Rozdział 23- Pożegnanie.
-Proszę, to co szukałaś.
Stivie podał mi teczkę pełną dokumentów na której pisało "boss n° 14"
-Wszystko tu pisze?
-Tak, powinnaś
znaleźć to czego szukasz.
-Dzięki.
Uśmiechnęłam
się, w końcu mogłam pomóc Justinowi.
-Bardzo
dziękuje, nie wiem jak poradziłabym sobie bez ciebie.
Byłam tak
zadowolona że odruchowo rzuciłam się z objęcia Stivie’a. Może to też dlatego, że część mnie czuła się
winna za to, że ni uratowałam go przez Justinem. Na początku był trochę niepewny ale potem
objął mnie. Jego klatka była twarda,
czułam ciepło które od niej emanowało.
-Wiesz, bardzo
trudno było znaleźć te papiery.
Odsunęłam się
od niego.
-Dziękuję ci,
naprawdę.
-Naprawdę
bardzo trudno.
Zrobił krok do
przodu i położył ręce na moich biodrach. Przełknęłam głośno ślinę. To była
żenująca sytuacja. Bardzo żenująca.
-A ja już
mówiłam, że nie wiem jak ci dziękować.
Spuściłam wzrok
w zażenowaniu.
-Ja mam pomysł.
Zbliżył się do
mnie jeszcze bardziej i złapał dłonią mój podbródek, zmuszając mnie bym na
niego spojrzała. Był tak blisko, że
czułam na sobie jego oddech, gdy do mnie mówił.
-Wiesz dlaczego
dziwnie się zachowywałem, gdy zaczęłaś się spotykać z szefem? Wiesz dlaczego
płakałem?
Teraz wszystko
do mnie docierało, wiedziałam co próbował zrobić. Nie chciałam się oddalić, nie
potrafiłam wytłumaczyć dlaczego.
Może dlatego,
że był moim przyjacielem, może dlatego, że przeze mnie prawie zginął albo może
dlatego , że chciałam się zemścić na Justinie za to ,że mnie zdradzał.
-Ja… ci się
podobam- Wyszeptałam.
Przytaknął i
ruchem głowy, musnął moje usta. Znowu opuściłam wzrok. Nie mogłam to zrobić, to
ja mówiłam że zemsta nie jest dobry wyjściem, prawda? Nie mogłam się zemścić na
Justinie.
-nie-
Wyszeptałam.
-Proszę cię-
Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, chciał tylko pocałunek. Jeden w swoim życiu. Już nie chodziło o
Justina, chodziło o to by pomóc przyjacielowi. Położył swoje usta na moich.
Stivie też, tak jak Justin, był niedoświadczony. Po chwili oderwał się ode mnie
i w ciszy patrzył się na mnie. Trwało to tak krótko, że nawet nie poczułam że
to się stało. Dla niego to musiało być jednak świetne.
Ja nie poczułam
nic.
-Jak było?
-Emm…
Zarumieniłam
się, nie podobało mi się ani trochę.
Prawdopodobnie dlatego, że wolałam Justina a fakt że Stivie nigdy się
nie całował nie pomagał mu, przeciwnie, pogarszało sytuacje ponieważ był w tym
do niczego.
-Nie podobało
ci się? – Był rozczarowany.
-Tobie?
-To była
najpiękniejsza rzecz w moim życiu.
Czułam się
zażenowana, dla niego to było ważne dla mnie, natomiast, to nie było nic.
Prawdopodobnie
wyczytał to z mojej twarzy.
-Nie podobam ci
się, prawda? W tym tkwi problem.
-Stivie ja cię
lubię ale on jest…
-Jest ?
Nie wiedziałam
jak dokończyć to zdanie. Justin był. ..
-Moim księciem.
Uśmiechnęłam
się na myśl o tym jak nazwał mnie „księżniczką”.
Justin
potrzebował mnie tak , jak syn potrzebuje matki. Musiałam mu pomóc dorosnąć.
-Okej
–Powiedział Stivie, oddalając się.
-Myślałem że
przynajmniej to ci się spodoba, byłem głupi, nie mogę z NIM konkurować.
Też zostałam spławiona przez kilku chłopaków, wiem jak się czuł. Dodatkowo nie mogłam mu
pomóc jak pomagały mi moje koleżanki. Nie mogłam mu powiedzieć że znajdzie inna
dziewczynę, ponieważ póki był tym miejscu nigdy by ją nie znalazł.
-Nie bądź
smutny, szef czy nie szef zawsze pozostaniesz moim przyjacielem.
Złapałam jego
rękę, chyba był trochę spokojniejszy. Nie chciałam żeby cierpiał przeze mnie
,znowu.
-Dziękuje że
mnie nie odepchnęłaś, chciałem chociaż spróbować.
-To ja tobie
dziękuję za wszystko co zrobiłeś.
Podniosłam zadowolona
teczkę z papierami, uśmiechając się do niego.
Ktokolwiek inny
kto znalazłby się na miejscu Stivie, mógłby mnie wykorzystać, ale nie on, on
taki nie był. Mogłam mu ufać. Nagle usłyszałam
jakiś dźwięk przy wejściu, odwróciłam się szybko.
Prawdopodobnie
był to Justin który przyszedł mnie szukać, gdy zauważył rano że nie ma mnie w
pokoju.
Krew zamarzła
mi w żyłach, zabiłby nas.
-To chyba tylko
wiatr- Stivie wyczuł mój strach.
-muszę iść-
Powiedziałam.
Podeszłam do
drzwi, gdy chłopak którego nigdy wcześniej nie widziałam, je otworzył. Był to chłopak o wiele wyższy niż Justin, był
chyba nawet starszy. Justin przy nim był krasnalem pomimo tego to on był
szefem, nie ten chłopak stojący nade mną.
Uśmiechnęłam
się z tej przeciwności losu, kto by pomyślał że jego szef będzie mniejszy od
niego.
Patrzył na mnie
kilka sekund z otwartą w zdziwieniu, buzią.
-Peter, czego
chcesz? -Spytał Stivie
-W-wy dwaj, chyba macie problem. – Powiedział dalej oszołomiony.
*****
Staliśmy przed
drzwiami gabinetu Justina. Nikt nie miał odwagi wejść do środka. W skrócie
Peter widział jak chłopczyk-szpieg wyszedł szybko z archiwum i pobiegł
powiedzieć wszystko Justinowi. Znowu to samo. Już gdy trafiliśmy z Luke’em
przez niego do Justina ,wiedziałam że ten chłopczyk zwiastował kłopoty.
-Stivie, musimy
wejść.- Powiedziałam.
-Nie-
Wyszeptał. Stał jak wryty, ledwo oddychał przez ten strach.
-Stivie,
wejdziemy do tego pokoju we dwóch i we dwóch wyjdziemy. – Próbowałam go
namówić.
-Skąd ta
pewność?- Ledwo wydusił z siebie.
-przysięgam że
tym razem ci pomogę, to będzie sposób na podziękowanie ci za bycie moim
przyjacielem, żeby się pożegnać.
Patrzył na mnie
zdenerwowany.
- Sprawiłam ci
już zbyt wiele kłopotów, nigdy więcej się nie zobaczymy.
Położyłam
teczkę między książkami na jednej z półek w korytarzu, z nadzieją że nikt jej
nie znajdzie, potem odwróciłam się i otworzyłam drzwi do gabinetu. Justin był
odwrócony do nas plecami, gapił się na ściane. Chłopczyk widząc nas uśmiechnął
się i w podskokach wyszedł z pokoju.
Poczułam nagłą
potrzebę uderzenia tego chłopczyka w twarz, jednak wiedziałam że to nie
najlepsza pora na zemstę, więc ograniczyłam się do zaciskania dłoni w pięść.
-Quinn-
Powiedział ozięble Justin, odwrócił się i kręcił głową jakby po to by rozluźnić
mięśnie. Często widziałam go
zdenerwowanego, albo jak ostatnio, szczęśliwego ale nigdy tak złego. NIGDY.
Nawet w stosunku do chłopaka który chciał mnie wykorzystać jakiś czas
wcześniej. Przypomniało mi się jak go
zmasakrował, nie chciałam by zrobił to samo Stivie’owi. Usłyszałam jak za mną wchodzi Stivie, zamyka
drwi i głośno połyka ślinę. Justin podszedł do nas, miał mocno zaciśniętą
szczękę a jego ruchy były sztywne, jakby chciał się na siłę uspokoić.
-Quinn,
dlaczego nigdy nie pukasz? – Wycedził przez zęby.
Opuściłam
głowę. Na mnie też był zły. Nie chciałam, zależało mi na nim.
-Pozwól mi
wytłumaczyć- Wyszeptał Stivie. Jego głos był niepewny.
-Sytuacja
wymknęła się spod kontroli ale nie chcieliśmy….
Przerwał mu
Justin który wymierzył mu cios w podbrzusze. Zaczęłam się trząść ,nie
dotrzymywałam obietnicy.
-Nie pozwoliłem
ci mówić- Odpowiedział ozięble, po czym odwrócił się w moim kierunku.
-Chcę usłyszeć
to od ciebie.
Popatrzył na
mnie z wyższością, jakbym była dla niego
nikim. Jakby wszystkie dobre rzeczy który zdarzyły się nam w poprzednich dniach
nigdy nie istniały.
-Nie.. ja…
Czułam na sobie
jego oskarżycielski wzrok przez co nie mogłam wypowiedzieć normalnego zdania.
-Nie martw się.
Mamy czas.
Złapał mnie za
ramie i zaczął wzmacniać uścisk.
-Czas się
skończy kiedy nie będzie już w stanie wytrzymać bólu. Nie martw się, albo
odpowiesz albo zrobię tak, że na końcu tej rozmowy będziemy musieli amputować
ci ramie.
Chciałam mówić
ale strach mi na to nie pozwalał. Łzy
zaczęły cieknąć po moich policzkach.
Nigdy nie groził mi w taki sposób.
Proszę cie ….
To boli.
Powiedziałam.
Położyłam swoją rękę na jego. To nie był
mój Justin, te oczy…. Nigdy wcześniej je nie widziałam.
Co chciał
wiedzieć? Już wszystko wiedział.
Traciłam czucie
w ramieniu, który robił się już fioletowy.
-Co chcesz
wiedzieć ?- Spytałam. Przez ból mój głos przypominał bardziej jęk.
-To co już
wiesz? – Dodałam.
-Zrobiłaś to by
się zemścić? Mówiłem ci już że cię nie zdradzam.
-Nie zrobiłam
to dlatego, zrobiłam to by oddać przysługę Stivie’owi i posłuchaj: tylko się
wyżywasz ponieważ czujesz się zdradzony. Szukasz tylko jakiś powód żeby nas
pobić. Nie prawda?
Puścił moje
ramie, jednak to nie był koniec. Dostałam od Justina z kolana prosto w brzuch,
przez co opadłam na kolana.
-Masz rację.
Wiem już to co chciałem wiedzieć. – Uśmiechnął się i uderzył ponownie Stivie’a
,który upadł na ziemi.
Żeby uratować
nas związek i usprawiedliwić się, ponownie skazałam Stivie’a na śmierć.
Justin klęknął
i wyszeptał mu do ucha:
-To będzie
wolne i bolesne.
-Złapał swój
nóż i przybliżył ostrze do twarzy Stivie. Zamknęłam oczy, nie chciałam tego zobaczyć.
Stivie krzykną. Myślałam że mi też zrobi krzywdę, ale jakby czytał mi w myślach
powiedział:
-Ona jest moja.
Nie mogłam
słuchać jak Stivie się męczy. Moja ręka prawie wróciła do normalnego koloru.
Kto by powiedział, że Justin ma aż taką siłę.
-O-obietnica.-
Wyszeptał Stivie.
Wiedziałam o co
mu chodziło.
-Jeżeli go
zabijesz nie będę niczyja.
Złapałam swój
nóż i przyłożyłam go sobie do gardła.
Justin dalej
torturował mojego przyjaciela, był potworem. Przycisnęłąm nóż mocniej, kropla
krwi wydostała się z rany i przypłynęła w dół po mojej skórze. Justin patrzył
się na mnie przez długą sekundę.
Myślałam że zechce mnie uratować ale on tylko patrzy na zmianę na mnie i
na Stivie’a. Ku mojemu zdziwieniu Justin dalej masakrował chłopaka.
Poczułam się
obrażona. Gdzie był mój Justin, ten co zrobiłby dla mnie wszystko?
Teraz jedyną
rzeczą o której myślał to torturowanie Stivie’a , nie o mnie. Mogłaby wtedy dla
niego nawet umrzeć.
Kontynuowałam wtapianie
noża w moją szyję ,mimowolnie jęknęłam.
Wiedziałam że
Justin wróciłby do siebie, że porzuci chęć zemsty dla mnie .
Wystarczyło tylko
troche wiary.
Łza popłynęła
po moim policzku. Justin odwrócił się do mnie spanikowany.
-Nie zależy ci
na mnie. Inaczej pozwoliłbyś mu odejść- Wyszeptałam. On puścił Stivie i
podbiegł do mnie, zabierając mi nóż z ręki.
-Nie pozwolę
byś zrobiła sobie krzywdę.
Wsadził mój nóż
do swojej kieszeni i podbiegł do szafki przy biurku. Wiedziałam co chciał
wziąć. Podbiegłam do niego. Kiedy odwrócił się do mnie z biczem w ręku złapałam
jego nadgarstki patrząc mu w oczy.
-nie-
Wyszeptałam. Patrzył mi długo w oczy, chyba się uspokajał. To był znowu mój
Justin, czułam to.
-Quinn,
dlaczego go bronisz? – Powiedział łamiącym się głosem. Cierpiał, zemsta była dla niego sposobem na
odreagowanie.
-To mój
przyjaciel.
-Nie całuje się
przyjaciół.
Złapał mnie za
nadgarstki i przekręcił, uklęknęłam żeby nie przekręcił mi je jeszcze bardziej.
-Zrobiłam to tylko
dlatego że zależało mu ale …
Puścił moje
nadgarstki i podszedł do niego.
-Masz rację,
problem tkwi w nim.
Położył mu nogę
na twarz.
-Zawsze w nim
tkwił.
Naładował
pistolet.
-Nie! –Krzyknęłam
zbliżając się. Położyłam mu rękę na karku i zmusiłam go by odwrócił twarz.
-Nic nie
poczułam. Nic nie poczułam gdy go całowałam. Ty jesteś jedynym. Przysięgam-
Krzyczałam panicznie. Przysunęłam rękę
żeby pistolet był skierowany w moja stronę.
Przez kilak
sekund został w tej pozycji. Przez chwilę, nawet jeśli tylko krótką, myślałam
że chce mnie zabic.
Potem jednak
opuścił broń.
-Jeżeli ci na
mnie zależy, odpuść mu.
Oddech Justina
się uspokoił, chyba mi uwierzył.
-Skąd mogę mieć
pewność że zależy ci na mnie jak mi na tobie?- Spytał zmartwiony. Serce biło mi
coraz szybciej. Wiedziałam co miałam teraz zrobić, nie dla Stivie’a, dla
Justina. Przybliżyłam twarz do jego i
wyszeptałam mu w usta:
-Udowodnię ci
to, dziś wieczorem. Obiecuję.
Na twarzy
mojego chłopaka nadal można było zauważyć nutkę zmartwienia.
**********************
NIE MIAŁAM CZASU ŻEBY POPRAWIĆ POPRAWIĘ TO JUTRO.
A teraz odpowiadając na wasze kom i pyt. to tak po:
1. Justin mógł ją zdradzać ponieważ on jago szef może wychodzić poza mury spółki.
2 LINK do oryginał: http://www.efpfanfic.net/viewstory.php?sid=1431297&i=1 (NIE PODAŁAM GO WCZEŚNIEJ PONIEWAŻ ŻEBY WEJŚĆ TRZEBA SIĘ TAM ZALOGOWAĆ)
3. Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Są wakacje i chodź może się to wydawać dziwne mam teraz mniej czasu niż podczas roku szkolnego :)
ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM WSPANIAŁYCH WAKACJI :)
A i pytanko: źle byście zareagowali gdybym dała na tym blogu reklamy?) nie dam ich ale jestem ciekawa :D
Myślę że następny rozdział, będzie rozdziałem na którego długo czekaliście :)
Myślę że następny rozdział, będzie rozdziałem na którego długo czekaliście :)