usłyszałam jęk pochodzący z łazienki,  brzmiał jakby był Justina. Wstałam i podeszłam do łazienki, drzwi były przymknięte. Otworzyłam je i zobaczyłam Justina, stał przed umywalką a jego ręce były całe czerwone z krwi.
Na początku byłam zagubiona, znowu kogoś zabił? Potem zauważyłam, że w ręku trzyma nóż, używał go przeciwko sobie. Pobiegłam do niego i schwyciłam go za nadgarstki zmuszając go ,by przestał. Zaskoczony popchnął mnie tak, że uderzyłam czołem o krawędź drzwi. Prawdopodobnie nie usłyszał ,że weszłam. Spojrzał na mnie i wyszeptał moje imię w szoku. Był przestraszony, oczy miał szeroko otwarte a jego usta uformowały  się w literę „O”. Zrobił krok do tył.
-Nie, nie mogę przestać- Wyszeptał jakby był w jakimś transie. Był opętany czy co?
Strasznie mnie przestraszył, wiedziałam, że nigdy nie zapomnę jego zakrwawionych i jego dalekiego, nieobecnego wzroku.
Po tym jak wypowiedział tamte słowa zaczął z  powrotem ciąć swoje ręce. Wstałam i szybko wróciłam do niego by go powstrzymać.
-Muszę kontynuować.- Krzyknął panikując.
-Nie, wystarczy, koniec.- Krzyknęłam
-Ja musze.
Wyrwał się z mojego uścisku i prawie zaczął się ciąć ,gdy spokojnie  odwróciłam znowu jego uwagę. Wiedziałam ,że w tym momencie potrzebował kogoś ,kto by go uspokoi, a nie krzyczał na niego. Odwrócił się do mnie jakby obudził się ze swojego transu.
-Quinn, to moja kara.
-Kara za co?
Zbliżyłam się wolno do niego, nie chciałam go przestraszyć.
-Czemu robisz sobie krzywdę?
-Ja muszę się nauczyć.
-Nauczyć?
-Zachowywać się ,jak trzeba.
-Z kim ?
-To jedyny sposób.
Popatrzył na swoje ręce jakby chciał się dalej torturować. Powiedziałam :
-Idź usiądź do pokoju to porozmawiamy, okej?
On przytaknął i wyszedł z łazienki. Ja grzebałam w szafkach, żeby znaleźć jakieś bandarze, gdy je znalazłam poszłam za nim. Usiadłam obok niego na fotelu i złapałam jego rękę ,żeby ją zaopatrzyć.
-To nie ty powinnaś się mną zajmować, tylko ja tobą- Powiedział zmartwiony.
-Nie martw się tym, więc wytłumaczysz mi co się dzieje? Dlaczego to robisz?
-Nie wiem czy powinienem to powiedzieć
-Dalej, opowiedź mi.
-Emm.. pamiętasz moje blizny po biczowaniu na plechach?
-Jasne.
-Zrobił mi je mój ojciec. On uważał ,że ,żeby mnie nauczyć reguł i zbudować mój charakter potrzebne było surowe wychowanie, bardzo surowe.
Nie mogłam sobie wyobrazić ojca który tak bardzo krzywdziłby swojego syna.
-Jeżeli to ci pomoże to udało mu się.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Twój charakter jest.. taki jak chciał on ,prawda? Twardy, oziębły, nigdy nie widziałam żebyś płakał zabijając kogoś, nawet swoją siostrę.
Wiedziałam ,że mógł się zdenerwować ,ale czułam ,że w tym momencie najlepiej było powiedzieć co naprawdę myślę.
-To dlatego sobie to robisz? Czujesz poczucie winy za te wszystkie osoby ,których zabiłeś?
-Co? Nie, absolutnie, zasłużyli sobie.
Źle myślałam, ale, skoro nie robił to z tego powodu to z jakiego?
-Nie pozwoliłaś mi dokończyć, powiedziałem o moim ojcu ,ponieważ jego sposób zadziałał. Teraz muszę nauczyć się cię dobrze traktować , dlatego to robię. Za każdym razem ,gdy cię uderzę albo na ciebie krzyknę karzę się, tak się nauczę.
-Wierz mi to nie jest dobry sposób.
Jego odpowiedź mną wtrząsneła. Nie interesowały go inne osoby, tylko ja.
Myślałam ,że czuł poczucie winy, jednak nie, był twardy i zły…. Ale nie ze mną.
-Ten chłopak dzisiaj powiedział że nie zasługuję na ciebie. Miał rację. Patrz to za to jak uderzyłem cię w brzuch jak widziałam cię pierwszy raz.
Pokazał blizne.
-Te, za to jak biłem cię, gdy pobiłem też Fred’a, te dlatego….
-Patrzysz zawsze na złe rzeczy ,które robisz –Przerwałam mu.
-Ale nie zdajesz sobie sprawy z dobrych rzeczy które robisz. Dzisiaj rano dałeś mi połowę swojego śniadania.
-Mógł to zrobić ktokolwiek- Przerwał mi .
Ale nie zrobił to ktokolwiek, nawet najmniejsze gesty mogą w sobie kryć największe akty miłości. Od małych rzeczy przychodzi się do dużych. Na przykład doceniam fakt ,że nigdy mnie nie wykorzystałeś, miałeś dużo okazji by to zrobić, nawet teraz.
-Ale i tak to co robię nie wystarcza, po za tym denerwuję cię i bije za, byle głupotę. Quinn, gdy robisz coś złego co muszę zrobić byś to zrozumiała ?
Wydawał się ciekawy.
-Rozmawiać, moglibyśmy rozmawiać żebym zrozumiała co mogę zrobić, a co nie.  Ja jestem człowiekiem, nie jestem twoim poddanym, nie możesz mnie ciągle kontrolować.
-Wiem.. ale .. no ja nie wiedziałem, że istnieją inne sposoby ,zanim cię poznałem.
-Ty nauczyłeś mnie korzystać z broni ja nauczę się ,jak się zachowywać, będziemy kwita.
-Nie chcę byś się mnie bała.
Justin był trochę spokojniejszy, jednak nadal zmartwiony, chyba się bał ,że znowu mnie uderzy ,ale już raczej nie robiłby sobie krzywdy.
-Mogę zadać ci pytanie?
-Tak.
-Dlaczego według ciebie nikt nie atakował a mnie wszyscy?
-Myślą ,że jesteś bezbronna i mogą zrobić z tobą co chcą, co nie można było powiedzieć, jeśli chodzi o Alice ,ponieważ byłą wysoka, duża, umięśniona a ty jesteś…- Zatrzymał się
-Niska, zwinna, słaba można byłoby pomyśleć ,że ,gdyby cię mocniej ścisnął złamałby cię na pół, a do tego ….
-Jesteś przepiękna. – Przerwał mi.
Zaczerwieniłam się i opuściłam głowę. Wciąż nie umiał wyrazić łatwo to czego się uczył, ale szło mu to coraz lepiej. Zresztą ja też musiałam się jeszcze nauczyć. Chriss też często mówił mi, że jestem piękna ,ale nie tak jak Justin, on był tak szczery ,że prawie mnie przekonał.
-Wiem.. że pewnie nie będziesz chciała..ale… mogę cię pocałować?- Spytał chwile póżniej zakłopotany.
-Czemu za każdym razem o to pytasz?
-Nie musze?
Kolejny raz szybko się zaczerwieniłam
-nie.
Wydawał się zabawny ,gdy był taki niezdarny. Całkiem inny niż ,gdy chwile wcześniej masakrował swoje ręce, lub jak jeszcze wcześniej pobił tego chłopaka.
-Myślałem że powinienem najpierw spytać… ostatnim razem nie spytałem ale ty nie chciałaś ,więc wolę mieć twoje pozwolenie.
-Chriss nigdy mnie nie pytał- Powiedziałam mimowolnie. Miałam nadzieje że to nie zdenerwuje Justina, opuściłam głowę i spojrzałam na bransoletkę z literką „C”.
-Podobało ci się ?
Hmm, lubiłam jego pocałunki z zaskoczenia, tęskniłam za czasem spędzonym z nim ,ale z perspektywy czasu musiałam przyznać że trochę przesadzał. 
Często wolałam kogoś, kto poświeciłby swoją uwagę by mnie wysłuchać ,a nie swoje ciało ,by zleciał czas.
-Więc… ?
-Tak.. ja nie ….
Nigdy nie zastanawiałam się na takimi rzeczami związanymi z Chrissem, Justin stworzył zamieszanie w mojej głowie. Rozbawiona położyłam swoje usta na jego, on przyjechał ręką po moich plecach. Nie martwiłam się tym ,że mógł zabrudzić mi bluzkę krwią, miałaś setki takich samych. Po kilku minutach oderwał się ode mnie i oparł swoje czoło o moje. Jego oczy były idealne, czułam na sobie jego oddech.
-Wiesz jaka była najgorsza rzecz jaką widziałem do tej pory? –Spytał
-Jak umiera twoja siostra? -Odpowiedziałam.
-Ciebie, bezbronną w rękach tego chłopaka, gdy ja nie mogłem zrobić nic, by cię uratować.

*********************
Na początek mniej ważna sprawa: nie sprawdzałam tekst zanim dodałam bo już po prostu nie miałam sił, sprawdze go jutro tazke za błędy przepraszam. 
Teraz ważniejsza sprawa. Opowiadanie ma 41 rozdziałów. Autorka napisała że zastanowi się na tym( do września) czy zrobi kontynuacje czy też usunie całe opowiadanie.
Niestety :( Ja sama mam nadzieje że będzie je kontynuować ponieważ przeczytałam całe i ciągle mi mało. 

piątek, 21 czerwca 2013

20 rozdział

Rozdział 20 - Złudzenia.



Nie chciałam, żeby było po mnie widać, że odpowiedź Justina zbiła mnie z tropu i przede wszystkim przeraziła. Jak ktoś mógł zabić swoją własną matkę? Postanowiłam nie zadawać więcej pytań, tak było lepiej, dla wszystkich, ale on jednak mówił dalej. 
-Byłem mały, nie pamiętam dużo , 
a raczej nic.- Zatrzymał się, łza spływała mu po policzku. 
-Nie musisz mi nic opowiadać, jeśli nie chcesz. 
Zignorował mnie. 
-Wiem, tylko że bawiłem się pistoletem a moja mama tam była, nie wiem, co przyszło mi, wtedy do głowy, ale jej tu już nie ma, a to wszystko przeze mnie. 
Kto pozwala dziecku bawić się pistoletem? To nie miało sensu. 
-Ciekawy jaką była osobą, 
czy kochałaby mnie, czy byłaby inna niż mój ojciec… 
Głos uwiązł mu w gardle. 
-Nie wiem 
jak to jest mieć matke, może ona nauczyłaby mnie więcej rzeczy o kobietach i wiedziałbym jak się z tobą zachować;zamiast być do niczego 
Jego nos był czerwony a jego płacz był zdesperowany a jednak cichy. Nie mogłam patrzeć na to, jak cierpi, ciągle próbował zrobić coś dla mnie ,nawet, teraz gdy mówił o swojej matce wtrącił do tego mnie. Zbliżyłam do niego dotknęłam ręką jego policzka 
i go pocałowałam. Nie całowaliśmy się, odkąd ostatnim razem oglądaliśmy film, gdy wyznał jak ciężko jest mu spędzać ze mną czas.Justin patrzył na mnie z niedowierzaniem póżniej opuścił głowę i powiedział: 
-Czemu to zrobiłaś? Jestem do niczego. 
-Nie, nie prawda. 
Do tej pory troche mnie denerwowało to, że nie potrafi ukazywać swoich uczuć, ale, gdyby dobrze pomyśleć tylko ja zrozumiałam,że mu na mnie zależało. Ja, 
jednak, nigdy nie opowiedziałam o swoim życiu, tak naprawdę ogólnie rzadko mówiłam mu czymkolwiek . 
Zastanawiałam się, jak musiał się czuć on mając u boku kogoś, kto nie wyrażał swoich emocji 
i swoje myśli. 
Myślał, że mi się podoba czy nie? Trudno zgadnąć , zresztą ja sama nie wiedziałam. 
Westchnął 
i wytarł łze którą jednak po chwili zastąpiła kolejna. Ukrył twarz dłoniach z daremnej próbie ukrycia Łez. 
Zebrałam się na odwagę. 
-nie wszystkie osoby, które mówią, że im na mnie zależy 
i wiedzą, że mi się podobają, przynoszą mi śniadanie do łóżka. 
-Co chcesz przez to powiedzieć?- Był zdezorientowany. 
-Nie jesteś do niczego jesteś po prostu niedoświadczony. Jeżeli nigdy nie byłeś z dziewczyną skąd miałeś wiedzieć, że miło jest,gdy przynosi się jej śniadanie do łóżka? Ty próbujesz, ciągle chcesz zrobić dla mnie coś miłego, na swój sposób, ale liczą się chęci. 
Pomyślałam o Chrissie, kochał mnie bardzo, ale czy zrobił 
kiedykolwiek coś słodkiego dla mnie? Kiedy zrobił mi niespodziankę?Nigdy. Justin, natomiast się starał. Pogłaskałam jego plecy. Po kilku sekundach spytał: 
-Mogę dostać jeszcze jednego całusa? 
Położyłam swoje usta na jego. Moje serce biło bardzo szybko, 
ale było to przyjemne. Po kilku sekundach się od siebie oddaliliśmy. On wstał i poszedł do łazienki, słyszałam jak z kranu leję się woda, po kilku minutach wrócił jakby nigdy nie płakał,jakby nigdy nic się nie stało. 
-Nie mów o tym co się stało nikomu, ok?- Spytał zupełnie niewzruszony. 
Przytaknęłam zdziwiona, on tak szybo doszedł do siebie. Może to były lata praktyki. Właśnie w tym momencie zadzwonił telefon Justina. 
-Tak. 
Odpowiedział swoim oziębłym głosem. Ktoś po drugiej stronie słuchawki ciągnął monolog, po czym Justin się rozłączył. Był zirytowany. 
-Mam małą sprawę do załatwienia, ktoś złapał zasady. Masz tu zostać, jasne? 
Nie miałam nic do roboty 
i nie chciałam się nudzić jak poprzedniego dnia , ale byłam zadowolona tym, że nie musiałam z, nim iść.Nie chciałam zobaczyć kolejne trupy czy kłótnie. 
Przytaknęłam. 
-Ostrzegam cię Quinn nie możesz wyjść ,pod żadnym pozorem. 

**** 

-To moje ostatnie pragnienie, 
to moje prawo.- Krzyknął chłopak, po głosie można było dedukować, że jestem młody. 
-Powiedziałem nie. 
Powiedział ozięble Justin. Potem usłyszałam głośniejszy krzyk, który mnie przestraszył. Mineło około 30 minut od, kiedy Justin wyszedł załatwić  „sprawę”. Pewnie musiał spotkać tego co złamał zasady. Byli w pokoju obok naszego, ale nie wiedziałam co się działo, dedukując po krzykach chłopaka chyba go torturował. Nie wiedziałam czy znowu bać się Justina, czy też nie, 
to akuratnie było ważne w tym momencie. Okej chłopak złamał zasady trzeba go zabić, ale nie torturować. Postanowiłam coś z tym zrobić,może, gdybym była tam Justin okazałby trochę litości. 
Otworzyłam drzwi 
i przegotowywałam się psychicznie do tego co miałam tam zobaczyć. Gdy już znalazłam się w łazience otworzyłam kolejne drzwi. Zobaczyłam Justina, stał do mnie plecami, przed, nim leżał chłopak, który pluł krew i trzymał się za brzuch; trzeci chłopak jeszcze trzymał się na nogach, ale też został uderzony pary razy przez Justina; dalej stał inny chłopak, nic mu nie było, ale był zmartwiony. Drugi chłopak zauważył mnie jako pierwszy, podniósł na mnie wzrok i gapił się na mnie jak na anioła. Prawie nie oddychał. Trzeci też zaczął mnie obserwować. Pierwszy podniósł wzrok na Justina, po czym spojrzał na mnie,otworzył usta i patrzył na mnie jakbym była ostatnią dziewczyną na tej planecie. A no tak, przecież byłam jedyną dziewczyną spółce. Gdy Justin zauważył, że wszyscy gapią się na coś za jego plecami odwrócił się i zabójczym wzrokiem krzykną: 
-Kazałem ci zostać w pokoju czy się mylę? 
Podszedł do mnie 
i szarpną mnie za ramie. 
-Proszę, nie każ jej wyjść- Powiedział chłopak, który leżał na ziemi, był naprawdę młody. Mógł być w moim wieku 
albo kilka lat starszy. 
-Quinn, idź!- Rozkazał Justin popychając mnie. Był prawie taki jakbyśmy nie byli razem. Był na mnie wściekły. Oczywiście przez moją manie wpakowania się w kłopoty 
i pomaganie innych miałam teraz niezły problem. 
-I tak już ty jest, zobaczyłem . Pozwól, że dotknę jej ręki. Proszę cię, potem będziesz mógł zrobić ze mną co chcesz –Błagałchłopak. Jego ostatnim pragnieniem było dotknięcie mojej ręki? W sumie wiedział, że będąc w spółce nie mi ał szans zobaczyć inną dziewczynę, może dlatego złamał kodeks; wiedział, że, wtedy będzie musiał iść do gabinetu Justina 
i liczył, że mnie zobaczy. 
-Nie- Odpowiedział stanowczo Justin poczym dał mi znak żebym wyszła. Co miałoby się złego stać? Chciał tylko dotknąć moją rękę. Sprawiłabym, tylko że byłby szczęśliwy. Zrobiłam krok do przodu 
-Nawet nie próbuj, inaczej ja... –Powiedział Justin prawie mi grożąc. 
-To tylko ręka, chce to zrobić. Przynajmniej umrze szczęśliwy- Powiedziałam za nadzieją, że mnie nie znienawidzi. 
-Powiedziałem NIE ,Quinn. Idź stąd. –Powiedział zaciskając szczękę. Nie mógł być taki autorytarny w stosunku do mnie,nienawidziłam ludzi autorytarnych a było ich wystarczająco dużo, odkąd tam byłam. Koniec z tym. Zrobiłam kolejny krok doprzodu. Justin zbliżył się do chłopaka 
i uderzył go w twarz, potem wyszeptał mu do ucha: 
-Tylko ręka- Potem oddalił się od chłopaka a ten wstał robiąc krok do przodu. Był tak zmasakrowany, że nie wiedziałam czym Justin się martwił. Dotknęłam lekko jego ręki, gdy on złapał mnie mocno za nadgarstek; zobaczyłam jak pozostali dwaj podbiegli do Justina 
i przyparli go do ściany. Wydawało się, że się tego spodziewał, de facto nie był tym zdziwiony tylko zdenerwowany zmartwiony. Tymczasem chłopak, który mnie złapał popchnął mnie do ściany i zaczął mnie nachalnie całować dotykając mnie wszędzie. Popatrzyłam na Justina, próbował uciec od tych dwóch chłopaków, patrzeć bezradnie na to, co robił ten chłopak musiało być dla niego ciężkie. 
Bałam się, popatrzyłam błagalnie na Justina, z nadzieją, że mi wybaczy, ale był co raz bardziej zdenerwowany a jego próby wydostania się z rąk chłopaków nie kończyły się pomyślnie. Tym razem musiałam się sama uwolnić. 

Opuściłam wzrok 
i zauważyłam, że chłopak ma nów za pasem, spróbowałam mu go zabrać tak, żeby się nie zorientował. Był tak zajęty całowaniem i dotykaniem mnie, że nie zwrócił na to uwagi. Pomyślałam o tym, żeby trafić go w serce i zabić, mogłam to zrobić. Podniosłam nóż, ale nie miałam odwagi to zrobić. Szybko rzuciłam nożem w nadziei, że trafię rękę jednego z chłopaków,który przetrzymywał Justina, gdybym się pomyliła nóż trafiłby szefa. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Zamknęłam oczy modląc się, by nóż wylądował w dobrym punkcie, otworzyłam je a Justin już pokonał jednego z chłopaków, po chwili drugi też leżał na ziemi. 
Nieźle. Drugi raz zostałam zaatakowana 
i znowu dobrze trafiłam. Justin zbliżył się do nas i wbił nóż w gardło całującego mnie chłopaka zmuszając go do tego, by się cofnął. Mimowolnie zaczęłam płakać ze strachu i z bólu. Gdy chłopak się ode mnie oderwał poczułam, że boli mnie każda część ciała. Poprawiłam bluzkę i spojrzałam na Justina. Szukałam wybaczenia, to, co się teraz działo to była moja wina. Justin wydawał się totalnie na mnie zły, zignorował mnie kompletnie. Strzelił do jednego chłopaków, którzy go przetrzymywali, drugi nadal miał wbity nóż w dłoni. Justin rzucił najmłodszego z chłopaków na ziemi, ten jednak wydawał się zadowolony. 
-Koniec końców dostałem to czego chciałem- Uśmiechnął się 
-Zamknij się –Zmuszając go kopnięciem do położenia się za ziemi. 
-To dokładny przykład powiedzenia „Podaj komuś dłoń a weźmie całą rękę –Powiedział z uśmiechem mój napastnik. Justin nadepnął jego ucho. 
-Zrobiłem to też dla niej. Ona tego pragnęła, chodzą pogłoski, że jesteś świętoszkiem. Że jeszcze tego nie zrobiliście.- Zaczął się śmiać. Mi się podobało to, jak Justin się zachowywał, nie mógł go osądzać. 
-Nic nie możesz o mnie powiedzieć. 
-Ja..Emmhh… Mogę już iść?- Spytał chłopak, który próbował wyjąć nóż ze swojej dłoni. Justin w odpowiedzi odwrócił się 
i strzelił prosto w jego oko. Miał dobry cel. Wzrokiem wrócił do chłopaka leżącego przed, nim. Schylił się. Wbił nóż w ramie chłopaka. Źle się poczułam , musiałam trzymać się ściany, by nie spaść. 
-Nie zasługujesz na, to by być z  dziewczyną. Źle  traktujesz.- Powiedział chłopak pocąc się, nie wiem czy ze strachu czy bólu. 
Justin wyciągnął z pod bluzki nóż. Wbił go w drugie ramie chłopaka. Zamknęłam oczy 
i mocniej oparłam o ścianę. Usłyszałam krzyki chłopaka, który po chwili powiedział: 
-Ter… Teraz mnie zabij. 
-Zasłużyłeś na cierpienie- Odpowiedział Justin. Jak to możliwe, że w jego głosie nie było 
ani nutki litości? 
-Wystarczy- Powiedział chłopak słabym głosem, czułam jak ciężko oddycha. Krzyknął jeszcze raz. Nie miałam odwagi zobaczyć co się dzieje. Byłoby 
lepiej, gdybym go zabiła szybko, gdy miałam okazje, Justin torturowałby go bez litości do samego końca, za to co mi zrobił. 
-W-Wystarczy- Wyszeptałam. 
-Masz cholerne szczęście- Zakończył Justin, po czym usłyszałam strzał. Otworzyłam oczy, ale postanowiłam odwrócić się tak, by nie zobaczyć jego ciało. Cicho weszłam do łazienki. Wreszcie byłam bezpieczna a cały ten koszmar się skończył. Nagle poczułam jak ktoś dotyka moje ramie. To 
na pewno był Justin, który chciał się dowiedzieć jak się czuję. Odwróciłam się, gotowa zatopić się w jego ramionach, gdy poczułam jak ręka szybko ląduje na moim policzku. 
-Justin mnie uderzył. 
-Następnym razem dobrze się zastanów, zanim postanowisz olać to, co kazałem ci zrobić- Powiedział przez zaciśnięte, żeby .





¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
Dzięki za komentarze chociaż było ich dosyć mało. Poprawiłam interpunkcję na przecinki.pl wiec mam nadzieje ze będzie ok. Następny rozdział prawdopodobnie w niedziele lub poniedziałek ( w weekend nie będzie mnie prawie wgl w domu bo mam dużo wyjazdów z rodzina) Głupio ostatnio wychodzi z rozdziałami nw dlaczego gdy kopiuje i wklejam lącza mi sie wyrazy albo gdy publikuje sam zmienia sie kolor czcionki tak ze nic nie widac -,- ;/ :(
CZYTASZ = KOMENTUJESZ